Zajmując ósme miejsce w 73. Turnieju Czterech Skoczni Paweł Wąsek osiągnął prawdopodobnie największy sukces w swojej dotychczasowej karierze. Najmłodszy, 25-letni, zawodnik polskiej kadry chce i może więcej. Duże nadzieje wiąże ze startem w Zakopanem.
W sobotę w ramach Pucharu Świata na Wielkiej Krokwi Wąska zobaczymy w konkursie drużynowym razem z Aleksandrem Zniszczołem, Kamilem Stochem i Dawidem Kubackim. A w niedzielnym konkursie indywidualnym Wąsek może powalczyć o swoje pierwsze w karierze podium w PŚ.
Paweł Wąsek: Zgadza się.
- Ta forma raczej mnie uspokaja niż powoduje niecierpliwość. Pewnie, że chcę jeszcze lepszych wyników, ale spokojnie – czuję, że ze swoimi skokami idę do przodu, że się rozwijam i że teraz już naprawdę gonię tę ścisłą czołówkę w swoim sporcie.
- Po poprzedniej słabszej zimie końcem kwietnia 2024 roku ustaliliśmy taki plan, w którym mieliśmy jasną wizję, jak moje skoki mają wyglądać. I od pierwszych treningów na skoczni zaczęło to fajnie funkcjonować – widziałem poprawę, czułem się dobrze, od razu wiedziałem, że to idzie w dobrym kierunku i od razu rosła moja pewność siebie. Udane startowo lato jeszcze tę pewność zwiększyło. Pewność siebie to jest dziś moja baza. Skoki jeszcze nie są idealne, popełniam błędy raz mniejsze raz większe, ale przy tym cały czas wiem, że idę w dobrym kierunku. I że będzie coraz lepiej.
- Myślę, że właśnie w tych okolicach się kręcę. Na pewno w każdym elemencie skoku mogę jeszcze coś dopracować. W jednym elemencie jestem bliżej stu procent, w innym jeszcze daleko, ale na pewno jeszcze w każdym się poprawię.
- Tak, muszę właśnie tak robić. Staram się absolutnie nie skupiać na wynikach, chociaż z zewnątrz – z otoczenia, z mediów – dociera do mnie, że oczekiwania na moje podium są bardzo duże. I w porządku, po prostu będę robił swoje, czyli będę się skupiał tylko na tym, co mogę poprawić w swoich skokach. Wiem, co robić, będę eliminował błędy i na koniec zobaczymy czy do tego podium już się zbliżę.
- Wywiad z tobą jest dziś już moim piątym.
- Z jednej strony to jest fajne, bo dzięki temu mam potwierdzenie, że coś naprawdę dobrego dzieje się w mojej karierze. Ale z drugiej strony, ja nie jestem osobą, która lubi tak dużo rozmawiać. Wolałbym sobie posiedzieć w pokoju i zająć się czymś, co lubię robić.
- Lubię fotografię i wideo. Jak mam natrzaskane zdjęcia czy materiały do filmów, to lubię się pobawić w obróbkę i w montaż. Głównie tym się zajmuję na obozach, bo na nich możliwości są ograniczone. Czasami jeszcze obejrzę jakiś film, żeby zabić czas czekania na skoki. Ale zdecydowanie wolę się pobawić aparatem. Kupiłem go niedawno, to mój pierwszy aparat w życiu i już wiem, że będą dalsze inwestycje.
- Wszystko, co się dzieje w moim życiu. Bardzo lubię fotografować samochody, bo – jak wiesz – motoryzacja to moja pasja. Bardzo też lubię wziąć aparat, gdy idziemy na spacer z dziewczyną i psem. I jak coś fajnego wpadnie mi w oko, to lubię to uwiecznić.
- To by było coś! Byłem na dwóch Grand Prix, na Węgrzech. Wtedy jeszcze nie miałem sprzętu i zdjęć nie porobiłem, ale może w to lato się uda. A jak nie na Formułę 1, to na jakiś inny event motoryzacyjny. Koniecznie!
- Tak, ale to jeszcze z pieniędzy odłożonych wcześniej. Długo za mną aparat chodził, bo wcześniej już telefonem bardzo lubiłem robić zdjęcia. A teraz bardzo fajnie jest zarobić jeszcze trochę, bo chodzą za mną kolejne rzeczy – na pewno wkrótce sobie sprezentuję osprzęt, dzięki któremu będę mógł się jeszcze bardziej pobawić ustawieniami, żeby mieć więcej możliwości. W fotografii zawsze można dokupić kolejne rzeczy.
- Nie widziałem i ja żadnego konta nie mam. Na razie ja się jeszcze tego wszystkiego uczę, robię to totalnie amatorsko. Oczywiście jak mi wyjdzie jakieś fajne zdjęcie, to czasem wrzucę na Instagrama, na Story. Ale jeszcze mi daleko do takiego etapu, że będę miał do pokazania tyle zdjęć, żeby otwierać specjalne konto.
- Jak najbardziej! Jeżdżę, a ostatnio nawet pojeździłem bardzo dużo. Po Turnieju Czterech Skoczni potrzebowałem odcięcia się od skoków, odpoczynku. I świetnie odpocząłem w tym swoim specjalnym pokoju. Myślę, że on mi jeszcze długo posłuży.
- Cieszę się, że chociaż jest tak jak mówisz, to ani trochę nie czuję, żebym odstawał. Absolutnie tak nie jest! Na co dzień najlepszy kontakt mam akurat z Kubą Wolnym, który dzieci nie ma, z nim dzielę pokój na wyjazdach, z nim się tez często ścigamy na symulatorach, ale świetny kontakt mam też choćby ze Stefanem Hulą, który jest dużo starszy ode mnie, ma żonę i dwójkę dzieci, a często razem gdzieś wyjeżdżamy na weekendy i mogę z radością powiedzieć, że Stefan to jeden z moich najlepszych przyjaciół. Ze starszymi kolegami też umiem znaleźć wspólne tematy. My się w kadrze naprawdę dobrze dogadujemy.
- Tak, strach we mnie cały czas siedzi i myślę, że nie pokonam go do końca swojej kariery. Bo uprawiam sport ekstremalny. Przed skokami trzeba mieć respekt.
- Tak, to jest bardzo dobre spojrzenie. Wiem, że strach będzie się u mnie jeszcze wiele razy pojawiał, ale wiem, że sobie z nim radzę coraz lepiej, że przesunąłem tę barierę dalej, że umiem zachować zimną krew w niebezpiecznych warunkach, na dużych skoczniach. Czuję się coraz pewniej, choć wiem, że w wietrznych konkursach i w konkursach na skoczniach mamucich ten strach ze mną zawsze będzie.
- Nie, naprawdę. W jednym z wcześniejszych wywiadów dostałem o to pytanie. Okazało się, że nawet nie pamiętałem, że właśnie na lotach w Oberstdorfie debiutowałem w zagranicznych Pucharach Świata. Teraz skupiam się tylko na weekendzie w Zakopanem. Cieszę się, że ten weekend już jest i mam takie nastawienie, żeby jak najwięcej z niego czerpać.
- Tak, Planica jest dla mnie szczególnie trudna.
- Trener Thomas rzeczywiście dzwonił do mnie i zapraszał do drużyny na Planicę, na finał Pucharu Świata. Formę miałem właściwą, właśnie wygrałem Puchar Kontynentalny w Zakopanem. Ale miałem już dość całego sezonu. I czułem, że chcę skończyć takim dobrym akcentem, jaki miałem na Wielkiej Krokwi. Czułem, że kończę sezon z fajnym nastawieniem i że z takim wejdę w przygotowania do nowego sezonu. Myślałem sobie, że jeśli pojadę do Planicy, to może mi to uciec. Bałem się, że może tam bym nie miał frajdy, tylko bym się męczył tak, jak w Pucharze Świata się męczyłem przez większość tamtego sezonu. Bo prawda jest taka, że gubiłem się tylko coraz bardziej i bardziej, a przez to psychicznie upadałem. Podjąłem więc dobrą decyzję, żeby tamtą Planicę odpuścić.
- W piątek został tam odwołany konkurs indywidualny, do którego się nie dostałem. W piątek tak się bałem, że chciałem kończyć. Ale przegadaliśmy to, przepracowaliśmy i zgodziłem się startować w sobotniej drużynówce, a wcześniej poszedłem nawet na przedskoczka na ten przełożony konkurs indywidualny. Miałem tak nabrać trochę pewności siebie. Jako przedskoczek byłem ponapinany, w drużynówce jeszcze też. Skakałem z dużą kontrolą. Ale już w niedzielę naprawdę miałem frajdę z tego, że tam skaczę. A na finałowy skok poszedłem z takim nastawieniem, że powalczę o coś więcej i aż się za bardzo napaliłem, dlatego skok zepsułem. Ale to nic, ważne, że naprawdę czułem już pełną radość z latania.
- Zdecydowanie na to liczę.
- Nie czytałem.
- Bo to jest sport ekstremalny. Strach tu musi być. Jesteśmy normalnymi ludźmi, wiemy, że się coś się nam może stać, bo nie zawsze wszystko od nas zależy. Ale jak jest pewność siebie, jak jest przekonanie, że wiesz co robić i ufasz swoim umiejętnościom, to jakoś możesz nad tym zapanować.
- Tak, te różnice się bardzo odczuwa. Opory są dużo większe. Podchodzą już pod limity pozwalające na bezpieczne latanie. I jeszcze musisz wytrzymać lot trwający dwa razy dłużej. Różnice między skocznią dużą a mamucią są naprawdę dużo większe niż może to sobie wyobrazić ktoś, kto tego sam nie sprawdzi i nie poczuje.
- Jak są dobre, stabilne warunki, to raczej już mi się to nie zdarza. Ufam sobie już na tyle, że ze spokojem idę i skaczę. Ale zdarzają się takie konkursy, jak w tym sezonie w Kuusamo, że strach się pojawia. Wtedy rozumiem skoczków, którzy są już na górze, ale rezygnują ze skoku. Tam się coś takiego zdarzyło na treningu. W takich warunkach, gdzie nie wszystko zależy od nas, normalne jest, że każdy się boi. Wtedy strach zawsze będzie.
- Pamiętam, że to było w połowie stycznia. Obstawiałbym, że 14 albo właśnie 15 stycznia. Ale wiesz co – nie świętuję tej rocznicy, ha, ha!
- Nie! Byłem przekonany, że szybko wrócę, a najchętniej wróciłbym od razu! Ale już w trakcie pobytu w szpitalu dowiedziałem się od lekarzy, że dostanę zakaz na co najmniej pół roku. Ten czas mijał mi dobrze, nie mogłem się doczekać skakania. Ale jak wróciłem na skocznię i siadłem na belce, to głowa zaczęła szwankować, wyświetlać różne głupie myśli. Wtedy zaczął się problem.
- Nie widziałem…
- Zadzwonił do mnie didżej, który będzie dobierał muzykę i zapytał, do czego chciałbym skakać. Poprosiłem o chwilę do namysłu, sprawdziłem, co mi ostatnio szczególnie wpadło w ucho i przekazałem informację.
- Naprawdę nie mam pojęcia, o czym jest ten kawałek. To po prostu fajna nuta, i tyle.
- Na pewno! Jeśli troszeczkę pomogłoby szczęście, to super, ale równe warunki wystarczą. W nich na pewno będę w stanie dobrze poskakać.
- Zdecydowanie jestem dzieckiem Małyszomanii! Świetnie pamiętam złoto Adama z MŚ w Sapporo w 2007 roku, pamiętam nawet konkursy z wcześniejszych lat, bo u nas w domu skoki od zawsze się oglądało. Mój dziadek był w przeszłości skoczkiem.
- Tak było. Dziadek był trenerem skoków już wtedy, gdy się urodziłem. Od początku mi pomagał. I patrzył, jak skaczę razem z Adamem – Adam w telewizorze, a ja przed telewizorem na puf.
- Żeby stać się taką legendą skoków, jak Adam. Cieszę się, że teraz pracuję, żeby te marzenia się spełniły.
- Ale nigdy nie chciałem w tym sporcie zostać. Trenowałem długo i dużo, bo tata się uparł. Sam był alpejczykiem. A mnie ciągnęło do skoków. W końcu pozwolił mi pójść na skoki, ale postawił warunek, że najpierw stanę się bardzo dobrym alpejczykiem, bo uważał, że to mi pomoże. Pomaga, ale cisnął mnie tak mocno, że aż mi wtedy narty zbrzydły.
- Będą wszyscy – i siostra, i rodzice.
Super, dziękuję bardzo!