Skoczkowie narciarscy nie zarabiają za zawody tyle, co piłkarze, czy koszykarze ligi NBA. Kwoty są jednak całkiem przyjemne. Chociażby za wygranie Turnieju Czterech Skoczni triumfator zgarnia 100 tysięcy franków szwajcarskich, czyli ponad 450 tysięcy złotych. A jak to się ma w zmaganiach kobiet? Tam dochodzi do niemałych absurdów.
W trakcie, kiedy trwa Turniej Czterech Skoczni, panie rywalizują w Turniej Dwóch Nocy. Zawodniczki pojawiają się na skoczniach w Garmisch-Partenkirchen i Oberstdorfie, a więc tam, gdzie panowie walczą o triumfy w dwóch pierwszych konkursach prestiżowego cyklu. Tutaj jednak "prestiż" jest nieco mniejszy.
Przynajmniej na to wskazują nagrody, jakie zaserwowano skoczkiniom. Cykl wygrała Nika Prevc, która okazała się najlepsza w obu konkursach i zapewniła sobie około 20 tysięcy franków. Świetnie radziła sobie też Selina Freitag, ale to właśnie ona stała się "bohaterką" dość przykrej historii związanej z nagrodami. Niemka prowadziła na półmetku zawodów w Ga-Pa, gdzie wcześniej wygrała kwalifikacje.
Panowie za triumf w kwalifikacjach na tej samej skoczni otrzymują trzy tysiące franków szwajcarskich, a Freitag nawet nie zobaczyła za to pieniędzy. - Otrzymałam od jednego ze sponsorów paczkę zawierającą żel pod prysznic, szampon i cztery ręczniki - wyznała zawodniczka w rozmowie z telewizją ARD.
- Prawdopodobnie nie powinnam na to narzekać, ale różnice między nagrodami u nas, a u mężczyzn, są bardzo wyraźne - dodała Freitag. Oczywiście męskie skoki budzą znacznie większe zainteresowanie i generują większe zyski od sponsorów i fanów, ale ręczniki, żel pod prysznic i szampon jako nagrody to już kompletna klapa.
Za wygraną w zawodach Pucharu Świata mężczyźni otrzymują 13 tysięcy franków, a kobiety 4300 franków. W żeńskich skokach kobiety zarabiają więc co najmniej trzykrotnie mniej, a przecież dochodzą do tego jeszcze mniejsze wpływy z kontraktów sponsorskich i mniejsza popularność.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!