Niedzielne zawody na obiekcie w Szwajcarii przebiegały w szalonych okolicznościach. Najpierw rozegrano niezwykle długie kwalifikacje skoczków o 9:15, a następnie ze względu na pogodę trzeba było przełożyć konkurs kobiet. Z góry wiadomo było, że wystąpi w nim pełna lista 55 pań, bez kwalifikacji. Start był zaplanowany na 11:10, ale pierwsza seria ruszyła dopiero półtorej godziny później. Najpierw na rywalizację nie pozwalały same warunki pogodowe, a potem stan przygotowania obiektu.
Gdy z tym się uporano, skakanie i tak nie szło bardzo płynnie. A najgorzej wyglądała sytuacja na siedem zawodniczek przed końcem. Seria została przerwana po skoku Norweżki They Minyan Bjoerseth i to na blisko 30 minut! Z wyprzedzeniem ogłoszono, że pierwsza seria będzie jedyną tego dnia. Drugą od razu odwołano, ale śnieżyca i silny wiatr nadal stawiały pod znakiem zapytania, czy uda się dokończyć chociaż tę jedną rundę konkursu. I niestety się nie udało. Jury złożone z członków Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) i organizatorów odwołało całe zawody.
Dla polskich skoków to bardzo przykre wieści, bo była szansa na znakomity wynik Anny Twardosz. Polka w trudnych warunkach - drugich najgorszych w całej stawce, dostała rekompensatę plus 33,5 punktu za wiatr z tyłu - uzyskała 105 metrów i na długo objęła prowadzenie. Do momentu przerwania konkursu była ósma. Zajęłaby zatem co najmniej 15. miejsce.
Gdyby pierwszą serię udało się dokończyć, Twardosz uzyskałaby zatem swój życiowy rezultat w PŚ - do tej pory jest to 25. miejsce z zeszłego sezonu. Zarazem byłby to najlepszy wynik dla polskich skoków kobiet od 1785 dni. Lepiej od niej zaprezentowała się tylko Kinga Rajda - raz, 2 lutego 2020 roku, gdy zajęła szóstą pozycję w Oberstdorfie.
Dlatego szkoda, że zawody odwołano, a wynik Twardosz przepadnie. Jednak w przypadku pozostałych Polek może lepiej, że te wyniki nie zostaną im jednak nigdzie zapisane. Natalia Słowik, po raz pierwszy biorąca udział w konkursie PŚ dzięki odwołanym kwalifikacjom, uzyskała 88 metrów i w momencie odwołania konkursu była na 42. miejscu. Na przedostatniej, 47. pozycji, sklasyfikowano Nicole Konderlę, która po bardzo spóźnionym skoku wylądowała zaledwie na 85. metrze i wyprzedziła tylko Ukrainkę Tatianę Pyłypczuk.
Wcześniej, w sobotę, Anna Twardosz zdobyła punkty po raz pierwszy w tym sezonie - w pierwszym konkursie w Engelbergu była 29., choć wtedy też miała szansę na życiowy wynik. Po pierwszej serii zajmowała 24. miejsce, ale po finałowej rundzie spadła w klasyfikacji o pięć pozycji. Jej występy w Szwajcarii wciąż można jednak ocenić bardzo pozytywnie.
Decyzja, choć przynosząca przykre dla Polski zakończenie, wygląda na słuszną. Nie można było też przytrzymywać zawodniczek w oczekiwaniu na skok na górze w nieskończoność. W końcówce oczekiwania na nią widać było, jak mocno padał śnieg w Engelbergu. W takich warunkach nie dało się skakać, a te do tej pory się nie poprawiły - tak wskazuje przynajmniej zdjęcie zamieszczone przez dziennikarza Skijumping.pl, Dominika Formelę.
Teraz pytanie brzmi: co z konkursem skoczków? Według planu zawodów pierwsza seria ma ruszyć o 16:00, choć przez obfite opady śniegu z pewnością będzie to utrudnione. Poranne kwalifikacje wygrał Austriak Maximilian Ortner, a do zawodów awansowało wszystkich pięciu Polaków, a najlepszym z nich był piąty Jakub Wolny. Relacje na żywo z Engelbergu na Sport.pl, a transmisje w Eurosporcie, TVN i na platformie Max.