Niedziela w Wiśle była dla polskich skoczków krokiem w dobrym kierunku. Pewnie, że chciałoby się jeszcze lepszych wyników, ale w obecnej sytuacji czterech zawodników w najlepszej "20" konkursu, a sześciu z punktami, to naprawdę niezły rezultat.
Najwyżej, odpowiednio na 11. i 12. miejscu, znaleźli się Paweł Wąsek i Aleksander Zniszczoł. Pod koniec drugiej dziesiątki znaleźli się 18. Jakub Wolny i 19. Dawid Kubacki. 25. miejsce zajął Kamil Stoch, a 26. Piotr Żyła.
- Z jednej strony bardzo się cieszę, że Paweł i Olek stali się takimi naturalnymi liderami tej drużyny, ale jednocześnie martwi mnie dyspozycja starszych zawodników, czyli Piotrka, Dawida i Kamila. Bo wiemy, na co ich stać i że powinni być w zupełnie innym miejscu. Pocieszające jest, że bardzo mało brakowało Pawłowi, żeby wskoczyć do dziesiątki. Nie jest fatalnie, nie jest źle, ale też nie jest super dobrze. Chciałoby się, żeby ten poziom był nieco lepszy - mówi po weekendzie PŚ w Wiśle Adam Małysz.
Prezes PZN dostał pytanie o sprawę Thomasa Thurnbichlera. Austriak dostał od związku spory pakiet zaufania, ale wyniki są dalekie od ideału i jego pierwszego sezonu, gdy to Polacy stanowili czołówkę światowych skoków. Czy są dyskusje o jego przyszłości? - Gdzieś tam dyskusje są i jest toczona rozmowa, choćby pod tym względem, że dostali wszystko, co mogli, a te rezultaty wciąż nie są takie, jak wymagamy. Jednak to nie jest moment na myślenie o jakichś zmianach - wskazuje Małysz.
- Myślę, że tu się może jeszcze dużo wydarzyć. Te straty na pewno są duże, ale w pewnym sensie to, co chcieliśmy teraz osiągnąć, to osiągnęliśmy. Jak spojrzymy na Pawła, który jest dość młodym zawodnikiem, to robi wielki postęp. Mamy też juniorów, których poziom nie jest jeszcze taki, żeby próbować z nimi startów w Pucharze Świata, ale też widać progres. Trochę mi szkoda wyników starszych. Patrząc jednak na to, że Kamil trenuje sam i z trenerem, którego chciał, to choć myślę, że to bardzo dobra współpraca, tam też czegoś brakuje. Może problem nie jest w trenerach? Może trzeba czasu, zmian w technice u bardziej doświadczonych skoczków? Żeby było tak jak przez lata, że nasi najlepsi zawodnicy walczyli o podium - dodaje.
Czego konkretnie może brakować polskim skoczkom? - Rozmawiam z Thomasem, czy Alexandrem Stoecklem i wszyscy widzimy, że mocno zmieniła się technika. Że zawsze ciężej będzie tym starszym zawodnikom. Pozmieniano trochę sprzęt, a przy tym skacze się agresywnie: mocno atakuje i idzie do przodu. Tak robią właśnie Austriacy, Norwegowie. Nasi zostali w stylu, który przyprowadził tu Stefan Horngacher. Pchanie mocno w próg i odbicie. A dziś po tym zaczyna brakować do najlepszych w drugiej fazie. To ma Olek, ale nie odbija się tak jak najlepsi. Jego styl preferuje wiatr pod narty i agresywne skoki. Potrafi odlatywać. Choć najbliżej jest Paweł Wąsek. Reszta zawodników w drugiej fazie jest za bardzo za nartami. Nie mają przeciągnięcia i potem brakuje odległości na dole - opisuje Adam Małysz. - Pewnie czeka nas jeszcze dużo rozmów przed kolejnymi zawodami, żeby rozważyć, co zmienić. Zawodnicy powinni latać zdecydowanie bardziej z przodu, żeby znaleźć się w czołówce - ocenia.
W rozmowie ze Sport.pl po konkursach w Ruce Małysz stwierdził, że chciałby widzieć konkurencyjność Polaków do zawodów w Engelbergu pod koniec grudnia. - Na pewno widzę na to szanse. Tym starszym zawodnikom jeszcze brakuje i tutaj na pewno praca, która została wykonana, nie do końca się sprawdziła. Ci młodsi zawodnicy są w lepszym miejscu. Technika, jakiej teraz w skokach jest najwięcej, to "styl na Olka". Jemu to bardzo pasuje. A Paweł ma ogromny potencjał i cieszę się, że idzie takimi krokami. Zwłaszcza że kilka lat temu miał problem, żeby w ogóle nie czuć strachu na skoczni po upadku w Wiśle. Dzisiaj staje się liderem tej kadry i mam nadzieję, że dojdzie w swoich skokach do punktu, gdy będzie mógł stawać na podium. To dałoby mu jeszcze większego kopa - uważa Małysz.
Koniec końców Polacy nie osiągnęli celu wskazanego na zawody w Wiśle przez Małysza - dwóch zawodników miało znaleźć się w Top10. Niewiele jednak do tego zabrakło i to akurat pozytywne. - Dwóch Polaków w dziesiątce to było marzenie. Wiedziałem, w jakim miejscu jesteśmy po Lillehammer i Ruce. Jednak ósemka-dziewiątka zawodników jest w tym momencie bardzo mocna i blisko siebie. Paru metrów nam brakowało. Zbliżyliśmy się bardzo? Nie jesteśmy w pełni usatysfakcjonowani. Na razie jesteśmy tam, gdzie jesteśmy i mam nadzieję, że będą stawiane kolejne kroki w dobrym kierunku - wskazuje Małysz.
- Zawodnicy dostali wszystko, czego chcieli i co tylko najlepszego mogliśmy im zapewnić. Mają jednego z najlepszych trenerów, który stał się dyrektorem sportowym i to wszystko koordynuje. Przyszedł Maciej Maciusiak, który wyciągał swoich zawodników z różnych opresji. Mamy gościa od sprzętu, Mathiasa Hafele, który był uznawany za najlepszego na świecie. Trudno zatem mówić, że coś w sprzęcie jest nie tak, ale coraz częściej słyszę, że i tam czegoś brakuje. W tym roku głównym celem są mistrzostwa świata w Trondheim i pewnie po tym okresie będziemy rozliczać - podsumowuje prezes PZN.
Kolejne zawody Pucharu Świata zaplanowano na dni 13-15 grudnia w Titisee-Neustadt. W Niemczech odbędą się aż trzy konkursy - jeden duetów i dwa indywidualne. Relacje na żywo na Sport.pl, a transmisje w Eurosporcie, TVN i na platformie Max.