Niemcy miażdżą Polaków. Ten raport to katastrofa. Małysz reaguje

- To, co się działo z naszymi skoczkami ubiegłej zimy, ma duże przełożenie na oglądalność skoków w telewizji - wskazał w rozmowie z Interią o sporym spadku oglądalności skoków narciarskich w Polsce Adam Małysz. Prezes Polskiego Związku Narciarskiego uderza jednak także w Międzynarodową Federację Narciarską (FIS), mówiąc wprost, że skoki stają się nudne, a ona ich odpowiednio nie uatrakcyjnia.

Ostatniej zimy najlepszym z Polaków w klasyfikacji generalnej na koniec sezonu Pucharu Świata był Aleksander Zniszczoł, który zajął dopiero 19. miejsce. Dla niego to najlepszy wynik w karierze i sukces, ale jeśli spojrzymy na niego z dystansu, dla całych polskich skoków to wręcz katastrofa. Pozycja Zniszczoła była jedną z dwóch najsłabszych pod tym względem w XXI wieku. Jeszcze gorzej było tylko raz - w sezonie 2015/2016. To jasne, że ta sytuacja musiała się odbić na zainteresowaniu dyscypliną w kraju.

Zobacz wideo Michał Probierz zaskoczył! "Nie spodziewałem się. Chcę podziękować"

Spadek zainteresowania skokami w Polsce to fakt. Oto bardzo niepokojące dane

Spadek oglądalności skoków w Polsce jest niezaprzeczalny. Według corocznego raportu The Nielsen Company w kwestii skumulowanej publiki zaliczył jeden z największych spadków wśród czołowych krajów biorących udział w zawodach Pucharu Świata - aż o 22,7 procent w porównaniu do poprzedniej zimy. Większe miały tylko Norwegia i Japonia. Niekorzystny, i to bardzo, jest także zestawienie zliczające oddziaływanie medialne - tam spadek jest na poziomie 21 procent.

Skąd takie negatywne rezultaty? One wydają się dość normalne w przypadku słabszych wyników skoczków w trakcie sezonu. Dodatkowo Polska już jakiś czas temu stała się miejscem, gdzie skoki tylko kilka razy w sezonie pokazywane są przez publiczną telewizję, a to też ma znaczenie przy analizie ich oglądalności. Nie kluczowe, bo to nie jest nowa sytuacja, a w sezonie 2022/2023 przy dobrych wynikach Polaków liczby były wyższe.

Jednak to, czego nie wyczyta się z raportu Nielsena to fakt, że milion osób stale oglądających skoki w Polsce to naprawdę dobry wynik, jak na miejsce, w jakim się znalazły. Prawdę mówiąc, można było się obawiać o jeszcze większe spadki, więc nie jest źle. Co więcej, z tego co słyszymy główny posiadacz praw do zawodów w Polsce - TVN Warner Bros. Discovery - jest zadowolony z tego, jakie zaangażowanie widzów i udział w widowni zapewnia im PŚ w skokach. Słyszymy, że często jest o wiele wyższe niż z innych projektów i trudno byłoby je wygenerować na stałym poziomie w inny sposób.

Jednak wszyscy zgodzą się co do jednego: fakt, że statystyki oglądalności skoków i zainteresowania nimi w Polsce, jakie by nie były, nie są dobrym znakiem. Zwłaszcza że nie ma gwarancji szybkiej poprawy tych wyników.

A to także nie jest międzynarodowy trend: np. w Niemczech sytuacja ma się o wiele lepiej i zanotowano tam ogromne wzrosty zarówno oglądalności, jak i zainteresowania skokami. W ten sposób to ten kraj stał się nowym liderem, wyprzedzając Polskę.

Małysz reaguje i uderza w FIS. Od razu przywołał rekord Kobayashiego

Adam Małysz, legenda skoków i prezes Polskiego Związku Narciarskiego, przyznał w rozmowie z Interią, że jest zaniepokojony całą sprawą. Już rok temu nie był zadowolony zz sytuacji w międzynarodowych skokach. Mówił nawet, że zdaje sobie sprawę co do przyszłości dyscypliny. - Póki co sobie tego nie wyobrażam, ale jestem realistą i wiem, że skoki mogą umrzeć. Tym bardziej przy całej komputeryzacji, może za kilkanaście lat nie będziemy się przejmować czymś spoza cyfrowego świata. Może ktoś wymyśli, że będzie się skakało przed komputerem? - pytał w rozmowie ze Sport.pl.

Teraz przyznał, że to jasne, że niepowodzenia Polaków z zeszłego sezonu rywalizacji przyczyniły się do tego, że z przeglądu tych statystyk można wyciągnąć głównie negatywne i niepokojące wnioski. - To jest na pewno dla nas problem. Nie jest to jeszcze tragedia, ale już trzeba myśleć, co z tym zrobić. Staramy się, by to nie była tendencja. Niedawno uruchomiliśmy program "Akademia Lotnika". Jeździmy po Polsce ze skoczniami i staramy się zachęcić ludzi do skoków. Pokazujemy, że jest to sport dla każdego. Przyznam, że jestem zaskoczony fajnym odbiorem tego naszego programu, który ma na celu popularyzację ruchu i dyscypliny - mówił.

Ale Małysz jest też zdania, że wyniki Polaków to niejedyne przyczyny takiego stanu rzeczy. - Myślę, że duża też w tym rola FIS. Ta powinna zachęcić kibiców do tej dyscypliny sportu - wskazał.

Co można byłoby zmienić w samych skokach zdaniem Małysza? Szybko przywołał przykład akcji Red Bulla i Ryoyu Kobayashiego. Japończyk wiosną w Akureyri w Islandii, na specjalnie stworzonej skoczni na lodowcu, poleciał dalej niż ktokolwiek inny do tej pory - lądował na 291. metrze. - To ludzi kręciło. Tymczasem FIS przede wszystkim kładzie nacisk na bezpieczeństwo, nie patrząc na to, że jest jednak sport ekstremalny. W tym wypadku pokazali, że można zbudować dużą i bezpieczną skocznię. Zresztą wszystkie obiekty, na których dzisiaj skaczą zawodnicy do lotów narciarskich, spokojnie nadawałaby się do latania pod 300 metrów - stwierdził Małysz.

"To jest dla mnie strzał w kolano". Małysz ocenia najnowszy pomysł FIS

Prezes PZN nie jest też przekonany do tego, że FIS wie, jak odpowiednio rozwijać skoki. - Formuła skoków narciarskich powinna zostać trochę zmieniona, bo zaczyna się robić nudno. Kiedy do kalendarza Pucharu Świata włączono rywalizację duetów, to od razu wzrosło zainteresowanie skokami. To było coś innego, a do tego w ciekawej formule. Trzeba myśleć nad nowymi rozwiązaniami, by przyciągnąć kibiców, a szczególnie młodzież, która niezbyt chętnie ogląda sport. Mamy też badania, z których wynika, że zawody nie powinny trwać dłużej niż 45 minut, bo wtedy jest duża zainteresowanie. Im dłużej trwa rywalizacja, tym mniejsza jest oglądalność. Kibic zaczyna mocno nudzić tym, co trwa dłużej niż godzinę - zauważył Adam Małysz. I zasugerował, że być może skoczkowie powini skakać tylko jeden raz, żeby skrócić czas każdego konkursu.

Małysz należy także do krytyków najnowszego pomysłu FIS: połączenia kalendarzy Pucharu Świata kobiet i mężczyzn, które ma na celu wzrost zainteresowania całą dyscypliną i maksymalizacją zysków, przy ograniczeniu wydatków. Niestety, federacja myśli tu głównie o sobie, a nie o tym, na kogo sytuację rzeczywiście wpłyną te działania.

- Dla mnie to jest złe rozwiązanie. To jest po prostu strzał w kolano dla skoków narciarskich. Nie każdego organizatora stać na to, by przeprowadzać zarówno konkursy kobiet, jak i mężczyzn. Z jednej strony FIS mówi, że są mniejsze koszty, bo zawody obsługują te same osoby, ale dla organizatora zwiększenie liczny konkursów, to są jednak dodatkowe koszty, a już zaczynają się pojawiać problemy finansowe. Właśnie z tych powodów nie odbędą się konkursy w Klingenthal w miejsce odwołanych zawodów w Predazzo. Niemców po prostu nie było stać na organizację. Jeśli zatem oglądalność skoków narciarskich będzie dalej spadać, to będzie też coraz gorzej, jeśli chodzi o organizację zawodów. Zaczną się wykruszać kolejne miejsca - zapowiedział Małysz.

Nowy sezon skoków narciarskich rusza lada moment. Pierwsze zimowe zawody w ramach Pucharu Świata odbędą się w Lillehammer. W Norwegii najlepsi skoczkowie i skoczkinie będą rywalizować w konkursie mikstów, a potem dwukrotnie w zawodach indywidualnych. Zaplanowano je na dni 22-24 listopada.

Więcej o: