Firma S.K.I. (Skikonstruktioninstitut) tworzyła i sprzedawała narty do skakania od 2001 roku. Jej fabryka mieściła się w niewielkiej miejscowości Floh-Seligenthal w Turyngii, a nieprzerwanie od 2017 roku jej głównym sponsorem pozostawał portal fluege.de - strona internetowa pośrednicząca w zakupie biletów lotniczych. Jesienią zeszłego roku właściciele firmy dowiedzieli się od zarządzających portalem, że umowa sponsorska nie zostanie przedłużona na kolejny sezon. To oznaczało, że - aby przetrwać - producent nart musi znaleźć nową firmę, która wspomoże ją finansowo w zamian za promocję jej marki na sprzęcie dla skoczków.
Mniej więcej od października 2023 roku negocjowano z potencjalnymi partnerami. Dla S.K.I. logicznym wyborem szybko stał się Orlen Deutschland. Niemiecki oddział polskiej firmy od zeszłego roku jest już sponsorem tytularnym kompleksu skoczni w Oberstdorfie - Orlen Areny. Firmę S.K.I. poproszono o przygotowanie prototypów nart z logo firmy, w celach marketingowych. Pomysł, żeby to logo Orlenu znalazło się na nartach S.K.I., został w Niemczech odebrany pozytywnie. Jednak wszystkie decyzje dotyczące niemieckiego Orlenu muszą zostać zaakceptowane i być w zgodzie z interesami firmy-matki z Polski.
Firmę S.K.I. z polskim Orlenem miał kontaktować niemiecki doradca Markus Burtcher. Według informacji przekazanych nam przez zarządzających projektem ówczesny prezes Orlenu Daniel Obajtek był bardzo zainteresowany tą inwestycją. Ciekawiła go zwłaszcza kwestia obecności na nartach podczas igrzysk olimpijskich - firma S.K.I. twierdziła, że gdyby Orlen zgodził się ją przejąć i formalnie zostać producentem nart, nie musiałby na czas igrzysk znikać z nich ze swoim logotypem, jak inne komercyjne firmy. To byłoby dla Orlenu cenne i ekskluzywne, a inwestycja polskiej firmy w sprzęt dla skoczków mogłaby otworzyć drzwi do szerokiej współpracy z polską kadrą. Później odbyły się nawet pierwsze rozmowy w sprawie takiego rozwiązania.
Do niczego podobnego w najbliższym czasie jednak nie dojdzie. Październik zeszłego roku w Polsce był miesiącem wyborów parlamentarnych i w efekcie - zmiany władzy. A to miało wpływ na przebieg rozmów.
Gdyby Obajtek zgodził się na realizację takiego przedsięwzięcia już w październiku, być może byłaby to jedna z ostatnich umów, które procedowałby jako prezes Orlenu. Kto wie czy nie ostatnia. Firma S.K.I. chciała, żeby polski gigant płacił jej 1,5 miliona euro za sezon. Według niej taka inwestycja miałaby przynosić 30 milionów rocznego zysku z reklam. Wszystko miało trwać cztery sezony, do końca zimy 2029 roku, więc łącznie kosztowałoby ponad 25,5 miliona złotych.
Taka decyzja jednak nie zapadła, a już kilka tygodni później Obajtek przestał pełnić funkcję prezesa Orlenu. Po wyborach, co było do przewidzenia, w spółce doszło do ogromnych zmian i przez kolejne miesiące firma S.K.I. najpierw nie miała z kim prowadzić rozmów, a następnie te szybko upadły. Zbyt optymistycznie podchodzono wówczas do zapewnień z przeszłości i dopiero wiosną niemiecki producent zrozumiał, że Orlen nie jest już zainteresowany jego ofertą.
Usłyszeliśmy też, że w Orlenie, który współpracuje z Polskim Związkiem Narciarskim jako "Generalny Sponsor Polskiego Narciarstwa", pojawiły się uzasadnione obawy, że w przypadku firmowania swoją nazwą i logiem nart dla skoczków, trzeba byłoby zrezygnować ze wsparcia dla polskich skoczków. Zwłaszcza, że gdyby w taki sprzęt zaopatrzono Polaków, powstałby konflikt interesów, któremu z uwagą przyglądałaby się Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS). I z pewnością w jakiś sposób musiałaby zainterweniować. A dla Orlenu współpraca z PZN jest jedną z najważniejszych spośród tych w świecie polskiego sportu i oferta S.K.I, - choć ciekawa i kusząca - nie miałaby z nią najmniejszych szans.
Niemiecki producent nart myślał o jeszcze jednej firmie z Polski, która mogłaby zostać ich partnerem: 4F. Głosy z firmy odzieżowej już na etapie rozeznania sytuacji nie były jednak pozytywne, więc tu nie doczekaliśmy się żadnych konkretów. A zegar tykał - pozostawało kilka tygodni, w czasie których S.K.I. musiało określić, co dalej z przyszłością firmy.
Zaczęło się rozpaczliwe poszukiwanie ostatnich możliwości. Już latem pojawiły się rozmowy z firmą Head, którą zarządza prezydent FIS, Johan Eliasch. Producent rakiet tenisowych i sprzętu narciarskiego nie zdecydował się jednak podjąć wyzwania ratowania sytuacji S.K.I., choć jedna z propozycji zakładała nawet, że mógłby przejąć firmę w przyszłości.
Dlatego niemiecki producent nart przestanie istnieć i nie będzie już produkował sprzętu dla skoczków.
To przykra sprawa dla całego środowiska skoków, które traci jednego z niewielu producentów nart. W tym momencie dalej tworzą je Fischer (współpracujący także ze sponsorem BWT), Van Deer-Red Bull (zajmujący się także produkcją nart Augment) i Slatnar (który zapowiedział produkcję i pomoc we wprowadzeniu na rynek nowej, fińskiej marki Peltonen). Już z firmą S.K.I. grono producentów było niewielkie, a teraz jeszcze się zmniejsza.
Dla samych skoczków, skoczkiń, czy kombinatorów norweskich - zwłaszcza tych ze światowej czołówki - to nie kłopot, z którym nie dałoby się poradzić. Taka sytuacja zmusza część z nich do zmiany dostawcy sprzętu. Choć, jak słyszymy z FIS, na razie problemu ze startowaniem na nartach z byłym już sponsorem ich producenta, nie ma. Nie trzeba ich nawet zaklejać, żeby nie było widać jego logotypów. Najlepsi podpisują jednak kontrakty sponsorskie z firmami, z którymi współpracują, więc bardziej opłacalne będzie związanie się z nową.
I tak największe gwiazdy, które skakały na niebiesko-białych deskach z charakterystycznym pomarańczowym samolotem na ich tyłach, już znalazły nowych partnerów. Słoweniec Timi Zajc, aktualny mistrz świata z Planicy, testuje narty Slatnara i wygląda na to, że na sezon, w którym będzie bronił tytułu, zwiąże się z firmą swojego rodaka. Te same narty wybrał Ziga Jelar. Za to Norweg Marius Lindvik testował dwie marki - BWT, produkowane przez Fischera oraz Augment. Tę drugą wybrała jego rodaczka Eirin Maria Kvandal, a także Niemka Juliane Seyfarth. Sprzęt może zmienić 16 skoczkiń i 12 skoczków sklasyfikowanych w klasyfikacji generalnej zeszłego sezonu Pucharu Świata.
Skoczkowie i skoczkinie do tej pory startujący w nartach S.K.I.(fluege.de):
Warto jednak zauważyć, że to nie wszystko - jest jeszcze wielu kombinatorów norweskich, skoczków i skoczkiń z niższego poziomu rywalizacji w skokach - Pucharu Kontynentalnego, FIS Cup, czy Alpen Cup, a do tego juniorzy i zawodnicy trenujący w lokalnych klubach. To rodzi zagrożenie, że nie wszyscy, którym w kolejnych miesiącach potrzeba będzie nowych nart, znajdą je tak łatwo jak czołowi skoczkowie. Dla nich miejsca nie zabraknie, ale słyszymy, że u innych producentów nart sytuacja pod względem finansów i zatrudnienia też nie jest łatwa. To sygnał dla władz dyscyplin, że wkrótce może się tu pojawić spory problem.
Dla polskich skoków upadek firmy S.K.I. nie jest tragiczną informacją, bo z jej nart korzystało niewielu zawodników. Najbardziej ucierpią na nim skoczkinie. Anna Twardosz, Pola Bełtowska i Wiktoria Przybyła, które skakały - i na razie skaczą dalej - właśnie na nartach promowanych przez fluege.de.
Wcześniej chyba najważniejszym ambasadorem S.K.I. w Polsce był obecny asystent trenera kadry narodowej skoczkiń Marcina Bachledy - Stefan Hula. Przed zakończeniem kariery skakał w jej nartach przez dziewięć lat. Wcześniej wspierał go Fischer.
Z Hulą wiąże się ciekawa historia, którą lubią się dzielić pracownicy firmy. Przed igrzyskami w Pjongczangu, w trakcie sezonu 2017/18, Polak prowadził po pierwszej serii zawodów Pucharu Świata w Zakopanem. Po drugim skoku spadł jednak tuż za podium - stracił do niego zaledwie 0,3 punktu i zajął czwarte miejsce. - Po tym konkursie chcieliśmy podbudować Stefana, mocno uwierzyliśmy w jego umiejętności. Założyliśmy wówczas grupę na WhatsAppie i nazwaliśmy ją "Gold for Hula". Było to trochę z przymrużeniem oka, ale w wiadomościach pisaliśmy sobie, że Stefan jest w stanie powalczyć o wysoką pozycję w Korei. Jak się skończyło, wszyscy pamiętamy - przytoczył w rozmowie ze Sport.pl Ronald Brandl, który pomagał S.K.I. w sprawach marketingowych. Hula na igrzyskach w Pjongczangu znów prowadził po pierwszej serii - w szalonym konkursie na normalnej skoczni. I niestety, znów skończył czwarty, bez sensacyjnego medalu.
Firma S.K.I. na początku XXI wieku przejęła bankrutującą Germinę, która wcześniej przez lata produkowała wiązania używane przez najlepszych niemieckich skoczków - Helmuta Recknagela, Hansa-Georga Aschenbacha, czy Jensa Weissfloga. Przejął ją Georg Reichart, który pozostawał prezesem S.K.I. do teraz, a prowadził ją razem ze swoim partnerem biznesowym, Bernhardem Seidlem. Od 2001 roku tworzyli narty dla Niemców, ale nie spotkali się z ogromnym zainteresowaniem, bo te do tej pory były im dostarczane za darmo przez innych producentów. Po dołączeniu do firmy byłego świetnego skoczka Diethera Thomy S.K.I. zaczęło szukać dużego sponsora, który zgodziłby się płacić zawodnikom. I udało się znaleźć właśnie portal fluege.de, którym zarządzał Thomas Wagner.
Jego współpraca z firmą S.K.I. zrewolucjonizowała podejście FIS do sponsorów na nartach skoczków - do tej pory zgodnie z przepisami mogły się tam znaleźć tylko logotypy producenta. Federacja nie chciała oddawać miejsca, szczególnie prywatnym firmom niezwiązanym z dyscypliną. W przypadku fluege.de zrobiono wyjątek, zwłaszcza biorąc pod uwagę złą sytuację finansową kadr narodowych, klubów, czy wsparcie samych zawodników. Krzywo na to wszystko patrzył Fischer - firma groziła nawet wycofaniem się z dyscypliny pomimo zaopatrywania w sprzęt 90 procent zawodników. Ostatecznie pozwolenie, które FIS wydał wówczas S.K.I. otworzyło skoki na nowe możliwości współprac i finansowania sportu.
S.K.I. już raz musiało się wycofać z produkcji nart - na sezon 2016/17. W lipcu 2016 roku w katastrofie lotniczej w Słowenii zginął Thomas Wagner - po tragicznej śmierci właściciela portal fluege.de trzeba było organizacyjnie i finansowo układać od nowa, co postawiło pod znakiem zapytania takie współprace jak ta z niemieckim producentem nart. Przez to marki zabrakło na skoczniach przez jedną zimę. I szczęśliwie tylko jedną, bo na kolejne sponsor z Niemiec wrócił. Teraz też chciałoby się, żeby S.K.I. brakowało na rynku tak krótko. Niestety, takiego szczęśliwego zakończenia w obecnym rozdziale jej historii już nie będzie.