Aż pięciokrotnie, najwięcej w historii, wygrywał Turniej Czterech Skoczni, dwukrotnie sięgnął po Kryształową Kulę za klasyfikację generalną Pucharu Świata, do niedawna miał w nim najwięcej podiów w historii - 108, a do tego zdobył 19 medali wielkich imprez - w tym pięć złotych na mistrzostwach świata i dwa srebrne na igrzyskach olimpijskich. A listę jego sukcesów można by kontynuować jeszcze długo. Bo Janne Ahonen to żywa legenda skoków narciarskich.
W długiej rozmowie ze Sport.pl częściej niż o odniesionych sukcesach mówi jednak o sobie, podejściu do życia i ukochanej dyscypliny, a także jej przyszłości. Fin przyleciał do Polski na Międzynarodowe Targi Książki i Mediów Vivelo, żeby promować wydaną półtora roku temu przez wydawnictwo Sine Qua Non książkę "Janne Ahonen. Oficjalna biografia legendy skoków narciarskich" napisaną z Pekką Holopainenem.
Janne Ahonen: Oczywiście, że się uśmiecham. W normalnym życiu. Ten poważny wyraz twarzy był czymś w rodzaju wizerunku, który przybrałem w czasie, gdy byłem skoczkiem - że nigdy się nie uśmiecham. Zaczęło się, gdy debiutowałem w Pucharze Świata w wieku piętnastu lat. Byłem bardzo nieśmiały. Nie potrafiłem okazywać swoich uczuć i emocji. Stworzyłem sobie ten image, w stylu "poker face". Potem było łatwiej się za nim ukrywać.
- Nie wiem. Myślę, że po prostu jestem bardziej otwarty teraz. Starszy i bardziej dojrzały niż, gdy byłem zawodnikiem. Nie potrzebuję już chować się za tym wizerunkiem. Teraz mogę pokazywać emocje i uczucia. Dlatego jeśli chcę się uśmiechnąć, to robię to.
- To prawda. Oczywiście wiele osób na ulicach w Finlandii mnie rozpoznawało i ktoś czasem podchodził porozmawiać. Nie czuję się jednak wielką gwiazdą. Mogę prowadzić własne, spokojne życie. Jest w porządku.
- Może pięć, może dziesięć lat temu byłem w moim domu w Finlandii, a tu nagle usłyszałem dzwonek. Przed drzwiami stał kibic z Niemiec. Udało mu się znaleźć mój adres i tak po prostu do mnie przyjechał. Prosto z Niemiec. To było szalone.
- Cóż, do końca nie wiem, ale faktycznie szkoda, że to nie udało się wcześniej. Wiedziałem, że skoki są w Polsce popularne, ale i tak zaskakuje mnie, jak dobrze ludzie mnie tu znają. To była dla mnie niespodzianka podczas mojej wizyty.
- Nie, nawet nie wiem do końca, kto wybierał to zdjęcie. O to do pierwszej wersji pytał mnie wydawca. Zaproponowali taką sesję i pozę, a ja uznałem, że to dobry pomysł. W sumie nie wiem, które jest lepsze.
- Uśmiecham się?
- Chyba faktycznie, ha, ha.
- Chcąc, nie chcąc, przed wydaniem tej książki ludzie mnie nie znali. Nie wiedzieli za dużo o moim życiu, bo byłem zamknięty i nie mówiłem o sobie wiele. Na tym polegał mój wizerunek. Stąd gdy skończyłem karierę, miałem w sobie poczucie: teraz mogę powiedzieć więcej. Ludzie mogli się wreszcie dowiedzieć, kim właściwie jestem. I dziś jestem szczęśliwy, że w tej książce byłem szczery. Nie muszę już niczego ukrywać.
- To oczywiście dość zwariowany pomysł. Ale, czemu nie? Jeśli mogliby stworzyć skocznię z odpowiednim profilem na pewno byłoby to możliwe. Też bym skoczył.
- Od razu bym tam jechał, naprawdę. Niesamowita skocznia i piękny skok Ryoyu. To na pewno był najdłuższy lot w historii, ale może niekoniecznie rekord świata.
- To, co zrobił Red Bull dla Ryoyu przede wszystkim bardzo mnie zaskoczyło. Nie wiedziałem, że może powstać taka skocznia i to w Islandii, że w ogóle mają takie miejsce. To była jednak bardzo pozytywna niespodzianka. A FIS? Tym ruchem ktoś chyba nałożył na nich trochę więcej presji. Zobaczymy, jaka będzie ich reakcja. Może też powiększą skocznie?
- Najbardziej szalonym jest ten z Planicy, to na pewno. Ale coś poza nim? Chyba ten na 152 metry z Willingen.
- Ha, ha. Ja też. Bo lądowałem dalej niż te oficjalnie zapisane 152.
- Tak, wiedziałem, że poleciałem dalej. I gdy zobaczyłem, że oficjalną odległością pozostanie 152 metry, byłem bardzo rozczarowany.
- Skoki wtedy były czymś zupełnie innym niż teraz. Kombinezony są teraz szyte w taki sposób, żeby skoczkowie mogli latać bardziej płasko. Nie jest już tak samo. Skok Forfanga też był niezwykły, ale nie był tym samym co te oddawane 20 lat temu.
- Wtedy skoczyłem przed Adamem i widziałem jego rekord z dołu skoczni. Oba były szalone, ale trudno je porównać.
- Pamiętam nasze walki, gdy byliśmy obaj na najwyższym poziomie. Mieliśmy kilka pojedynków na skoczni, które do dziś ciepło wspominam. Nie mam jednego konkretnego wspomnienia, bardziej myślę o samych emocjach, które towarzyszyły rywalizacji z Adamem.
- Myślę, że wszystkie były właściwe. Wiedziałem, że nie muszę już wracać na tak wysoki poziom, jak prezentowałem wcześniej. Nie interesowało mnie też to, co myśleli o tym inni. Chciałem tylko znów skakać. Tyle mi wystarczało.
- Będę to robił tak długo, jak będę w stanie dostosować swój sprzęt. Na pewno nadal chcę to robić. Może w przyszłym roku znów pojawię się na krajowych mistrzostwach? Ale to tyle.
- Jestem rozczarowany tym, jak kontroluje się zawodników. Zasady są w porządku, ale chodzi o to, jak zawodnicy są sprawdzani. Nie jest tak, jak powinno być, zwłaszcza w przypadku kombinezonów. Mogą robić, co chcą. Jeśli jesteś skoczkiem z czołówki, możesz skakać w takim stroju, w jakim chcesz. Jeśli nie jesteś tak dobry, w takim samym kombinezonie zostaniesz zdyskwalifikowany.
Myślę, że skoczków powinien sprawdzać ktoś z zewnątrz, jak w przypadku kontroli antydopingowej. FIS nie bada, czy skoczkowie zażywali niedozwolone środki, robi to ktoś spoza środowiska skoków. Tak powinno być także w przypadku sprzętu i kombinezonów.
- To rzeczywiście skomplikowane. Myślę jednak, że jakoś powinni znaleźć sposób, żeby kontrole były bardziej sprawiedliwe i dla każdego takie same.
- Ludzie chcą oglądać dalekie skoki. I skoczkowie też ich chcą. Może ta cała sprawa telemarku jest już za stara? Jeśli możesz skakać odpowiednio daleko, to nie ma znaczenia, czy zrobisz to z telemarkiem, czy nie.
- Chyba za bardzo nie lubiłem przyznawania punktów za styl, ale wiedziałem, że to część naszego sportu. I jeśli chcesz osiągnąć w nim sukces, to musisz zwracać na to uwagę. Jest przecież tylu świetnych zawodników i wszyscy lądują niemalże na tej samej linii. Trzeba wykonać dobry telemark, żeby dzięki niemu zdobyć dodatkowe punkty. Dlatego to było dla mnie normalne.
- Adam tak powiedział? Okej.
- Myślę, że na razie skoki mają przed sobą niezłą przyszłość. I że za mojego życia ten sport nie umrze.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!