Jens Weissflog to jedna z największych legend w historii skoków. 59-letni dziś Niemiec w trakcie swojej wielkiej kariery trzykrotnie zdobył złoto igrzysk olimpijskich - indywidualnie w Sarajewie w 1984 roku, reprezentując Niemiecką Republikę Demokratyczną oraz indywidualnie i drużynowo w Lillehammer już dla zjednoczonych Niemiec. Został też mistrzem świata w Seefeld w 1985 roku i w Lahti cztery lata później, w sezonie 1983/1984 był najlepszym zawodnikiem klasyfikacji generalnej Pucharu Świata i aż czterokrotnie wygrywał Turniej Czterech Skoczni - w 1984, 1985, 1991 i 1996 roku.
W rozmowie ze Sport.pl na zawodach Pucharu Świata w Oberstdorfie Weissflog mówi, czy oglądanie skoków wciąż go cieszy, czy ma kontakt z Adamem Małyszem, który uważał go za największego idola, a także, czym obecnie się zajmuje.
Jens Weissflog: Ha, ha, cóż, to jedyny szpital w okolicy. Pewnie dlatego wszyscy przyszliśmy na świat akurat tam. Ale to faktycznie wyjątkowa i fajna historia.
- Tam jest trochę jak tu, w Oberstdorfie. To region w górach, kiedyś było tam zawsze bardzo dużo śniegu, wręcz nigdy go nie brakowało. Teraz może jest go trochę mniej i rzadziej tak obficie pada, ale nadal zachęca wiele osób do uprawiania tam sportów zimowych. I potem możliwe są takie historie jak te nasze.
- Tak, bo nic nie muszę tu robić. Jestem właśnie tylko widzem. W takiej sytuacji teraz mogę się nacieszyć skokami. Przez piętnaście lat pracowałem razem z telewizją jako ekspert i nawet nie miałem czasu czerpać radości z samego obserwowania konkursów. Po zawodach musiałem jeszcze długo zostać w studiu i wychodziliśmy ze skoczni, gdy już była kompletnie pusta. Teraz jest inaczej i cieszę się tym, że mogę je sobie w spokoju obejrzeć.
- Tylko jak się widzimy. To wszystko. On pracuje w polskim związku, ja mam swoje zajęcie w Niemczech po latach skakania i pracy wokół sportu. Trochę mamy do siebie za daleko, żeby pozostawać w częstszym kontakcie. Za to jedno się nie zmieniło: nadal spotykamy się na skoczni.
- Nie, chyba nie jestem do tego odpowiednią osobą, trochę się z tego wszystkiego wycofałem, więc nie mam kogoś konkretnego w głowie.
- Nie, nie, jasne, że nie. Mam już prawie 60 lat. Miło mi, że wciąż zaprasza się mnie na zawody i że czasem mogę stanąć na górze skoczni. Zostaję jednak przy swoich zajęciach. A mam sporo do roboty przy moim hotelu. Nie chcę niczego zmieniać.
- Tak, a idzie bardzo dobrze. Robię to już dwa lata dłużej niż skakałem na nartach.
- Szybko na to wpadłem. Wiele osób, które otwierają swój biznes, szukają inspiracji. Ja nie musiałem jej szukać, skoki i ich bohaterowie, czy znane miejsce, były naturalnym wyborem. Wyszło świetnie.
- Nie. Przestałem skakać w 1996 roku i szczerze mówiąc, po zakończeniu kariery od razu wolałem robić coś spoza sportu. A w skokach wiele się zmieniło, więc nawet niekoniecznie miałbym wiele pomysłów. My lataliśmy do 210 metrów, teraz lata się i powyżej 250. A co dopiero, jeśli mówić o tym, jak wygląda współczesny sprzęt.
- Ha, ha. Powiedzmy, że musiałoby to wyglądać bardzo śmiesznie.