Polacy wyrównali najgorszy wynik w historii w Zakopanem. Thurnbichler reaguje

Jakub Balcerski
Szóste miejsce Polaków w sobotnim konkursie drużynowym to wyrównanie najgorszego wyniku w historii startów w takich zawodach w Zakopanem. - Było nas stać na więcej - komentuje trener Thomas Thurnbichler, który bardzo chwali jednak postawę dwóch zawodników: Aleksandra Zniszczoła i Pawła W±ska.

Polacy, skaczący w składzie: Kamil Stoch, Paweł Wąsek, Aleksander Zniszczoł i Dawid Kubacki, długo mogli marzyć i mieć złudzenie, że walczą w tym konkursie o podium. Przed ostatnią grupą drugiej serii byli na czwartej pozycji ze stratą 3,2 punktu do trzecich Japończyków. Niestety, po niej spadli na dopiero szóste miejsce. Wygrali Austriacy przed Słoweńcami i Niemcami.

Zobacz wideo Oto kluczowy moment zapaści polskich skoków. Wtedy wszystko runęło

Szóste miejsce w Zakopanem polskim skoczkom do tej pory przydarzyło się tylko raz na dwanaście rozegranych drużynówek - dwa lata temu, gdy mieli tylko nieco lepszy sezon niż teraz. To oczywiście najgorszy wynik w historii konkursów drużynowych w Zakopanem w wykonaniu Polaków. Ich trener Thomas Thurnbichler po zawodach starał się jednak znaleźć dobre strony ich występu na Wielkiej Krokwi.

Jakub Balcerski: To będzie kiepski żart, ale chciał pan rezultatów w najlepszej dziesiątce, no i jest. Tylko szóste miejsce w drużynówce to chyba nie coś, co może satysfakcjonować trenera polskich skoczków. Jakie pozytywy da się z tego wyciągnąć?

Thomas Thurnbichler: Tak jak powiedziałeś, było nas stać na więcej. Pozytywy? Postawa Pawła Wąska i Olka Zniszczoła. To oni utrzymywali naszą flagę wysoko na wietrze, jeśli mogę tak to nazwać. Dzisiaj widać było wyższy poziom ich skoków, pokazali swój potencjał. To także coś, co jest dla nich niezbędne: żeby stawali się liderami tego zespołu. To bardzo pozytywny znak nie tylko na następne konkursy, ale w ogóle następne lata.

Ze skokami, które Dawid Kubacki pokazał w piątek, gdy był 18. w kwalifikacjach po skoku na 135 metrów, wywalczylibyście teraz coś więcej?

- Tak, to na pewno. Pierwszy był solidny, nie miał łatwej sytuacji i warunki utrudniły mu oddanie dobrego skoku. A w drugiej? Po Olku wiedział, jaka jest sytuacja, że można coś osiągnąć, ale skacze przeciwko najlepszym zawodnikom w stawce. Oczywiście chciał zaryzykować, czegoś spróbować. To było potrzebne, takiego zaangażowania i serca wkładanego w skoki. Teraz potrzebuje tego, żeby wrócić na swój odpowiedni poziom.

Na mistrzostwach świata w Oberstdorfie konkurs drużynowy wyglądał podobnie: Polacy wtedy walczyli o złoto i prowadzili po trzech grupach w drugiej serii. Niestety, w tej ostatniej Dawid Kubacki był o wiele słabszy od zawodników wybranych przez inne kadry. Skończyło się na brązowym medalu, tu na spadku z trzeciego na szóste miejsce. Dawidowi chyba wciąż brakuje trochę, żeby walczyć z tymi skaczącymi na koniec konkursu?

- To zawsze trudna sytuacja. Masz swojego ostatniego zawodnika i jednocześnie wiesz, że u innych ci zawodnicy w finałowej grupie są na naprawdę świetnym poziomie. Ale tak jak mówiłem: podejście z podejmowaniem ryzyka jest właściwe. W sytuacji, w której jest obecnie: gdy nie jest w pełni stabilny w swoich skokach, wszystko może niestety pójść w innym kierunku. Tak się stało. Nie jest na poziomie, który utrzymywał w zeszłym roku i nie jest w pełni stabilnym w tym, jak skacze obecnie. Dlatego w drugiej serii to nie wyszło tak, jak powinno.

Czyli wynik był dość słaby, bo poza najlepszą piątką konkursu, ale skoki zawodników były takie, jakich pan by oczekiwał?

- Zwłaszcza Pawła i Olka. W przypadku Kamila Stocha skoki były niezłe technicznie. W pierwszej serii był bardzo wolny na progu (90,6 kilometra na godzinę, gorszą miał tylko Czech Benedikt Holub, choć belka od drugiej grupy pierwszej serii została podwyższona - red.). Wygląda na to, że był zbyt sztywny w swojej pozycji i to mocno go spowolniło. Drugi skok był już z lepszą prędkością, ale za to mocno spóźniony i muszę przyznać, że Kamil stał się ofiarą warunków. W przedostatniej grupie podobną sytuację miał Niemiec Stephan Leyhe. To przydarzyło się też Kamilowi.

Za to bardzo dobrze wyglądała prędkość na progu u Pawła Wąska. Stracił tylko 0,2 kilometra na godzinę do Stefana Krafta w pierwszej serii.

- Tak, z tego się bardzo cieszę. Znalazł bardzo dobrą pozycję, wzrasta mu pewność siebie. To pomaga mu uzyskiwać świetne prędkości. To dobry znak.

Jest iskierka motywacji i nadziei przed finałem PolSKIego Turnieju w niedzielę?

- Myślę, że możemy zebrać trochę pozytywnej energii po sobotnich skokach i przenieść ją na kolejny dzień. Dla kibiców na skoczni na pewno było to niezłe show i trochę emocji. Dlatego w niedzielę postaramy się powalczyć o tę najlepszą dziesiątkę.

W niedzielę ośmiu Polaków - poza czwórką z drużynówki także Piotr Żyła, Andrzej Stękała, Klemens Murańka i Maciej Kot - powalczy w konkursie indywidualnym. Serie próbną zaplanowano na 15:00, a godzinę później rozpocznie się pierwsza seria konkursowa. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.

Więcej o: