Przed finałem 72. Turnieju Czterech Skoczni przypominamy tekst o wydarzeniach z sezonu 2016/2017. Opublikowaliśmy go na Sport.pl dwa lata temu.
To było święto Trzech Króli, jakie może nie powtórzy się już nigdy. Ile myśmy się przed tamtym dniem nadenerwowali i namartwili!
3 stycznia 2017 roku w Innsbrucku zaroiło się od polskich dziennikarzy. Po drugich miejscach w Oberstdorfie i Garmisch-Partenkirchen Kamil Stoch został liderem 65. Turnieju Czterech Skoczni. Polak miał 0,8 pkt przewagi nad Austriakiem Stefanem Kraftem i 6,6 pkt przewagi nad Norwegiem Danielem Andre Tande. Piąte miejsce zajmował Piotr Żyła, ósmy był Maciej Kot.
Na Bergisel Stoch wygrał oba treningi i nie skakał w kwalifikacjach. - To była decyzja trenera, nie moja. Ja bym chętnie skakał, zwłaszcza że Bergisel bardzo lubię. Ale nie dyskutuję z decyzją starszego rangą - mówił nam Stoch.
Nasz trener, Stefan Horngacher, pogrywał z rywalami. I żelazną ręką trzymał kadrę. Już w Oberstdorfie zrugał Żyłę i Jana Ziobrę za to, że pożartowali, gdy wpadli na siebie w parze KO.
Skoczkowie wpadli na pomysł zorganizowania ważenia na wzór tego, jakie dzień przed walkami przechodzą pięściarze.
Horngacher uznał, że skoczkowie robią sobie głupie żarty, a powinni się koncentrować na starcie. - To był tylko głupi żart i w sumie niepotrzebnie to zrobiliśmy. - Dostaliśmy przez to ochrzan od trenera. I chyba miał rację, bo się trochę głupio zachowaliśmy - mówił Ziobro.
W Innsbrucku dostało się Kotowi. I nam. Kot po drugim miejscu w kwalifikacjach (trzeci był Żyła, wygrał Kraft) nerwowo rozglądał się pod szatnią czy aby nie nadchodzi Austriak. Skoczek stał przed kamerą Sport.pl trochę ponad cztery minuty (widzieliśmy, jak pracuje stoper w urządzeniu), gdy Horngacher nagle pojawił się przy nas i nienaganną polszczyzną rzucił: "koniec, kur...". Trener wytłumaczył, że skoczkowie mają jak najkrócej wypełniać swoje medialne obowiązki i kumulować energię na następny dzień, konkursowy.
Ten dzień był szalony. W serii próbnej Stoch był najlepszy. Ale upadł na nierównym zeskoku i poobijał bark oraz kolano. - Tu są duże nierówności. Wszyscy się na nie skarżą - denerwował się Adam Małysz.
My wszyscy denerwowaliśmy się przed dwa dni. Stoch z obolałą ręką wystartował w konkursie. W jednoseryjnej loterii wietrznej był czwarty. Najwięcej zyskał na niej Tande. Norweg wygrał i został liderem Turnieju Czterech Skoczni. Jego przewaga nad Stochem wynosiła tylko 1,7 pkt. Trzeci Kraft tracił do prowadzącego już 16,6 pkt. Piąty był Żyła, siódmy Kot.
Ale wszyscy martwiliśmy się czy Stoch pojedzie do Bischofshofen i dokończy Turniej. Z Bergisel schodził, trzymając rękę tak, jakby była złamana. Narty niósł za nim Małysz. Ze skoczni Stoch pojechał do szpitala.
Do późnych godzin wieczornych wydzwanialiśmy do doktora Aleksandra Winiarskiego, by poznać wyniki badań Kamila. - Nie ma złamań - przekazał nam w końcu z ulgą lekarz kadry. Później, już po przyjeździe do Bischofshofen, doktor przyznał, że ryzykował, dając Stochowi zgodę na start w Innsbrucku. - Bałem się złamań - mówił.
W Bischofshofen Stoch od razu wygrał trening. Huknął 141 metrów. I złapał się za kolano, które również ucierpiało w Innsbrucku. Kamila nie zobaczyliśmy ani w drugiej serii treningowej, ani w kwalifikacjach.
- Kamil pomimo dosyć dużego dyskomfortu jest w stanie skakać, co widzieliśmy. Ręka nie jest do końca ruchoma, z pewnością zrobimy badania kolana. Cały czas będziemy działać, żeby dyskomfort, jaki Kamil odczuwa, był do konkursu mniejszy - zapowiadał lekarz.
Stoch mimo dyskomfortu był nie do zatrzymania. 6 stycznia 2017 roku najpierw wygrał serię próbną, a później nie dał nikomu szans w konkursie. Drugi Michael Hayboeck był gorszy o 5,9 pkt. Trzeci Żyła stracił do zwycięzcy 13,6 pkt.
Zupełnie nie poradził sobie ten, który miał być głównym rywalem Stocha. Tande zajął dopiero 26. miejsce. I w Turnieju Czterech Skoczni ostatecznie spadł z pierwszego na trzecie miejsce.
Tak wyglądała czołówka tamtego Turnieju. Po zawodach w Bischofshofen Tande mówił, że nie wytrzymał presji. I że był tak zdenerwowany, że przed pierwszym skokiem zapomniał o zapięciu wiązania przy prawej narcie. W efekcie Norweg bronił się przed upadkiem. Jedną nartą lądował w granicach 110-112 metrów, a na dwie nogi spadł dopiero na 117. metrze. I sędziowie błędnie zapisali mu właśnie taką odległość.
Tu można zobaczyć tamten skok:
- Jeśli faktycznie popełniono błąd, to sztab reprezentacji miał jedynie 15 minut od skoku na złożenie protestu. Później nie są one rozpatrywane - mówił nam Ryszard Guńka, sędzia międzynarodowy.
Protestu nie złożyliśmy. Może szkoda. Kot mógł stanąć na końcowym podium Turnieju Czterech Skoczni razem ze Stochem i Żyłą. A w całej historii imprezy tylko trzy razy zdarzyło się, że całe podium zajęli skoczkowie z jednej kadry.
- No kurczę, popłakałem się biedny. Cholera jasna, coś takiego można było sobie tylko wymarzyć - mówił i tak szczęśliwy Małysz.
Triumf Stocha był drugim polskim sukcesem w Turnieju Czterech Skoczni po zwycięstwie Małysza z sezonu 2000/2001. - Niesamowite jest to, jak wyrwaliśmy ten turniej rywalom. Ostatnio zawsze dominowali Austriacy, a teraz my wygraliśmy najbardziej wymagającą imprezę. Mistrzostwa świata są ważniejsze, ale nie są tak trudne. Tu wytrzymują tylko najmocniejsi. Teraz widać, kto jest najmocniejszy - cieszył się Małysz.
To naprawdę był pokaz polskiej mocy. A cieszył tym mocniej, że mieliśmy w pamięci nieudaną poprzednią zimę. W ostatnim sezonie kadencji Łukasza Kruczka najlepszy z Polaków Stoch był dopiero 22. w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. A w Turnieju Czterech Skoczni z tamtej smutnej zimy Stoch był 23. I to też był najlepszy polski wynik.
- Mieliśmy już wielkich trenerów, a Horngacher jest rewelacyjny. Ma wiarę zawodników, w bardzo krótkim czasie wprowadził ich na szczyt. Oczywiście oni mu to ułatwili, bo to są wyśmienici skoczkowie, ale trzeba było w nich wszystko obudzić, pokazać, że mogą - mówił Małysz.
- Ma pan satysfakcję, że od początku namawiał pan Polski Związek Narciarski na zatrudnienie właśnie Horngachera? - pytaliśmy. - Przyszedł Stefan, mnie też namówiliście wszyscy, żebym przyszedł do związku i teraz bardzo się cieszę, że jest sukces - odpowiadał Małysz.
To był dopiero początek sukcesów polskich skoczków w trakcie trzyletniej kadencji Stefana Horngachera. Kamil Stoch pod wodzą Austriaka zdobył trzecie złoto olimpijskie, dwukrotnie wygrywał też Puchar Świata oraz Turniej Czterech Skoczni. Dawid Kubacki zdobył mistrzostwo świata, a medale tej imprezy wygrywali także Stoch i Żyła. Ponadto Polakom świetnie szło w drużynówce, czego efektem były pierwsze wygrane konkursy Pucharu Świata, mistrzostwo świata w 2017 roku, Puchar Narodów czy też brązowy medal igrzysk olimpijskich.