W ten weekend polscy skoczkowie rywalizowali w Engelbergu. Kibice wierzyli, że właśnie w Szwajcarii dojdzie do przełamania. Tak się ostatecznie nie stało. W sobotę punktowali tylko Kamil Stoch (21. miejsce) i Piotr Żyła (22. miejsce). W niedzielę nie było dużo lepiej. Znów punktowało tylko dwóch zawodników - tym razem oprócz trzykrotnego mistrza olimpijskiego w drugiej serii wystąpił Dawid Kubacki. Finalnie zajęli odpowiednio 23. i 14. lokatę. Z kolei Żyła, Paweł Wąsek i Maciej Kot zakończyli zmagania poza TOP 30. To pokazuje, że nasza kadra nadal jest pogrążona w kryzysie. Mimo wszystko zawodnicy się nie poddają i widzą postępy, a na ich twarzach ponownie zagościł uśmiech.
Nieco więcej optymizmu po niedzielnych skokach miał Dawid Kubacki.
- Skoki były lepsze niż wczoraj. Do ideału im na pewno brakuje, ale była energia, była rotacja, chciało to lecieć. W pierwszej serii trafiłem nieco lepsze warunki i od razu poleciało. W drugiej było trochę ciężej i to powietrze na dole nie podtrzymywało. Pewnie jakiś błąd na progu też był. Przede wszystkim dużo lepiej było z timingiem, więc to jest pozytywne - przyznał Kubacki w rozmowie z Eurosportem. Stwierdził też, że dużo dała mu rozmowa ze sztabem.
- Porozmawialiśmy z trenerami, ustaliliśmy ścisły plan na dzisiaj, co robić, czego nie. I tego się trzymaliśmy. To fajnie zapracowało. To nie jest ścisła światowa półka, ale przyzwoity wynik. (...) Trochę na pewno dostałem po czterech literach od początku tego sezonu. Muszę to przełknąć i pracować dalej. Wierzę, że tych fajnych występów i wyników w tym sezonie będzie jeszcze sporo - dodał.
Nieco więcej optymizmu po niedzielnych skokach miał też Kamil Stoch. - Dzisiaj zabrakło takiej dobrej, pełnej energii, ale też miałem takie zadanie. Miałem kontynuować tę pracę, którą tutaj zacząłem i to wykonałem - mówił.
- Pozycję mam względnie ustabilizowaną i z tego można już coś fajnego robić. To nie są jeszcze skoki full pewne, nie ma w nich pełnego zaangażowania, nie ma dobrego odejścia skoku, ale to już jest dobra baza, z której można coś robić - kontynuował.
Wyjawił też, z czym ma największy problem. - Chciałbym, żeby było coś takiego jasnego, co mógłbym zrobić i dałoby mi dodatkowe 10 metrów, ale czuję, że te skoki są ok. Brakuje timingu, przez co będzie więcej energii z progu i jeszcze jak dołożę do tego większą pewność i zaangażowanie, jak z takim "jajem" to pójdzie, to będzie lepiej. Wierzę, że prędzej czy później to zaskoczy i zazębi - zakończył.
O występie w Szwajcarii nieco więcej opowiedział też Kot. Choć nie udało mu się zapunktować w żadnym z konkursów, to był zadowolony z wykonanej pracy.
- Skakanie w Pucharach Świata jest obarczone pewnego rodzaju presją, napięciem. Z tym też trzeba umieć sobie poradzić i myślę, że dopiero dzisiaj był pierwszy dzień, gdzie rzeczywiście zacząłem oddawać normalne skoki, czuć dobrze skocznie i gdzieś też odnalazłem sposób na to, żeby jechać do góry i skoncentrować się na zadaniu - mówił.
Podkreślił też, że zaskoczyła go nieprzewidywalność rywalizacji. Jeszcze kilka miesięcy temu walczył na równym poziomie z Piusem Paschke w Pucharze Kontynentalnym, a teraz nie potrafi wejść do TOP 30 PŚ. Z kolei jego rywal wygrał w sobotę konkurs. - To pokazuje, jak skoki narciarskie są nieprzewidywalne i jak czasami w krótkim odstępie czasu dużo może się pozmieniać - zakończył.