• Link został skopiowany

Dramat Polaka w Klingenthal. Miał obawy przed kontrolą. "Wszystko było ewidentne"

Jakub Balcerski
- Przyjmuję tę dyskwalifikację z pokorą - mówi o wykluczeniu z wyników kwalifikacji do niedzielnego konkursu w Klingenthal Maciej Kot. Kombinezon Polaka okazał się zbyt duży.
Maciej Kot podczas kwalifikacji do PŚ w Klingenthal
Screen Player

Jak nie słabszy skok, to zbyt duży kombinezon. Maciej Kot nie awansował do niedzielnego konkursu w Klingenthal, a to dlatego, że po swoim skoku został zdyskwalifikowany. Uzyskał 114,5 metra i wszedłby do pierwszej serii konkursowej, ale jego kombinezon okazał się za duży. Kontroler sprzętu na Pucharze Świata, Christian Kathol nie miał wyjścia.

Zobacz wideo Apoloniusz Tajner skomentował fatalny początek sezonu polskich skoczków. "Prezentują się dużo poniżej swoich możliwości"

Polacy mieli być sprawdzani w Klingenthal od soboty. Mieli nowe materiały

Po obrazkach z transmisji kwalifikacji wydaje się, że Austriak podjął słuszną decyzję. Już na rozbiegu widać było, że kształt materiału z kombinezonu Kota w kroku układał się nienaturalnie, był obszerny. Podobnie w fazie odjazdu. Po chwili Kathol zaprosił Kota do kabiny kontroli sprzętu i okazało się, że jego przypuszczenia były słuszne.

Zresztą już od piątku w Klingenthal można było usłyszeć, że Austriak ma w kolejne dni sprawdzać sprzęt Polaków, bo do Niemiec przywieźli sporo nowych materiałów. W piątek podczas treningów i kwalifikacji Paweł Wąsek testował nowe narty, a w sobotę był mierzony m.in. Dawid Kubacki. Wtedy wszystko było w porządku. W niedzielnym pomiarze u Kota wyszło już jednak inaczej.

Kot: Przyjmuję tę dyskwalifikację z pokorą

- Kombinezon był za duży i nie ma co wchodzić w szczegóły - mówi Kot. - Niestety nie udało się poskakać. Był plan na dzisiaj inny, wydaje się, że dobry, ale nigdy się nie dowiemy, jakby to wyglądało. Czy wchodziłem na kontrolę z obawą? Gdy kontroler nas do siebie zaprasza, to zawsze jest podejrzenie, że coś jest nie tak. Widać, że Christian obserwuje to, co dzieje się w telewizji, jak zawodnik siedzi na belce, jak ten kombinezon się układa. Są powtórki i on to wszystko widzi. To nie jest tak, że on sobie tylko zaznacza na liście, kogo później chce widzieć. Na bieżąco obserwuje i podejrzewam, że nie spodobało mu się ułożenie kombinezonu na belce. Czasami, gdy jesteśmy proszeni do kabiny to jest losowe, ale czasami jest już podejrzenie i coś konkretnego chce sprawdzić. Zawsze jest to obarczone stresem i ryzykiem - tłumaczy skoczek.

- Nawet jeśli sprawdzi się kombinezon w hotelu, to wiadomo, że potem przyjdzie trochę stresu, obwód w talii brzucha może się zmienić i robi się problem. To zawsze stresujące sytuacje. Wszystko było dokładnie sprawdzane. Też muszę powiedzieć, że jestem poszkodowany, bo jestem zdyskwalifikowany, ale to, jak wygląda ta kontrola jest w porządku. Jest robiona szczegółowo i nie można się do niczego przyczepić. Na pewno pod tym względem jest dużo lepiej niż wtedy, kiedy ostatni raz skakałem w Pucharze Świata (Kot wcześniej startował w zawodach w Rasnovie w Rumunii rok temu - red.). Trzeba wyciągnąć wnioski, sprawdzić kombinezon w tych konkretnych miejscach, przeszyć i przygotować sprzęt tak, żeby następnym razem dać sobie szansę poskakać. Przyjmuję tę dyskwalifikację z pokorą, bo czasem ten pomiar jest robiony niedokładnie, zawodnik wie, że powinien mieć większy obwód, że jeden rozmija się z drugim. Tu wszystko było ewidentne i przebiegło dobrze - wyjaśnia Kot.

Kot zostanie w PŚ? "Na nic nie liczę"

- Podsumowując weekend, trzeba popatrzeć na serie oceniane, a nie treningowe. I to zdecydowanie było poniżej oczekiwań. Dzisiaj to już w ogóle. Wiadomo, trzeba trochę spojrzeć pozytywnie, na serie treningowe, ale mimo wszystko wiem, że wszyscy zapamiętają to, co działo się w zawodach - wskazuje Maciej Kot, który w pierwszym konkursie w Klingenthal wystąpił, ale zajął dopiero 46. miejsce. Pozytywnie mógł patrzeć raczej tylko na skoki z piątkowych treningów. - Wielka szkoda, że nie udało się oddać tych normalnych skoków w konkursie. Nawet parę punkcików dałoby przede wszystkim więcej spokoju i trochę pewności siebie, jeśli chodzi o przyszłość i dalsze skoki. Wiadomo, że często te pierwsze punkty w sezonie są najważniejsze, bo gdy systematycznie się punktuje, to robi się coraz lepiej - przyznaje skoczek.

Czy Kot liczy na pozostanie w składzie na zawody PŚ w Engelbergu w kolejnym tygodniu? - Szczerze mówiąc, to na nic nie liczę. Na razie myślę jeszcze co tu i teraz, przeżywam w środku tę dyskwalifikację. Bo po prostu chciałem dzisiaj poskakać i można gdybać, co by było. Zawody trwają, po nich porozmawiamy z trenerem i zobaczymy, jaki jest plan działania - zapowiada Kot.

Niedzielny konkurs w Klingenthal rozpocznie się o godzinie 16:00. Weźmie w nim udział czterech innych Polaków: Piotr Żyła, który w kwalifikacjach był jedenasty, czternasty Dawid Kubacki, 33. Paweł Wąsek i 34. Andrzej Stękała. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.

Więcej o: