Po pierwszej serii Żyła zajmował świetne siódme miejsce po skoku na 137 metrów. Wydawało się, że może powalczyć o wyższe miejsce, bo choć do podium tracił 10,2 punktu, to do piątego Johanna Andre Forfanga już tylko 5,2 punktu.
W finałowym skoku trafił jednak na trudne warunki i uzyskał tylko 126,5 metra. Zawody skończył 1,2 punktu za najlepszą dziesiątką, na jedenastym miejscu. I choć to jego najlepszy wynik w tym sezonie, to po zawodach był przybity. Do dziennikarzy mówił tylko pojedynczymi słowami, czasem składał krótkie zdania. I trudno tłumaczyło mu się, jak dokładnie się czuje, nie chciał podawać szczegółów ani przyczyn złości po zawodach.
Gdy usłyszał, że był blisko "dychy" odpowiedział krótkim i smutnym "Nie". - Metrów brakło - dodał tylko Żyła. Czy jest przybity? - Jestem. Bo jestem głodny - wskazał. - Pierwszy skok dzisiaj był normalny. Poprzednie też były normalne, tylko krótsze - ocenił Polak. Co go rozzłościło? - Że kolacja za chwilę będzie - powiedział skoczek.
- Miało być inaczej. Nie wiem, na co liczyłem, po prostu robiłem swoją robotę. Nie wiem, co w tym drugim skoku poszło nie tak. W sumie nie chce mi się tego analizować, jutro nowy dzień i trzeba walczyć dalej - podsumował swoją najdłuższą wypowiedzią Piotr Żyła.
To znany już mediom tryb "Cichy Pit", kiedy Żyła stara się odłączyć od siebie konkretne bodźce. Dlatego, choć rozmawia z dziennikarzami, to w zupełnie innym stylu niż zwykle - krótko i konkretnie, ale często nie da się nawet zrozumieć, o co dokładnie chodzi zawodnikowi. To jednak sposób, który skoczek wypracował sobie na chwile, gdy mu nie idzie, jest zły i nie chce dłużej rozmawiać z dziennikarzami.
- Nie miał żadnych szans - stwierdził Thomas Thurnbichler, który tłumaczył, dlaczego Żyła był tak zły. Chodziło o trudne warunki w drugiej serii. Polak miał tylko 0,43 metra na sekundę wiatru pod narty, drugi najmniej korzystny przelicznik w finałowej rundzie, podczas gdy innym wiało nawet dwa metry na sekundę pod narty na całej długości zeskoku. - Od 60.-80. metra dostał podmuch silnego wiatru z tyłu skoczni. Oczywiście sam skok też nie był tak dobry jak ten pierwszy, ale gdy miałby stabilne i dobre warunki, też byłby w stanie skoczyć 145 metrów - wskazał trener polskich skoczków.
- Jestem z niego zadowolony. Wykonał dobrą robotę i widzę u niego progres. Najlepszy moment w kontekście puszczenia w odpowiednich warunkach nie leży w tym momencie za bardzo po naszej stronie - dodał Austriak.
- Na pewno zadowolony super nie będzie, bo pewnie liczył na dużo lepszy wynik. Jedenaste miejsce, czyli niewiele zabrakło do dziesiątki, ale jemu to dziesięciu miejsc zabrakło do tego, co by chciał. Generalnie też nie trafił zbyt dobrych warunków w drugiej serii i na pewno miał ciężej - ocenił Dawid Kubacki, który był drugim z Polaków, który w sobotę punktował w Klingenthal. Skończył konkurs na piętnastym miejscu. Poza punktami znaleźli się 41. Paweł Wąsek, 42. Andrzej Stękała i 46. Maciej Kot. Niedzielny konkurs zaplanowano na godzinę 16, a kwalifikacje na godzinę 14. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.