Tak źle w naszych skokach nie było dawno. "Nie trzeba szkiełka i oka, żeby widzieć, w jak dużym kryzysie są polskie skoki. A ten kryzys ma twarz Kamila Stocha. Mistrz zaliczył najbardziej spektakularny zjazd. W niedzielę w Lillehammer był najgorszy z Polaków. A najgorsze, że wszyscy nasi skoczkowie przy rywalach ze światowej czołówki wyglądają jak ślimaki lub żółwie przy chartach" - pisał po zawodach w Norwegii dziennikarz Sport.pl Łukasz Jachimiak.
Po nieudanych zmaganiach w Lillehammer Kamil Stoch wystosował specjalny apel do kibiców. - Chodzi o to, abyśmy byli w tym razem i trzymali się obranej drogi. Tutaj prośba do kibiców o cierpliwość i wiarę w nas. To nie jest dla nas łatwa sytuacja, ale wspólnie sobie z tym wszystkim poradzimy - powiedział w rozmowie z portalem Skijumping.pl.
36-latek podkreślił, że ufa całemu zespołowi. - Wierzę w nasz zespół i wierzę w to, że wszystko może się jeszcze odmienić. W mojej karierze nie takie rzeczy się działy. Wierzę w trenerów, którzy dają z siebie wszystko. Nie jest tak, że każdy siedzi i ma to wszystko głęboko w poważaniu. Wszyscy się denerwują i martwią - wyjawił.
- Trenerzy dają mi dobre wskazówki, ale nie czuję tego, jak mam to zrobić. Dla mnie każda minimalna korekta to zmiana o 180 stopni. Przez to nie mogę wyzwolić z siebie pełnej energii i zrobić tego czysto technicznie. Albo jest czysto technicznie, ale bez energii, albo z dużą energią, ale sypie się technika. Tak to w tej chwili wygląda - dodał trzykrotny mistrz olimpijski.
Wiele wskazuje na to, że Stocha może zabraknąć na zawodach w Klingenthal. Te odbędą się już w najbliższy weekend. Ostateczne decyzje mają zapaść na dniach.