• Link został skopiowany

Wielki powrót Polaka do Pucharu Świata. "Przykro patrzeć, jak Kamil się męczy"

Łukasz Jachimiak
- Przykro mi patrzeć, jak Kamil się męczy i przykro patrzeć, że ogólnie wszystko tak wygląda - mówi Sport.pl Wojciech Topór. To przyjaciel Kamila Stocha jeszcze z czasów szkolnych, a teraz trener bazowy, który prowadzi m.in. Macieja Kota. Kot w kadrze Polski na Puchar Świata właśnie zmienia Aleksandra Zniszczoła. A czy na zawody do Klingenthal powinien jechać drugi najsłabszy z Polaków, czyli Stoch?
Maciej Kot i Kamil Stoch
https://www.instagram.com/maciejkot oraz AG

Po zawodach w Ruce i Lillehammer mówimy o kryzysie w polskich skokach. W żadnym z czterech konkursów Pucharu Świata nie mieliśmy Polaka w czołówce - najlepszy wynik to 21. miejsca Dawida Kubackiego i Piotra Żyły.

Zobacz wideo Dawid Kubacki po niedzielnym konkursie w Lillehammer. "Kolejny ciężki dzień"

Jeszcze gorzej prezentuje się Kamil Stoch, który po czterech konkursach ma tylko trzy punkty i w klasyfikacji generalnej PŚ zajmuje 40. miejsce na 46. sklasyfikowanych zawodników. W naszej kadrze gorzej spisywał się tylko Aleksander Zniszczoł. I już wiadomo, że w drużynie na zawody w Klingenthal (rywalizacja odbędzie się tam od piątku do niedzieli) zastąpi go Maciej Kot. A czy do Niemiec pojedzie Stoch?

Łukasz Jachimiak: Po nieudanych startach kadry w Ruce i Lillehammer pewnie niektórzy uczepią się irracjonalnej nadziei, że Maciej Kot wjedzie na Puchar Świata w Klingenthal na białym koniu. A jakie są twoje nadzieje jako jego trenera?

Wojciech Topór: Maciek nie pojedzie tam po to, żeby ratować Polskę, tylko żeby po prostu skoczyć swoje. A jaki to da wynik - zobaczymy.

A jaki wynik może mieć Maciek, jeśli skoczy swoje? Właśnie byłeś z nim w Ramsau - opowiedz proszę, jak on tam skakał.

- Skakał dobrze, ale nie mamy porównania, bo nie było tam lepszych zawodników od niego. Jednak nie od wczoraj jesteśmy trenerami z trenerem Zbyszkiem i po prostu widzieliśmy, że to dobrze wyglądało. Maciek też miał fajne czucie i był zadowolony z tego obozu. W Klingenthal się okaże, jak będzie wyglądał w konfrontacji z innymi, ale pojedziemy tam z ciekawością i bez presji. Maciek to zawodnik, który wygrywał już Puchary Świata, natomiast wiemy, w jakim jest okresie, gdzie był rok temu, i naszym celem - Maćka jako zawodnika i moim jako trenera - jest teraz, żeby on najpierw wrócił do Pucharu Świata, co właśnie się dzieje, i żeby po prostu punktował, wchodził do "trzydziestki". Mogę zdradzić, że na teraz to jest nasz cel, na razie właśnie to sobie z Maćkiem założyliśmy. Bo okej, on już wygrywał Puchary Świata, już było go stać na wielkie rzeczy, ale teraz musi iść krok po kroczku i jak będą punkty w Klingenthal, to będziemy bardzo zadowoleni.

Jedziesz do Niemiec razem z nim?

- Jeszcze wszystko się układa.

Powiedziałeś, że razem z trenerem Zbyszkiem nie jesteście trenerami od wczoraj - jak rozumiem, miałeś na myśli trenera Klimowskiego?

- Oczywiście.

On razem z wami był w Ramsau? Świetnie to słyszeć, bo myślałem, że po covidzie podupadł na zdrowiu na tyle, że pracuje już tylko w Polsce.

- Tak, byliśmy tam trener Zbyszek Klimowski, Krzysiek Biegun i ja. Jeszcze rok po chorobie trener Zbyszek pracował tylko na miejscu, bo długo dochodził do zdrowia. Teraz pewne dolegliwości trener jeszcze odczuwa - na przykład w długiej podróży cierpną mu ręce - i pewnie będzie je odczuwał już do końca życia, bo w takim ciężkim stanie był, gdy chorował, ale od jakiegoś czasu daje radę, jeździ z nami, pomaga.

Mówiąc na początku o nadziejach, jakie będziemy wiązali z pojawieniem się w Pucharze Świata Kota, mam na myśli przede wszystkim to, co ujawniłeś w studiu Eurosportu - że tuż przed sezonem Maciek na treningach w Zakopanem przeskakiwał Władimira Zografskiego. A przecież dziś ten jeden Bułgar ma praktycznie tyle punktów, co cała nasza kadra.

- Ha, ha, taka była prawda, ale śmieję się, bo gdybym wiedział, że aż tak wszyscy będą się tego chwytali, to wcale bym tego nie powiedział! Mówiąc to, chciałem pokazać, że poziom naszych zawodników wcale nie jest taki, jakie są ich wyniki. Chciałem dać do zrozumienia, że jeżeli Maciek odskakiwał Zografskiego, to ci nasi zawodnicy, którzy od początku startują w Pucharze Świata, powinni być znacznie wyżej niż są i że wrócą na dobry poziom, bo ich cały czas stać na to. Ale oczywiście trening to jest trening, a zawody to zawody - jest różnica. To była prawda, ja sobie tego nie wymyśliłem, ale zapomniałem jak to w Polsce jest - że wszyscy takie słowa łapią i zaczynają je obracać na wszystkie strony. Dlatego gdybym mógł cofnąć czas, to wcale bym tego nie powiedział!

Cała nasza kadra ma po czterech konkursach 61 punktów, a jednoosobowa kadra Bułgarii ma ich 46 i gdyby nie dyskwalifikacja Zografskiego w pierwszych zawodach w Kuusamo, to pewnie Bułgaria byłaby nad nami w Pucharze Narodów. Potrafisz wytłumaczyć, dlaczego tak jest?

- Na pewno nie jest tak, że Władimir skacze słabo - przeciwnie, on skacze bardzo dobrze. To jest mistrz świata juniorów, który przez lata po tym sukcesie tylko od czasu do czasu pokazywał swój talent, ale w tej jednoosobowej ekipie i to jeszcze z Bułgarii, było mu pod wieloma względami ciężko. A teraz ma dobre szkolenie w postaci Grześka Sobczyka, Andrzeja Zapotocznego i Michała Obtułowicza i oni sobie bardzo fajnie radzą. Oni robią świetną robotę, a my jeszcze się podniesiemy.

Jak popracowaliście w Ramsau? Ile treningów tam zrobiliście, ile dni tam spędziliście?

- Skocznia nie była oblegana, przeważnie skakali tam juniorzy i kadra B Niemek, więc udało się nam skoczyć cztery jednostki treningowe, czyli tyle, ile zaplanowaliśmy. W sobotę było ciężko, bo strasznie przysypało i wydawało się, że nie skoczymy, ale jednak super nam przygotowali skocznię i wieczorem skakaliśmy w świetnych warunkach.

Czyli pewnie każdy skoczył ze 20 razy?

- Średnio tak, Maciek skoczył trochę mniej, bo na jednym treningu po bardzo fajnym skoku pozwoliłem mu już się przebrać, skończyć.

To żadna złośliwość z mojej strony, ale chcę się upewnić - nie puszczaliście skoczków z lasu, czyli z najwyższych belek?

- Nie no, jasne, że puszczaliśmy ich z normalnych belek, żeby sprawdzić, jak naprawdę jest.

Czyli za Maćkiem Kotem kilkanaście dobrych skoków w Ramsau i dobre lato, za nim też lata doświadczeń, a więc przed nami chyba oczekiwanie nie na Bóg wie jakie wyniki, ale też chyba nie będzie tak, że Kot się spali i w Klingenthal nie pokaże tego, co ma wypracowane? Czy jednak jest w tobie trochę obaw, że nagle zamiast na Puchar Kontynentalny Maciek pojedzie na Puchar Świata i presja będzie dużo większa?

- Nie, bo jak już powiedziałem, on nie jest jakimś zbawicielem. Oczywiście nie pojedzie też do Klingenthal na wycieczkę, tylko walczyć, ale miejsca to obliczy komputer, sumując noty za odległości i od sędziów, a Maciek będzie robił swoje. Natomiast pamiętajmy, że Puchar Kontynentalny to też nie jest nic. Zwłaszcza że tam się podniesie poziom po tym, jak zmniejszyli kwoty startowe w Pucharze Świata. Jest paru zawodników, którzy byli w Kontynentalu, a ładnie się pokazują w Pucharze Świata i w Kontynentalu też trzeba bardzo dobrze skakać, żeby być w czołówce.

A zapewne mając Kota w Pucharze Kontynentalnym, oczekiwalibyśmy, że powalczy o miejsca na podium?

- Tak, właśnie tego się wymaga, takie byłyby cele. Gdyby Maciek pojechał na Puchar Kontynentalny, to miałby wywalczyć dla Polski dodatkowe miejsce w Pucharze Świata. W lecie mu się to nie udało, zabrakło 12 punktów, ale zrobił wtedy bardzo dobrą robotę, skakał dobrze, ale w Klingenthal i w Iron Mountain było tak wietrznie, że się po prostu wszystko niefortunnie poukładało. Natomiast w siedmiu konkursach Maciek zrobił świetną pracę i on z siebie mógł być dumny i ja z niego byłem dumny.

Jesteś trenerem Kota, ale jeszcze mocniej związany jesteś z Kamilem Stochem, bo to twój przyjaciel, odkąd razem siedzieliście w szkolnej ławce. Patrzysz na to, jak Kamil się teraz męczy i co myślisz - że dobrze zrobiłoby my wyskoczenie z Pucharu Świata na spokojny trening jak ten wasz sprzed chwili w Ramsau, czy że jednak powinien dalej skakać i po prostu przecierpieć ten trudny czas, licząc, że w rytmie startowym się ponaprawia?

- Jeżeli chodzi o kwestie szkoleniowe, to nie chcę się wypowiadać, bo dla mnie zawsze priorytetem jest, żeby się nie wypowiadać za innych trenerów, żeby się nie wymądrzać, nie podpowiadać z boku, nawet jeśli chodzi o mojego najlepszego kolegę.

Nie namawiam cię, żebyś wchodził w kompetencje trenera Thomasa Thurnbichlera - wszyscy powinniśmy uznać, że on najlepiej wie, co robić. Ale pytam ciebie o znajomość Stocha, o to czy w twojej ocenie jemu nie ciążą coraz bardziej kolejne nieudane starty? A może przeciwnie - on jest tak ambitny, że wycofanie się uznałby za porażkę?

- Jeżeli chodzi o spojrzenie nie ze strony szkoleniowej, tylko takie przyjacielskie, to oczywiście przykro mi patrzeć, jak Kamil się męczy i przykro patrzeć, że ogólnie wszystko tak wygląda. Natomiast oni są w stanie dobrze skakać. Pokazywali to parę tygodni przed startem sezonu. W Zakopanem ich skoki były dobre. Teraz oni się trochę pogubili, ale jestem pewny, że wrócą.

Obserwując karierę Kamila, widzę, że on niechętnie rezygnuje ze startów, że musi być już naprawdę bardzo źle, żeby się wycofał z Pucharu Świata na spokojne treningi. Z twojej znajomości Kamila wynika, że on zawsze do końca stara się walczyć i wycofanie się traktuje trochę jak porażkę?

- Kamil jest bardzo ambitny, z tego wszyscy go znają. Ambitny, pracowity, generalnie wzór do naśladowania dla wszystkich zawodników, nie tylko młodych, ale i starszych. On zawsze walczy do końca, nigdy łatwo się nie poddaje, jak mu coś nie idzie, to nie rezygnuje, tylko do końca próbuje coś zmienić. Natomiast czasami trzeba się wycofać i to nie jest nic strasznego. Wielu zawodników się z Pucharu Świata wycofywało, żeby w spokoju potrenować. Pamiętamy też, jak duży problem mieli Niemcy w sezonie 2020/2021, ale pracowali i w końcu na mistrzostwach świata w Oberstdorfie brylowali, zdobywali medale [indywidualnie w obu konkursach na podium był Karl Geiger, a drużynowo wygrali]. Zeszły sezon też mieli gorszy, a w tym prezentują się wyśmienicie. Taki jest sport, tak to wygląda, trzeba po prostu wyciągać wnioski i walczyć.

Myślę, że polscy kibice najbardziej porównują, jak w kryzysach działa Stoch z tym, jak działał Małysz. Starszy z naszych mistrzów w gorszych chwilach szybko decydował, że jedzie do Ramsau i tam szuka formy, a co do Stocha, to pamiętam, że w 2012 roku po trzech konkursach Pucharu Świata miał tylko jeden punkt i zamiast jechać na następne zawody do Soczi, też wybrał się do Ramsau, czego efekt był taki, że po powrocie do rywalizacji zajął drugie miejsce w Engelbergu i cały sezon miał później bardzo dobry, między innymi ze złotem mistrzostw świata.

- No to jeśli wtedy aż tak to zadziałało, to i teraz trzeba tak zrobić, ha, ha! A tak na poważnie, to właśnie kolejny świetny przykład na pokazanie, jakim przewrotnym sportem są skoki narciarskie i jak z dołka można wrócić na szczyt.

Ja wiem, że to nie jest takie proste, że skoro kiedyś coś zadziałało, to zadziała zawsze, ale szczerze - przyklasnąłbym Stochowi, gdyby powiedział trenerowi Thurnbichlerowi, że nie chce dalej startować, bo woli poszukać formy, trenując.

- No niestety, fajnie by było, gdyby to było tak proste, że tylko powtarzałoby się sprawdzone schematy. Ale jest tak, że ciągle trzeba szukać rozwiązania na nowo. I szukamy. Bo na pewno jeszcze może być dobrze.

Więcej o: