W sobotę na normalnej skoczni w Lillehammer to Wąsek był najlepszym polskim skoczkiem - zajął 23. miejsce i wydawało się, że zwłaszcza jego pierwszy skok był krokiem w dobrą stronę. W niedzielę zdążył oddać dwa skoki - w treningu był 38. po uzyskaniu 123 metrów, a potem przeszedł kwalifikacje z 35. wynikiem po skoku na 122 metry.
W pierwszej serii jednak nie wystartował, a przy jego nazwisku pojawił się skrót DNS - od "did not start", oznaczający, że zawodnik nie stawił się na starcie w wyznaczonym czasie. Wąska pokazano wtedy w transmisji z konkursu. Smutny siedział wówczas w pomieszczeniu, gdzie skoczkowie przygotowują się do zawodów i rozmawiał z Norwegiem Halvorem Egnerem Granerudem. Przyczyny jego nieobecności w konkursie były wtedy jeszcze niewyjaśnione.
"Paweł Wąsek nie skoczył w konkursie, bo zaginęła jego torba ze sprzętem" - napisał potem na Twitterze dziennikarz Eurosportu, Kacper Merk. Okazało się, że chodzi o buty zawodnika.
"Ktoś z obsługi zabrał torbę ze skokowymi butami Pawła na wyciąg, gdy ten przygotowywał się do skoku. Buty później wyjechały ponownie na górę, ale zdaniem jury było za późno" - napisał dziennikarz Skijumping.pl Dominik Formela, który współpracuje z Polskim Związkiem Narciarskim.
Okoliczności sytuacji są jeszcze bardziej kuriozalne. - Do góry jedziemy w takie "teletubisie", które nas ogrzewają i zwykłych butach. Reszta sprzętu jest w naszych plecakach. Na górze zdjąłem to wszystko i poszedłem do toalety. Po tym, jak wróciłem, zauważyłem, że torby już nie ma. Ktoś z obsługi zabrał ją i pomyślał, że jeśli nikogo wokół jej nie ma, to można ją puścić na dół wyciągiem. Próbowałem ją jeszcze złapać zanim pojechała, ale nie zdążyłem - tłumaczył Wąsek w rozmowie z Eurosportem.
- Poszedłem porozmawiać z kontrolerem sprzętu na górze, on do kogoś zadzwonił, ale jury stwierdziło, że mogę wystartować tylko, jeśli wywiozą mi plecak na górę zdążę oddać skok w swojej kolejności. To się nie udało. Głupia sytuacja, bo nie była to moja wina, a nikt nie chciał mi w tym pomóc. Uznali, że jak nie zdążę, to sorry, nara - przekazał skoczek.
To wręcz skandaliczna reakcja FIS na takie zdarzenie. Wielokrotnie zdarzało się, że gdy zawodnik miał problem z wiązaniami, czy kombinezonem, to mógł najpierw spróbować się z nim uporać, a dopiero pod koniec serii stwierdzano, czy jest w stanie wystartować, czy nie. Tu zadziało się inaczej. - Pierwszy raz się z tym spotkałem. Mam nadzieję, że ostatni raz. Rozmawiałem z Halvorem Egnerem Granerudem i innymi skoczkami, może to też pokaże FIS-owi, żeby te przepisy zmienić. Że jeżeli dzieją się rzeczy niezależne od nas, to jest jeszcze możliwość skoczenia na koniec serii, czy coś w tym stylu, żebyśmy mogli rywalizować. Rozumiem, gdy to wynika z naszej winy, kiedy się np. spóźnimy. Fajnie byłoby w takiej sytuacji pomóc zawodnikowi wystartować - podsumował Paweł Wąsek w Eurosporcie.
Wąsek nie został dopuszczony do zawodów i po pierwszych czterech konkursach pozostaje z ośmioma punktami zdobytymi w sobotnim konkursie w Lillehammer. Kolejne zawody zostały zaplanowane na weekend 8-10 grudnia w niemieckim Klingenthal. Odbędą się tam dwa konkursy indywidualne na dużej skoczni. Relacje na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.