Paweł Wąsek miejsce 23., Piotr Żyła miejsce 24., Kamil Stoch miejsce 28. To są osiągnięcia polskich skoczków, którzy w sobotę w Lillehammer weszli do drugiej serii. Już na pierwszej zawody skończyli Dawid Kubacki (33. miejsce) i Aleksander Zniszczoł (41.).
Jeśli zagraniczne media wspomną cokolwiek o Polakach po trzecich zawodach sezonu, to tylko po to, żeby ocenić, że wciąż zawodzą. Znów żaden nie zbliżył się do rządzących Austriaków i Niemców, którzy zajęli siedem pierwszych miejsc (wygrał Stefan Kraft, przed Andreasem Wellingerem i Danielem Tschofenigiem).
A co zostaje nam, polskim mediom? Uczciwa ocena. A zatem: w normalnych okolicznościach za miejsce w trzeciej "dziesiątce" Wąsek dostałby linijkę tekstu. Tak bywało wiele razy - wszedł do drugiej serii, zapunktował, a my odnotowywaliśmy to pod koniec artykułu o sukcesie Stocha i/lub Kubackiego i/lub Żyły. Ale okoliczności są, jakie są.
Tydzień temu w Kuusamo/Ruce polscy skoczkowie uciułali trochę punktów do Pucharu Narodów za 21. i 23. miejsca Kubackiego i za 21. miejsce Żyły. Z Finlandii nie wrócili do domów, tylko przenieśli się do Norwegii. W Lillehammer mieli dwa treningi przed tymi piątkowymi, oficjalnymi treningami dla wszystkich. Efekty widać: w sobotę na mniejszej ze skoczni Lysgårdsbakken (HS 98) zapunktowało trzech Polaków. Ale - bądźmy uczciwi - to nie jest jakościowy skok, a tylko kroczek w dobrą stronę. To nadal jest ciułanie punktów.
Jeśli więc nie stoimy w miejscu, a robimy kroczek w dobrą stronę, to tylko dlatego, że punktowaliśmy kolejno: jednym zawodnikiem, dwoma i teraz trzema.
Ale jak się cieszyć z tylko 28. miejsca Stocha? No nie sposób, nawet jeśli to poprawa po miejscu 43. i po odpadnięciu w kwalifikacjach. Jak się cieszyć z 24. miejsca Żyły? No nie sposób, skoro w piątek był 12. i 11. na treningach oraz 17. w kwalifikacjach i mówił, że noga pracuje, że czucie odzyskane po tym jak tydzień temu czuł się drewniany i że mental też się zgadza? Jak się cieszyć po dopiero 33. miejscu Kubackiego? No nie sposób, bo przecież tydzień temu był naszym najbardziej regularnym skoczkiem, a teraz a to skoczy 16. wynik w treningu, a to po chwili 46. w kwalifikacjach i znowu a to 17. wynik w serii próbnej, a to po chwili dopiero 33. wynik pierwszej serii konkursowej?
Jeśli chcemy szukać czegoś pozytywnego - a przecież bardzo chcemy - to chyba warto uczepić się tego, co trener Thomas Thurnbichler powiedział przed konkursem w TVN-ie. A powiedział tak: "Zwracam uwagę na Pawła Wąska, który obecnie jest w naprawdę dobrej formie".
Wąsek ma 24 lata i właśnie 33. raz w karierze zapunktował w Pucharze Świata. Szału nie ma. Zwłaszcza że tylko raz w życiu Wąsek był w top 10 (szóste miejsce). I to w konkursie słabo obsadzonym, bo grudniu 2020 roku w Niżnym Tagile nie skakali choćby Stoch, Kubacki, Żyła i Andrzej Stękała, a więc najlepsza wówczas czwórka Polaków, która szykowała się już do ruszających kilka dni później mistrzostw świata w lotach w Planicy (i zdobył tam brąz w drużynie).
Teraz w Lillehammer pierwszy raz w życiu Wąsek był najlepszym Polakiem w konkursie z udziałem wszystkich najlepszych polskich skoczków. A biorąc pod uwagę również tamten wyskok z Niżnego Tagiłu - zdarzyło się to Wąskowi po raz drugi.
Czy będzie się zdarzało częściej? - U Pawła trzeba ustabilizować pozycję dojazdu. Thurnbichlera czeka tu wiele pracy. Ale jak się uda, to Wąsek ma taki potencjał, takie warunki, że w przyszłym sezonie będzie mógł zrobić ze trzy razy lepszy wynik w Pucharze Świata niż teraz - komentował dla Sport.pl legendarny trener Jan Szturc (odkrył i oszlifował talenty m.in. Adama Małysza oraz Żyły i Zniszczoła) w marcu, na koniec minionego sezonu.
Zimę 2022/2023 Wąsek skończył z dorobkiem 190 punktów. I to już był wynik trzy razy lepsze od jego wcześniejszej życiówki - sezon 2020/2021 skończył, mając 62 pkt w Pucharze Świata. Gdyby Wąsek rzeczywiście miał tej zimy trzykrotnie przebić swój wynik z poprzedniego sezonu, to 24 marca 2024 roku powinien kończyć cykl, mając około 600 punktów. Na dziś to brzmi jak nierealne marzenie. Ale gdyby się spełniło, to dla polskich skoków byłoby to lepsze od kolejnych okazałych zdobyczy Stocha, Kubackiego czy Żyły. Oni mają kolejno 36 lat, 33 lata i 36 lat. A Wąsek ma 24, to w nim jest przyszość i to zdecydowanie najwyższy czas, żeby jego kariera nabrała rozpędu.
Ale nawet jeśli zadowolony trener Thurnbichler mówi, że Wąsek wykonał swój najlepszy skok w sezonie (to o tym z pierwszej serii, po której Paweł był 18.) to na razie patrząc całościowo on tylko przesunął się z miejsc w czwartej dziesiątce (w Ruce był 34. i 35.) do trzeciej dziesiątki. To mała rzecz. I dopiero okaże się, czy będzie się przesuwał dalej, w kierunku większych rzeczy.
W rozmowie z Eurosportem Wąsek podkreślił, że w ostatnich dniach poprawił przede wszystkim pozycję, a więc to, co jako najpilniejszą rzecz do poprawy wskazywał Szturc. - Po początku sezonu w Ruce to był naprawdę fajny dzień. Udało się oddać fajne skoki i mieć frajdę, udało się zdobyć punkty. Dobrze, żeby to ustabilizować - mówił.
Słowa Wąska po pierwszych punktach w sezonie brzmiały zupełnie inaczej niż słowa Stocha po jego pierwszych punktach. - Zastanawiałem się czy tutaj nie przejechać brzuchem po śniegu - stwierdził ironicznie trzykrotny mistrz olimpijski na początku rozmowy z reporterem Eurosportu. - Coś było pozytywnego, było trochę szczęścia, ale szczęścia nigdy za wiele - dodawał, mówiąc o dobrych warunkach, na jakie trafił w pierwszej serii. W drugiej Stoch był najgorszy i spadł o sześć miejsc.
- W drugim skoku chciałem już trochę mocniej, chciałem trochę depnąć i przeleciało wszystko do przodu - analizował.
Żyła po swoich skromnych punktach o skokach mówić nawet nie chciał. - Zimno dzisiaj na polu, nie? Śniegu też trochę jest. Ja nie wiem, że to tak w zimie zimno. Jeszcze w Norwegii! - usłyszeliśmy.
W niedzielę też będzie zimno. A skakania będzie jeszcze więcej, bo rywalizacja przeniesie się na dużą skocznię (HS 140), gdzie odbędzie się seria treningowa (godz. 14.30), następnie kwalifikacyjna (15.30) i dopiero po nich konkurs (17.00).