Podkreślmy jednak, że tu trzeba naprawdę dobrej lupy, żeby dostrzec te pozytywy. Może nawet mikroskopu, a Thomasowi Thurnbichlerowi trzeba załatwić biały kitel naukowca. Eksperymenty z kilku dni spędzonych w Lillehammer, w tym dwóch spokojnych treningów, dały jednak pewne efekty.
Ogółem wyniki zawodników Thurnbichlera nie uległy znacznej poprawie: 18 punktów, tyle samo co w drugim konkursie w Ruce, uzbieranych przez trójkę Polaków, którzy awansowali do drugiej serii to nadal rezultat, który nikogo nie usatysfakcjonuje. Jest jednak małym krok w dobrym kierunku, zwłaszcza patrząc bardziej na same skoki niż pozycje polskich skoczków.
Paweł Wąsek w Ruce nie punktował - kończył zawody na 34. i 36. miejscu. W sobotę w Lillehammer był najjaśniejszym punktem polskiej kadry. Po jego pierwszym skoku na 95 metrów trener Thomas Thurnbichler aż zacisnął pięść, zadowolony z tego, jaki postęp zrobił jego zawodnik. Wąsek przed finałową serią zajmował 18. miejsce, a konkurs zakończył na - wciąż najlepszej wśród Polaków - 23. pozycji. Spadł na nią po nieco słabszej próbie na 90,5 metra oddanej w o wiele gorszych warunkach niż te z pierwszej rundy. Dla niego to był jednak naprawdę dobry dzień.
- Jestem bardzo zadowolony z Pawła. Jego pierwszy skok był najlepszym w tym sezonie. Drugi też oddał z pełnym zaangażowaniem, choć także małym błędem. Powinien teraz postarać się, żeby to była jego baza. Potem możesz wykonać kolejne kroki - ocenił Thomas Thurnbichler w rozmowie z Eurosportem.
Pozostali dwaj Polacy w punktach - 24. Piotr Żyła i 28. Kamil Stoch mają, czego żałować. W przypadku Żyły chodzi o skoki z piątku, gdy regularnie plasował się w drugiej dziesiątce i wydawało się, że w sobotę utrzyma ten poziom, a może pokusi się nawet o zapukanie do najlepszej dziesiątki zawodów. Nic z tego. Dwa skoki - na 90 i 93 metry - nie były nawet blisko poziomu z poprzedniego dnia. Szkoda.
Wygląda na to, że mistrz świata z normalnej skoczni po dobrych wynikach z treningów i kwalifikacji nieco za bardzo "napalił się" na konkurs. - Chyba trochę przesadził z mocą. Wiemy, że może być lepszy - skomentował Thurnbichler.
Za to Stoch po naprawdę dobrym pierwszym skoku na 95,5 metra w pierwszej serii, który dawał mu 22. miejsce, zepsuł ten w finale. Skoczył najgorzej ze wszystkich, którzy zapunktowali w pierwszym konkursie w Lillehammer - 85 metrów, a po wszystkim tłumaczył, że "wszystko poleciało mu do przodu". Skok przypominał nieco ten z drugich kwalifikacji w Ruce, po którym Stoch nie wszedł do niedzielnego konkursu. - Pierwszy skok Kamila był dla mnie czymś bardzo pozytywnym - wskazał Thurnbichler.
Austriak w rozmowie z Eurosportem szybko przeszedł do Dawida Kubackiego. Jego skok z serii próbnej - 96,5 metra i 17. miejsce - dawał nadzieję na solidne punkty, a może i powalczenie o coś więcej. Niestety, Polak trafił na fatalne warunki i do drugiej serii nie wszedł. Skok na 87 metrów sprawił, że skończył zawody na 33. pozycji. - Ten skok jest niemożliwy do oceny. Warunki, gdy Piotrek i Dawid skakali w pierwszej serii były bardzo trudne - wskazał Thomas Thurnbichler.
Najsłabiej spisał się Aleksander Zniszczoł, który zajął 41. miejsce. - Nie patrzę teraz jednak tak bardzo na wyniki. Mamy przed sobą długi sezon i mamy teraz podejście, jakie powinniśmy mieć do zawodów Pucharu Świata: jeśli pracujesz, będzie się za tobą kurzyło, pojawi się brud. To się dzieje w naszych skokach, to jest też zupełnie normalne. Musimy zachować jasność umysłu i robić analizy z dnia na dzień. Sprawić, żeby przekaz w ich kierunku był tak prosty jak to tylko możliwe. Potem krok po kroku będziemy się zbliżać do upragnionego poziomu - przekazał Thurnbichler.
Szkoleniowiec Polaków stara się myśleć pozytywnie. Widać, że w pewien sposób dotarł do zawodników: z ich strony nie ma już zwracania uwagi na błędy w tym, jak starał się im pomóc na skoczni, a w jego wypowiedzi widać jasno obraną metodę przekazywania informacji. W Ruce oczami zawodników trenerzy chcieli zmienić za dużo w jednym momencie, więc teraz Thurnbichler mówi o "sprawianiu, żeby przekaz był dla nich tak prosty, jak to tylko możliwe". To cieszy.
Ogółem pracę polskiego sztabu podczas spokojnych treningów w Lillehammer - dwóch sesji, które Polacy odbyli w tym tygodniu - należy ocenić raczej pozytywnie. Nie było co oczekiwać cudów, ale pojedyncze dobre skoki Żyły w piątek, a Kubackiego, Stocha i Wąska w sobotę pozwalają twierdzić, że zaczyna się pojawiać materiał do budowy lepszej dyspozycji na kolejne tygodnie. - To największy możliwy progres, jaki po czterech dniach mogli wykonać Polacy - mówi nam ekspert Eurosportu i były trener niemieckich skoczków, Werner Schuster.
Znamy też dwa kolejne kroki Thurnbichlera: najpierw ustabilizowanie się na tym lepszym poziomie i regularność w takich skokach, a potem można iść w górę stawki PŚ. Ważne jednak, żeby przy tym robić jak najmniej kroków do tyłu. Te nadal się zdarzają i wpływają na to, jak patrzymy na Polaków. Oby były coraz bardziej ograniczane.
- Po tym, co zobaczyłem w pierwszych konkursach ta ufność została nadwyrężona - mówił jednak o zaufaniu do Thomasa Thurnbichlera w studiu Eurosportu po niedzielnych zawodach były trener kadry B, Maciej Maciusiak. - Brakuje mi jasnej wizji naprawy, bo teraz zdajemy sobie sprawę, że przed nimi ciężki okres. Bo z jednej strony potrzebują treningu, a z drugiej strony regeneracji. I teraz zbalansowanie tego jest bardzo ciężkie. Jutro konkurs, potem co tydzień są zawody, karuzela ruszyła i trzeba podejmować decyzje co do składu, czy kogoś wymieniać, czy zostawiać. Za tydzień startuje Puchar Kontynentalny, bilety lotnicze są kupione i trzeba reagować - ocenił.
Maciusiak zwrócił uwagę na ciekawy szczegół: skoczkom Thurnbichlera kończy się pewien ochronny parasol. Do Ruki i Lillehammer pojechali tylko zawodnicy kadry A, ale skoro ich wyniki są dość słabe, to trzeba będzie się zastanowić, czy ktoś z kadry B, czy trenujący w bazie w Zakopanem Maciej Kot nie będą lepszym rozwiązaniem na zawody w Klingenthal lub Engelbergu.
Cała grupa pojechała teraz na śnieg do Ramsau i tam trenuje przez weekend. Już na początku tygodnia będą ruszali do Skandynawii na inaugurację Pucharu Kontynentalnego w Lillehammer. Decyzja o tym, kogo wysłać do Klingenthal powinna zatem zapaść już jutro wieczorem lub najpóźniej w poniedziałek. Niedzielny konkurs w Lillehammer odbędzie się już na dużym, a nie normalnym obiekcie. Na 14:30 zaplanowano serię treningową, godzinę później rozpoczną się kwalifikacje, a o 17:00 ruszy pierwsza seria zawodów. Relacje na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.