Skaner firmy Scaneca pojawił się w skokach narciarskich tego lata. Za jego pomocą dokonuje się obecnie podstawowego pomiaru zawodników. Mierzy się ich tym urządzeniem przed sezonem, żeby następnie kontroler sprzętu Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) mógł porównać wyniki z tymi otrzymanymi podczas sprawdzania zawodników na skoczni, ale już tradycyjną metodą, bez skanera.
Niedawno na Sport.pl informowaliśmy, że FIS przeprowadzi podstawowe pomiary przed nowym sezonem Pucharu Świata trójwymiarowym skanerem jeszcze raz: zawodnicy zostaną zmierzeni ponownie w Ruce, podczas pierwszych zawodów sezonu. To dlatego, że część z nich poprzednio miała "manipulować bielizną" w trakcie kontroli i została na tym przyłapana przez kontrolera Christiana Kathola. U kobiet powtórzenia, czy, jak to nazywa FIS, "potwierdzenia" podstawowych pomiarów nie przewidziano.
Firmę Scaneca w 2018 roku założyli młodzi naukowcy z Uniwersytet Humboldtów w Berlinie: Nikołaj Kozłow, Dzmitry Komar i Anton Jirka. Zaczynali od projektu start-upu, małej firmy, której siedziba znalazła się na Adlershofie w Berlinie. To miejsce świetnie znane z przekształcania małych przedsiębiorstw w specjalistów w swoich branżach. Potocznie nazywa się je "Silicon Alley" w nawiązaniu do Doliny Krzemowej w Kalifornii.
I faktycznie: jeśli spojrzeć na historię Adlershofu to już od dawna to miejsce nierozerwalnie kojarzone z ogromnym rozwojem instytutów, projektów i powstających tam firm. Różni się od Doliny Krzemowej jednak głównie tym, że tu wszystko nie pojawiło się znikąd, a było dość wyraźnie zaplanowane. Na początku XX wieku powstało tam lotnisko Johannistal i instytut lotnictwa. Mieli tam pracować nawet słynni bracia Orville i Wilbur Wright, uważani za konstruktorów pierwszego samolotu, który odbył lot. Po drugiej wojnie światowej w Adlershofie nazywanym "centrum nauki, technologii i mediów" mieszkało dwa razy więcej osób, ale zlikwidowano słynne lotnisko.
W jego miejsce już w Niemieckiej Republice Demokratycznej powstała siedziba jej telewizji, akademia naukowa i baza wojskowa. To wszystko zapewniało miejsca pracy tysiącom osób i sprowadzało do Adlershofu największych specjalistów w swoich dziedzinach. Po zjednoczeniu Niemiec powstała tam państwowa korporacja, która pomagała w rozwoju nowych firm, a ich liczba stale rosła. W 2008 roku niemieckie media podawały, że z biznesu wycofała się tylko jedna z 250 założonych wówczas firm. Obecnie w Technologiepark Adlershof, jak nazwano przestrzeń dla wciąż pojawiających się tam przedsiębiorców, firm jest już około 1300. Wszystkiemu sprzyja Brexit, który jeszcze ułatwił im szybki rozwój w ostatnich miesiącach.
Niewielki projekt firmy Scaneca, która z założenia miała produkować tylko urządzenia mierzące ciała osób ćwiczących na siłowniach, też stał się marką w swojej branży. Jej pracowników uważa się za jednych z najważniejszych ekspertów w dziedzinie analizy postawy ciała człowieka, produkt jeździ na prezentacje po największych targach w Niemczech, a firma po sukcesie przeniosła się nawet z niewielkiej przestrzeni w Adlershofie do przestrzeni biurowej i magazynowej o wielkości tysiąca metrów kwadratowych w Charlottenbergu, o wiele bliżej centrum Berlina. I poszerza swoje horyzonty.
- Od wprowadzenia naszego produktu na rynek w 2020 roku byliśmy świadomi jego potencjału. Już wtedy zaczęliśmy planować nasz rozwój w taki sposób, żeby skaner mógł być używany przez różne branże. Dziś jesteśmy zaangażowani we współpracę z fizjoterapeutami, ortopedami, prowadzącymi kliniki zdrowotne, urody, czy rekreacyjne hotele, centra rehabilitacyjne i teraz także w profesjonalnym sporcie - słyszymy od przedstawiciela firmy. - Scaneca rozwija się niezwykle szybko i jesteśmy oddani pracy nad jej przyszłością. Współpraca z FIS i zaangażowanie w skoki narciarskie jest dla nas obecnie najwyższym priorytetem - zaznacza.
Zainteresowanie produktem firmy przyszło podczas targów produktów branży fitness w Monachium jesienią 2022 roku. Zarówno Scaneca, jak i FIS, który reprezentował Christian Kathol, zdali sobie sprawę, że ten produkt może pomóc wprowadzić spore zmiany i ułatwić kwestię kontroli sprzętu w skokach. Ta od wielu lat jest problematyczna - każdy wie, że manipulowanie, zwłaszcza w przypadku kombinezonów, jest i może być jeszcze długo obecne w dyscyplinie. Skaner 3D miał jednak pomóc je ograniczyć. - Od grudnia zeszłego roku w kolejnych tygodniach zaczęliśmy serię spotkań i testów sprzętu, jego zastosowania w kontroli skoczków. Musieliśmy też dostosować urządzenie i spełnić wszystkie warunki, żeby skaner mógł pojawić się podczas podstawowych pomiarów przed sezonem. W czerwcu tego roku system działania i nasze urządzenie było gotowe, żeby wprowadzić zmiany w kontroli sprzętu - tłumaczy przedstawiciel firmy Scaneca.
- Skaner, którego używają firmy z branży fittness jest nieco inny, w tym dla skoczków musieliśmy dokonać paru zmian - dodaje. - Różni się głównie oprogramowaniem, specjalnie przygotowanym dla FIS tak, żeby dobrze współgrał ze specyfiką dyscypliny i kontroli zawodników. Ma cztery bardzo precyzyjne czujniki, używa zaawansowanej technologii optycznej, żeby przechwycić szczegółowe trójwymiarowe dane mierzonego obiektu. Każdy z tych czujników pokazuje inną perspektywę i jest ustawiony pod innym kątem. Stąd otrzymujemy dokładne i kompletne informacje.
Jednak od wprowadzenia skanera firmy Scaneca do przeprowadzania kontroli ich temat nie przestał być kontrowersyjny. Wcale nie ucichł, wręcz przeciwnie: FIS chęcią potwierdzenia pomiarów sprzed sezonu potwierdza, że rozwiązanie nadal nie jest idealne. Działacze mówią nam, że tak dokładnych pomiarów w skokach jeszcze nie było, ale jednocześnie od kadr słyszymy, że nadal mają swoje sposoby na sprzętowe manipulacje, żeby zyskać jeszcze więcej na skoczni.
Najgorzej wygląda sprawa ustawiania się do pomiaru, bo według zawodników wszyscy nadal nie zachowują tej samej postawy. Dla tych, którzy potrafią to odpowiednio wykorzystać, będzie to oznaczało zysk na konkretnych elementach sprzętu: np. wysokości kroku, czy ilości materiału w ramionach, czyli czynnikach wpływających na aerodynamikę w locie. - Skaner pozwala nam zbadać zarówno pozycję ciała, jak i odchylenie zawodnika. To sprawia, że manipulowanie jest coraz trudniejsze - słyszymy od producenta.
Co z bielizną, którą zawodnicy nadal mają sobie wypychać na różne sposoby - np. silikonem? Przedstawiciel firmy Scaneca zdradza nam, że zaplanowano już zmiany w odpowiedzi na manipulacje zawodników. - W przyszłości FIS ma określić typ bielizny, który zawodnicy mają mieć na sobie podczas kontroli. To pomoże uniknąć kłopotów w tej kwestii. Inne manipulacje: wykrzywianie kolan, czy obkręcanie bioder, nie pomoże zawodnikom, bo skaner to wykrywa i alarmuje o nieodpowiedniej postawie skoczka - wskazuje nasz rozmówca.
Co pomogłoby przeprowadzić prawdziwą rewolucję w sprawdzaniu zawodników? Marzeniem byłby skaner 3D, ale taki umożliwiający kontrolę skoczków podczas konkursów Pucharu Świata. Do tej pory uznawano to za fanaberię, a osoby ze środowiska FIS potwierdzały nam, że to drogie i na razie niemal niemożliwe rozwiązanie. A jednak słowa, które słyszymy od przedstawiciela firmy Scaneca dają ciekawą i całkiem pozytywną perspektywę na przyszłość tego projektu.
- Prowadziliśmy już dyskusje z FIS dotyczące rozwoju naszego urządzenia w taki sposób, żeby dostosować je do użytku podczas zawodów Pucharu Świata. Obecnie jesteśmy na etapie rozwoju oprogramowania, żeby dostosować je do warunków kontroli na miejscu rozgrywania zawodów i odpowiedniego porównywania jej wyników do rezultatów otrzymanych podczas podstawowych pomiarów przed sezonem - opisuje nasz rozmówca.
To zdecydowanie najbardziej konkretne zapowiedzi dotyczące tego typu urządzenia, jakie do tej pory padły w dyskusji dotyczącej przyszłości kontroli sprzętu w skokach. I gdyby FIS zdecydował się na taki ruch - opłacenie i wprowadzenie kontroli skanerem 3D na skoczni, to kto wie, czy zapowiadana przez działaczy rewolucja nie zostałaby doprowadzona do końca. Wreszcie moglibyśmy mówić, że pod tym kątem dyscyplina stała się bardziej sprawiedliwa.
Do tego trzeba jednak sporego zaangażowania i dużych pieniędzy. Firma Scaneca podaje, że możliwość zakupu ich sprzętu ma każdy kraj i są otwarci na udostępnienie go w taki sposób, żeby same kadry mogły się na nim sprawdzać poza przedsezonowym pomiarem podstawowym. Nie zdradzają jednak, ile kosztuje to poszczególne reprezentacje, czy ile za skaner płaci sam FIS. Z nieoficjalnych informacji wynika, że koszt tego sprzętu to około 10-20 tysięcy euro. A taki do jeszcze bardziej skomplikowanej kontroli na skoczni z pewnością byłby droższy. Oby nie zbyt drogi, żeby FIS ten pomysł porzucił.