Jakub Kot to urodzony w 1990 roku były skoczek narciarski. Jako junior był medalistą MŚ (brąz w drużynie), ale jako senior nie zrobił wielkiej kariery.
Teraz Kot jest trenerem, delegatem FIS i cenionym ekspertem, który gości w domach polskich kibiców przy okazji transmisji z Pucharu Świata. Kiedyś pracował w TVP, teraz zatrudniają go TVN i Eurosport.
Jakub Kot: Potraktowałem to z jednej strony jako wyzwanie, z drugiej przygodę, a z jeszcze innej jako inwestycję w przyszłość. Byłem świadomy, że dostać się do parlamentu będzie bardzo ciężko.
- Już tłumaczę. Ze stuprocentową szczerością. W 2018 roku wystartowałem w wyborach samorządowych. Nie dostałem się do Sejmiku Województwa Małopolskiego, ale uzyskałem ładny wynik - też ponad pięć tysięcy głosów, jak w tych wyborach. Teraz dostałem propozycję wystartowania w wyborach parlamentarnych i po namyśle uznałem, że wystartuję i pomogę w tym, by nasze ugrupowanie miało jak najlepszy wynik. Natomiast ja chciałbym działać lokalnie, w swoim regionie. Mam dużo pomysłów, wiem, co chciałbym zmienić, o co się postarać. Zgodziłem się więc być na liście Koalicji Obywatelskiej, żeby wyborcom w regionie o sobie przypomnieć, ale nie wziąłem wysokiego miejsca na tej liście, a byłem szósty, nie wziąłem też udziału w żadnej konwencji wyborczej, nie zrobiłem sobie ani jednego zdjęcia z politykiem i nie wydałem nawet złotówki na kampanię.
- Tak, trochę plakatów i materiałów wyborczych dla mnie przygotowano. Każdy miał swój limit do wykorzystania, ja go wykorzystałem w stu procentach. Ponieważ zapotrzebowanie było duże, pomogła mi nasza "jedynka", czyli Weronika Smarduch. Natomiast to wszystko to było i tak bardzo mało. Okręg, w którym startowałem jest ogromny - obejmuje Nowy Sącz, Stary Sącz, Gorlice, Mszanę, Rabkę, a moje materiały wyborcze były tak naprawdę tylko w Zakopanem.
Okręg numer 14 to bastion PiS-u, tu startowały takie nazwiska jak Terlecki, Mularczyk czy Gut-Mostowy, ich banery wisiały wszędzie, oni w każdym zakątku regionu prowadzili kampanię, a ja miałem taką zabawną historię, że dwa tygodnie przed końcem kampanii zadzwonił do mnie jeden z lokalnych przedsiębiorców, mówiąc, że chętnie wziąłby moje banery i powiesił w paru miejscach, a ja nie miałem mu czego dać. Powiedziałem szczerze, że nie mam żadnych banerów, że te, które dla mnie przygotowano, już dawno się rozeszły. "Ale ja ci wydrukuję" - usłyszałem. Mówię: "Niech się pan nie gniewa, ale podziękuję, nie będę wydawał pieniędzy na drukowanie banerów". Wtedy powiedział, że w takim razie on zapłaci, bo mnie popiera. Okazało się, że wydrukował 30 banerów i jeszcze zorganizował ekipę, która rozwiesiła je po całym Zakopanem. A że ma restauracje i nieruchomości w różnych fajnych punktach miasta, to naprawdę można było dostrzec mnie wśród innych kandydatów. W tym miejscu chciałbym bardzo podziękować temu przedsiębiorcy i innym ludziom, którzy wyciągnęli pomocną dłoń w trakcie kampanii, bo samemu nie udałoby mi się zrobić dobrego wyniku. Dodam, że ta ekipa zaraz po wyborach wszystko elegancko posprzątała, co jest bardzo ważne, bo po co dalej męczyć ludzi tą banerozą.
- Z Justyną minęliśmy się na treningu pod skocznią. Ona kończyła swój trening biegowy, ja zaczynałem swój skokowy. Na mój widok otworzyła szybę w aucie i powiedziała: "Masz mój głos!". Podziękowałem, pojechała, a za parę dni zobaczyłem, że poparła mnie publicznie. Absolutnie o to nie prosiłem. Tak naprawdę, to się zdziwiłem, że to zrobiła, bo nie znamy się jakoś dobrze. Oczywiście ja wiem, kim ona jest, ona też wie, jak ja się nazywam i czym się zajmuję, ale nigdy dłużej nie gadaliśmy. Bardzo mi miło, że ona ma o mnie tak dobre zdanie i jestem jej bardzo wdzięczny, że napisała o mnie takie słowa. Ale kiedy już je napisała, to absolutnie nie chciałem tego grzać, pisać do niej próśb typu: "Zróbmy wspólny filmik, zróbmy zdjęcie, że mnie popierasz". Nie chciałem próbować na tym nakręcać zainteresowania moją kandydaturą. Niemniej jestem zaszczycony, dostając słowa wsparcia od takiej osobistości.
- Na pewno nie chciałbym zostawić skoków. Jestem nauczycielem i trenerem w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem i jestem ekspertem w TVN-ie i Eurosporcie w studiu przy Pucharze Świata. Gdybym dostał się do sejmiku, to na pewno działanie w nim dałbym radę połączyć z działaniem w skokach. A czy dałoby się to połączyć z działalnością w sejmie? Nie wiem, ale z pewnością byłoby to o wiele trudniejsze. Na pewno miałbym kłopot. Przed wyborami powiedziano mi tak: "Kuba, nie martw się, jak się dostaniesz, to możesz zrezygnować i twój głos przejdzie na kolejną osobę na liście". Ale ja bym miał problem, żeby tak zrobić. Uważam, że to by było nie w porządku. No bo jak to? Wystartowałem, ludzie mnie wybrali, a ja rezygnuję, czyli pokazuję, że mam ten ich wybór w poważaniu? Moim życzeniem było naprawdę przypomnienie się i zrobienie jak najlepszego wyniku dla listy. Wiedząc, jak duży jest okręg wyborczy, to gdybyś chciał walczyć o mandat posła, musiałbyś faktycznie pokazać się w większości tych gmin, zostawić swoje ulotki, poprowadzić tam kampanię. Na to trzeba było mieć też czas, a u mnie wiadomo, że z nim różnie bywa.
Ale też nie mówię, że w przyszłorocznych wyborach samorządowych na pewno wystartuję. Dziś czuję, że raczej tak, bo w sejmiku naprawdę siebie widzę i wiem, że jakiś kapitał zbudowałem. Ale zobaczymy, co zdecyduję, kiedy przyjdzie czas.
- Widzę dużo lokalnych problemów Zakopanego i Podhala, które trzeba jak najszybciej rozwiązać. Walka ze smogiem, korki, obwodnice, parkingi - mnóstwo jest rzeczy, którymi trzeba się pilnie zająć, żeby Zakopane było prawdziwym kurortem. Ta baneroza, to zatrzęsienie reklam szpecących piękne miejsca, sprawia, że jak jesteś w wioseczkach w Austrii czy w Niemczech, to zazdrościsz, że u nich jest tak czysto, schludnie, a my sobie zohydzamy miejsce z wielkim potencjałem. Ja w Zakopanem dostaję oczopląsu od tych reklam majtek, medycyn estetycznych i panów Franków, którzy ci dach naprawią. Chyba jeszcze bardziej mnie wkurza, że ludzie przyjeżdżający do Zakopanego płacą opłatę klimatyczną, a w mieście pali się w piecach wszystkim i efekt jest taki, że nawet turysta z Katowic ma lepsze powietrze u siebie niż w tym naszym rzekomym kurorcie. Idźmy dalej - transport, komunikacja. Przecież jak Polacy mają tu z przyjemnością przyjeżdżać, to podróż do Krakowa nie może trwać sześć godzin, tylko maksymalnie półtorej godziny. Niestety, tu nie ma normalnych połączeń, jakie są w lepiej rozwiniętych częściach Europy.
Te nasze lokalne problemy są bardzo trudne do rozwiązania właśnie lokalnie. Może będąc w sejmie, dałoby się je popchać od góry, tak samo jak tematy sportowe. Ale wierzę, że dobrym działaniem w sejmiku wojewódzkim też się da dużo osiągnąć. Bardzo bliskie są mi takie tematy jak promocja zdrowego stylu życia, organizacja zawodów dla dzieci, dofinansowywanie klubów z regionu i sportowych stowarzyszeń.
- Niektórzy wolą wydać milion na coś, co może się wcale nie sprawdzi, a jeśli nawet się sprawdzi, to posłuży raz w roku na Puchar Świata i na kilka sesji treningowych. Nie rozumiem, dlaczego pieniądze na takie rzeczy się znajdują, a na dofinansowanie klubów, które szkolą dzieci, pieniędzy nie ma. A przecież trzeba przede wszystkim kupić sprzęt, nauczyć dzieciaki takich podstaw, jak zdrowy ruch, dobre odżywianie się, trzeba im dać możliwość przyjścia na dodatkowe, sportowe zajęcia, trzeba godnie dać zarobić trenerom, żeby chcieli pracować z dzieciakami, a nie żeby szukali jakiejkolwiek innej pracy. Generalnie sytuacja na przykład klubów skokowych nie jest zła, pomoc PZN-u jest naprawdę spora, ale wiadomo, że zawsze może być lepiej.
Problemów do rozwiązania jest mnóstwo. Wyzwań też. Przed wyborami ustępująca władza ogłosiła, że chciałaby zorganizować w Polsce igrzyska olimpijskie. No fajnie, tylko może idźmy do tego małymi krokami - organizujmy zawody, uczmy się tego i przyzwyczajajmy do tego ludzi, zarządzajmy lepiej COS-ami, bo choćby zakopiański powinien działać dużo lepiej. Tu jest parę fajnych pomysłów, jak to zrobić, żeby turyści mogli nie tylko pojeździć na pontonach, ale też dowiedzieć się czegoś ciekawego. Może warto byłoby zrobić ogródek skokowy do naboru dzieci, organizować wartościowe sportowe eventy. Dzieci i młodzież muszą mieć wiedzę o podstawach zdrowego żywienia, o aktywności ruchowej, muszą być świadome, po co uprawiać sport, co im to może dać. To trzeba zorganizować, umiejętnie poprowadzić, przekazać. Na to też trzeba mieć środki finansowe.
Rozwinąłem się, ale słyszysz, że mówię o tym, na czym się znam, a nie o medycynie czy podatkach. Trzymam się swojej działki.
- Nie mam pojęcia, o co chodziło z tą ekonomią! Nie studiowałem jej, więc zgaduję, że Justyna musiała słyszeć, jak w Eurosporcie mówiłem o finansowaniu klubów, o systemie w naszym sporcie. Nie będę czarował - ekonomia i finanse w sensie ścisłym to nie jest moja bajka. Ja jestem humanistyczny, językowy.
- Zgadza się, do żadnej partii nie należę i nie należałem. Kilka lat temu do sejmiku też startowałem jako kandydat bezpartyjny. Natomiast to prawda, że jeśli chodzi o ugrupowanie, to Koalicja Obywatelska jest mi bliska, a PiS jest mi daleki. Nie wchodząc w szczegóły, powiem tak: byłem pracownikiem TVP (ekspertem w studiu) i jestem pracownikiem TVN-u. Na własnej skórze poczułem, co to znaczy telewizja publiczna, a tak naprawdę partyjna. Przekonałem się, że w niej masz mówić to, co ci każą, a nie to, co uważasz. Za kilka słów prawdy zostałem odsunięty.
- W telewizji podporządkowanej jednej partii i jednemu wodzowi w trakcie Pucharu Świata w Zakopanem powiedziałem, że właśnie w Zakopanem, czyli w mieście zarządzanym przez ludzi z tej opcji politycznej, jest zła sytuacja ze szkoleniem i ze sportową infrastrukturą. Było to jeszcze w sytuacji, kiedy od dawna nie działał wyciąg na Średnią Krokiew, a skocznie były stare i zaniedbane. Za kilka dni okazało się, że mam nie przyjeżdżać do studia przy okazji Pucharu Świata w Sapporo. Powodów mi nie podano. Ale za chwilę to samo dotknęło mojego tatę [były fizjoterapeuta kadry, Rafał Kot, też pracował jako ekspert TVP]. Po dwóch-trzech tygodniach pokątnie się dowiedziałem, że nie ma nas, bo skrytykowałem Zakopane, a Zakopane i TVP mają współpracę, robią razem "Sylwestra marzeń" itd. Mówiono, że muszę poczekać, że muszę się uzbroić w cierpliwość. Finalnie przywrócono mnie na końcówkę sezonu, ale zaraz po jego zakończeniu nasze drogi się rozeszły i wróciłem do Eurosportu. Bo ja nic nie muszę. I na pewno nie zamierzam wbrew sobie chwalić jakiejś władzy.
Z biegiem lat telewizja publiczna jeszcze zaostrzyła kurs - wszyscy wiemy, jak wygląda w niej przekaz newsowy. To jest wychwalanie jednego wodza, to jest manipulowanie, to jest robienie ludziom prania mózgów. Podkreślam tu, że bardzo cenię dziennikarzy TVP Sport. To są bardzo fajni ludzie, nic do nich nie mam, to fachowcy. Ale cała TVP jest pisowska, pisowskie są sądy, trybunały, zaciera się w Polsce trójpodział władzy i szliśmy jako kraj w stronę autorytaryzmu.
Do PiS-u i TVP mam pretensje o dużą liczbę ludzi, którzy będąc ich widzami, stali się tak agresywni, że z nimi nie da się porozmawiać. Żadne argumenty nie docierają, zero dyskusji.
- Skoki są tak nieprzewidywalne i często mają tak mało wspólnego z logiką, że nie powiem, co się stanie. Natomiast uważam, że dobrze się stało, że Maciek jest w grupie bazowej. Uważam, że to dla niego lepsze niż bycie w kadrze B. W grupie bazowej prowadzi go Wojciech Topór, który ściśle współpracuje z Thomasem Thurnbichlerem, z tą grupą bazową czasami trenują Dawid Kubacki i Kamil Stoch, bo z są z tego samego, tatrzańskiego regionu, i wtedy na zajęcia przyjeżdża Thurnbichler. Dzięki temu Maciek ma z nim bliższy kontakt, niż miał będąc w kadrze B. Maciek realizuje plany Thomasa, to jest na plus.
Bardzo mi szkoda, że Maciek o 12 punktów przegrał z Villumstadem wyścig o dodatkowe miejsce w kwocie krajowej dla kadry na Puchar Świata. Gdyby to szóste miejsce dla polskiego skoczka wywalczył, to pewnie sezon zaczynałby, mając to miejsce dla siebie. Pewnie tak by został doceniony, zwłaszcza przy aktualnej, dobrej formie. Mając tylko pięć miejsc, Thurnbichler może na początku Maćka na Puchar Świata nie wziąć. Ale spokojnie, sezon będzie długi i może nawet lepiej byłoby zacząć w Pucharze Kontynentalnym i dzięki dobrym startom załapać się na przykład na Turniej Czterech Skoczni i później na PolSKI Turniej i na mistrzostwa świata w lotach. Ruka na start PŚ to pewnie będą trudne, loteryjne warunki i w razie niepowodzenia mogłoby być trudno się szybko pozbierać.
Ale nie jestem w głowie trenera kadry i nie wiem, jakie ma obecnie plany. Wierzę, że jakąkolwiek decyzję podejmie w stosunku do Maćka, to będzie to dobra i słuszna decyzja, a Maciek prędzej czy później udowodni, że warto na niego stawiać. Maciek na pewno zrobił postęp i liczę, że to pokaże, że będzie w formie na solidne punkty. Tylko nie mówię, że od razu. Trzeba spokoju, a najważniejsze zawody będą w styczniu i w lutym. Wierzę, że Maciek szansę dostanie i ją wykorzysta. On w którymś wywiadzie powiedział, że warto mu zaufać i ja się z tym zgadzam. Takich zawodników nie można skreślać - tu mówię do PZN-u. Takich zawodników trzeba szanować. Manuel Fettner pokazuje, że PESEL w dzisiejszych skokach schodzi na dalszy plan, to samo pokazują Dawid Kubacki i Piotrek Żyła. Trzeba mieć zdrowie, chęci, motywację, talent i potencjał, a Maciek to wszystko ma.
- Teraz, zaraz to nie. Natomiast gdy Thomas Thurnbichler projektował sobie kadrę A, to do trzech starszych, czyli do Kubackiego, Żyły i Stocha, dobrał sobie trzech młodszych, czyli Zniszczoła, Wąska i Juroszka.
- Olek jest młodszy w porównaniu z tą trójką. Paweł jest młody. Natomiast co do Juroszka, to wyniki go do tej kadry nie promowały, ale to był sygnał, że stawiamy na tego chłopaka. Sam widzę, że on ma petardę w nogach, trzeba to tylko okiełznać. Mamy też innych zdolnych chłopaków. Gdy patrzę, jak na treningach skaczą Kacper Tomasiak, Marcin Wróbel, Wiktor Szozda, Łukasz Łukaszczyk, Szymon Byrski, to widzę prawdziwe talenty. Ale oczywiście jak pojadą na zawody międzynarodowe, to się okazuje, że Norwegowie, Austriacy i Niemcy też mają masę talentów i ciężko ich wszystkich przeskoczyć. Super, że ostatnie mistrzostwa świata juniorów pokazały, że możemy walczyć o medale - w i drużynie, i indywidualnie. Joniak, Wróbel, Tomasiak i Habdas to taka drużyna, z której żadnego bym nie skreślał. Ale też żaden z nich jeszcze teraz nie wejdzie z buta do Pucharu Świata, żaden nie zacznie zajmować miejsc w top 10. Być może my, Polacy, mamy taką ścieżkę cierpliwości, może później dojrzewamy i dopiero bliżej 30. niż 20. roku życia odnosimy największe sukcesy. Na pewno trzeba nam cierpliwości.
- Mistrzostwa Polski pokazały, jak jest. Z naszymi kadrowiczkami wygrały dwie Słowaczki, w tym 14-letnia Kira Kapustikova. A Karina Kozłowa, Ukrainka z rocznika 2009, czyli tego samego co Kapustikova, zajęła szóste miejsce, a więc pokonały ją tylko trzy Polki - trzecia Anna Twardosz, czwarta Nicole Konderla i piąta Natalia Słowik. I co? Załamiemy ręce? Przyszedł Harald, świetny gościu, fachowiec z ogromną wiedzą. Ale łatwo nie jest. Proces musi potrwać. "Step by step" - powtarza Harald, gdy rozmawiamy. Cieszę się, że on ciągle mówi o cierpliwości. On podkreśla, że bardzo fajnie wyglądają Natalia Słowik z rocznika 2005 i Pola Bełtowska z rocznika 2006. Mówi, że widać, że są sportowo wychowane, co mnie - jako ich trenera klubowego i szkolnego - bardzo cieszy. Ale one jeszcze muszą mocno popracować na wyniki. Oczywiście poziom skoków kobiet jest dużo niższy niż w skokach mężczyzn, u dziewczyn nie ma aż takiej konkurencji i liczymy, że idąc krok po kroku - tak jak chce Rodlauer - dziewczyny w końcu do czołówki doskoczą.
Szkoda, że PZN nie ściągnął takiego fachowca 10 lat temu. Gdyby Kamila Karpiel, Kinga Rajda, Aśka Szwab i Magda Pałasz trafiły na takiego trenera z pomysłem, z wizją, i na takie warunki, że dziewczynom nie brakuje kombinezonów, nart, wszystkiego, co potrzebne, włącznie z jeżdżeniem do tunelu aerodynamicznego - to teraz pewnie byśmy mieli dwie zawodniczki w czołówce Pucharu Świata, trzy w topie Pucharu Kontynentalnego i cztery świetne juniorki, bo wszystko by się naturalnie, od zera, zbudowało. Ale trudno, już nie ma co do tego wracać.