Portal gazety "Delo" podał, że woda dokonuje zniszczeń o takiej skali, jak te z ostatnich dni w Słowenii, przez 500 czy nawet 1000 lat. Premier Robert Golob poinformował, że na ich naprawienie potrzeba będzie nawet 500 milionów euro, a obszar tragedii jest tak duży, że nie da się pomóc każdemu.
Pozamykano nawet główne drogi, w tym autostradę prowadzącą z Lublany na północ kraju. Zatarasowały je powywracane drzewa i zalała woda. Zalania i zniszczenia w mieszkaniach, czy brak prądu to problemy większości mieszkańców terenów, na których w kilka godzin spadło tyle deszczu, ile wcześniej pojawiało się przez cały miesiąc. Zginęły co najmniej trzy osoby. - Dotknięte zniszczeniami są dwie trzecie kraju. Powrót do normalności będzie długi i trudny - przekazał Robert Golob.
Sytuacja dotknęła także słoweńskiego sportu, w tym środowiska skoków narciarskich. Ucierpiało wiele obiektów - skocznie w Ljubnie, Ziri, czy Menges, gdzie wychowywał się jeden z najlepszych zawodników, Anze Lanisek. Niektóre z nich mają kompletnie zalane wybiegi i zniszczony igelit.
- Małe kluby narciarskie gromadzą cały swój sprzęt: kaski, narty, kombinezony w pomieszczeniach na skoczniach. Część z nich jest zalana, a sprzęt nie będzie się nadawał do użytku - przekazuje Sport.pl producent nart i wiązań ze Słowenii, Peter Slatnar.
- Te podtopienia to dla nas wielki dramat. Wiele osób ma problemy, świat skoków też został tym dotknięty. Trzeba mieć nadzieję, że słoweński rząd pomoże także w naprawie zniszczonych obiektów sportowych. Młodzi zawodnicy ich potrzebują - mówi trener skoczkiń Zoran Zupancić. Kluby, których skocznie pozostały bez większych zniszczeń, już zapewniają, że pomogą skoczkom dotkniętym tragedią i dadzą im choćby miejsce do treningu.
W tym samym czasie część słoweńskiej kadry skoczków i skoczkiń rywalizuje podczas Letniego Grand Prix w Szczyrku. Sobotni konkurs kobiet, podobnie jak dwa poprzednie rozgrywane w Courchevel we Francji, wygrała Nika Kriżnar. Jej myśli, mimo że podczas zawodów musiała być skupiona na skokach, często uciekają jednak w rodzinne strony. - Moja rodzina ma podobne problemy, jak większość kraju. Opady spowodowały ogromne zniszczenia - opisuje nam Kriżnar.
Okazuje się, że liderka tegorocznego cyklu LGP może nawet mieć problem z powrotem z Polski. - Nie mamy szansy wejść do domu, bo droga jest kompletnie zalana. Wiem, że jest ciężko i mam nadzieję, że inni mają więcej szczęścia. Starałam się dać z siebie wszystko tu, w Szczyrku i może pozytywna energia po moim zwycięstwie dotrze do domu. Oby wszystko szybko wróciło do normy - wskazuje Nika Kriżnar.
Słowenka skoczy jeszcze w niedzielnych zawodach na skoczni w Skalite, które tym razem zaplanowano po rywalizacji mężczyzn - pierwsza seria ruszy o godzinie 17:30. Potem uda się na zasłużone wakacje i liczy, że gdy wróci do Słowenii, to sytuacja będzie już o wiele lepsza.