Letni sezon skoków w tym roku zaczął się wyjątkowo wcześnie. Start w czerwcowych igrzyskach europejskich w Zakopanem był jednak dla skoczków dodatkowym wyzwaniem, a pierwsze sprawdziany to zawody Letniego Grand Prix. Od 4 do 6 sierpnia zawodnicy rywalizują w Szczyrku.
W rozmowie ze Sport.pl trener polskich skoczków, Thomas Thurnbichler opowiada o nowych technikach treningu wprowadzanych od początku przygotowań, zmianach wewnątrz Polskiego Związku Narciarskiego i kadr, a także kwestiach dotyczących sprzętu skoczków.
Thomas Thurnbichler: Pokazaliśmy sobie, że jeśli pierwszy konkurs nie wyjdzie, to pozostając w skupieniu i kontynuując naszą pracę, będziemy w stanie poprawić dyspozycję na następny. Na Średniej Krokwi nasza forma nie była najlepsza, a kilka dni później na Wielkiej Krokwi weszliśmy o poziom wyżej. Taka postawa zespołu udowadnia mi, że idziemy w dobrym kierunku. Że proces rozwoju, który zaplanowaliśmy, jest właściwy.
- Oj tak. Na wieży trenerskiej miałem ciarki. To wyjątkowy widok: tylu Polaków oglądających skoki, taki hałas tam na dole. Już zimą mówiłem, jak bardzo chciałbym usłyszeć tu śpiewany przez nich polski hymn. Teraz się udało i było wspaniale.
- Znam już parę słów. Wiem, że to idzie "Marsz, marsz Dąbrowski", ha, ha.
- To dość typowy problem dla Kamila, ma go od dłuższego czasu i on wraca. Już na pierwszym obozie treningowym pokazał kilka dobrych skoków. Podczas igrzysk do nich jednak nie nawiązał, to była dużo słabsza forma. Ale to był 1 lipca, a teraz mamy dopiero sierpień. Jest wiele czasu na pracę, nie ma powodu do obaw. Powinniśmy zachować spokój i pracować tak, jak to zaplanowaliśmy aż do zimy.
- Tak. A kadrę stanowią nie tylko oni. Od początku lata nawet skoczkowie trenujący w bazach w Zakopanem i Szczyrku spisują się dobrze. W kadrze B też są zawodnicy, na których patrzymy. Można powiedzieć, że skoczków jest w Polsce pod dostatkiem. Wewnątrz związku podjęliśmy dobre decyzje, a praca każdej grupy wygląda na naprawdę skuteczną. Jest obiecująco.
- To był jeden z elementów, które pomogły nam go wybrać. Jednak nie był kluczowy. Ma sporo pozytywnej energii, umie dobrze współpracować. Lubię go i od pierwszego momentu widać było po nim sporo motywacji do pracy.
- I bardzo nam to pasuje, tyle mogę powiedzieć. Na pewno pomaga nam ujednolicić system pracy w całym związku. To kolejna osoba, która mówi po niemiecku, co też pomaga nam usprawnić współpracę.
- Wtedy bardzo pomógł w sytuacji z Dawidem. Na jednym z obozów pracował też trochę z Kamilem Stochem. Nie mieliśmy planów, żeby go tu ściągać, to on zaoferował nam swoje wsparcie. Poza tym to bliski przyjaciel Haralda Rodlauera i to on pracuje z nim już dłuższy czas. Dla niego naturalne było, żeby dołączył do jego zespołu w Polsce. A my jesteśmy zadowoleni, że trochę na tym korzystamy.
- W zeszłym roku plan zakładał sporo pracy nad mobilnością i znalezieniem odpowiedniego poziomu kontroli swojego ciała. A ćwiczenia, które wykonuje Stefan i to, w jaki sposób przekazuje swoje doświadczenie, jak wykonuje ruchy, to już znacznie wyższy poziom. Mój asystent, Marc Noelke, znalazł go na Instagramie. Skontaktował się z nim i przyjechali do nas z Josephine. Dla nas to była szansa doświadczenia czegoś nowego i pójścia o krok dalej w treningu.
- To prawda. Dla nas ważne jest wprowadzanie technik systematycznego ruchu, to podstawa naszej pracy na treningach. A on robi to w kreatywny, zupełnie inny sposób. Nie wszystkim łatwo się na to przestawić, dla skoczków to nowość. Ale to był bardzo dobry i potrzebny wkład w początek naszych przygotowań.
- Nie powiem wszystkiego, ale na razie na pewno pracowaliśmy nad podstawami, więc mieliśmy trochę więcej możliwości. Czerpiemy z tych okazji i sporo ćwiczeń przechwycimy do swoich sesji, pozostawiamy w codziennym treningu. Teraz skupiamy się już jednak na specyficznych elementach, ale jako zespół zawsze będziemy chętni na pomoc z zewnątrz.
- Na początku w zasadzie się bawiliśmy. Gromadziliśmy techniki i doświadczenia oparte na ruchu. Gdy zbierzesz ich już wystarczająco, to potem zimą korzystasz z tego, jak z jakiejś bazy, magazynu. Zupełnie wiesz, czego potrzebujesz. Teraz było i będzie więcej pracy nad samym skakaniem, techniką i ogólną formą zawodników.
- Nie, już długo skaczemy w nowych wkładkach i butach. Dla nas to nie są wielkie zmiany. Mamy jednak wprowadzenie trójwymiarowych skanów dla kontroli sprzętu. To sprawia, że pewnie nieco zmieni się krok w kombinezonach, czy długość nart poszczególnych zawodników. Nie sądzę jednak, że będziemy mieć problem z tym, żeby się do tego przyzwyczaić.
- Będzie mniej stabilny. My nie mamy problemów z tym, jak zmieniły się wkładki, czy kwestie dotyczące butów, więc skakanie w nich nie przyniesie nam problemów. Ale jest spore grono innych zawodników, którzy mogą potrzebować sporo czasu, żeby się do wszystkiego przyzwyczaić. Choćby w kontekście pracy nóg i położenia nart w powietrzu.
A my od początku skakaliśmy w nowym, dostosowanym sprzęcie. Nie chcieliśmy wracać do tego, co już mieli i jak to wyglądało wcześniej. Zmieniliśmy te detale i ruszyliśmy z przygotowaniami. W Zakopanem też skakaliśmy już w nowym sprzęcie, stare pozostały tylko kombinezony, bo na igrzyskach europejskich nie wprowadzono jeszcze nowego systemu ich kontroli.
- Tak. Będziemy też rozwijać i mocno testować różne sprzętowe rozwiązania latem. Nie boję się żadnych zmian, bo wiem, że dla nas nie będą znaczące.