Kilka dni temu do mediów wypłynęła informacja, która wprowadziła ogromne oburzenie w świecie skoków narciarskich. Mianowicie, podczas majowego posiedzenia w Dubrovniku, władze Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) podjęły decyzję o zmianie dotyczącej kwot startowych zarówno w zawodach Pucharu Świata, jak i Letniego Grand Prix mężczyzn. Od przyszłego sezonu reprezentacje będą mogły wystawić najwyżej sześciu, a nie jak wcześniej siedmiu zawodników do rywalizacji, wliczając w to oczywiście dodatkowe miejsce do wywalczenia dzięki wynikom w ostatnim periodzie Pucharu Kontynentalnego.
Modyfikacji uległy również limity dotyczące członków sztabu szkoleniowego z pokryciem za podróż oraz hotel. Przedstawiciele FIS podjęli decyzję o zmniejszeniu liczby osób, które otrzymają zwrot funduszy, zwiększając jednocześnie liczbę osób z zapewnionym zakwaterowaniem. Ale to nie wszystko.
Jedna z najważniejszych zmian dotyczy tzw. kwoty krajowej, którą gospodarz zawodów może wystawić dwukrotnie podczas sezonu. Dotychczas maksymalna liczba skoczków wynosiła 13, a teraz zaledwie 10. Poza tym zaledwie pięciu najlepszych zawodników z danego kraju (według rankingu WRL) będzie mogło trafić na Listę Alokacyjną Pucharu Świata. Przy podziale kwot uwzględniana będzie jednak czołowa "45", a nie jak poprzednio "50". Wszystkie wprowadzone reformy mają zaktywizować mniejsze nacje do walki.
Więcej podobnych treści znajdziesz na Gazeta.pl
Dziennikarz Viaplay Piotr Majchrzak zamieścił na Twitterze wpis, w którym cytuje wypowiedź jednego z austriackich skoczków, który nie chciał jednak ujawniać nazwiska. "Zmniejszenie kwot startowych? Pewnie będę musiał zakończyć karierę, bo u nas i tak trudno się przebić do Pucharu Świata, a teraz będzie to prawie niemożliwe. A w COC (Pucharze Kontynentalnym - red.) nie da się zarobić pieniędzy" - zakomunikował.
Trener polskiej kadry w skokach Thomas Thurnbichler zabrał głos na temat wprowadzonych zmian. Uważa, że nie ma w nich nic dobrego, a jedynie krzywdzą one najmocniejsze reprezentacje. - To zła decyzja dla przyszłości skoków. Obniżamy poziom zawodów. Według mnie głównym powodem są pieniądze, a drugim promocja mniejszych reprezentacji. Na końcu chodzi o poziom sportowy. Jeżeli słabsze kraje będą pracowały ciężej, wówczas wywalczą sobie swoje miejsce - grzmiał na łamach Skijumping.pl.
- To oczywiste, że mniejsze nacje powiedzą "tak". Dla nas, a także reszty większych ekip, to najgorsze, co mogło się wydarzyć. Sprawa nie dotyczy tylko reprezentacji Polski, ale generalnie dużych graczy. Tracimy rozwojowe miejsce startowe. Myślałem o tym na przykładzie minionej zimy. Jan Habdas czy Tomasz Pilch nigdy nie dostaliby szansy pokazania swoich umiejętności w Pucharze Świata - przekazał.