Austriacy mogą podebrać Polakom trenera. Jasna deklaracja Thurnbichlera

Jakub Balcerski
- Na razie mam jasny plan, żeby rozwijać polskie skoki. Jestem szczęśliwy i zostanę tu tak długo, jak będę potrzebny. Ale nie wiem, co stanie się w przyszłości - mówi Sport.pl trener polskich skoczków Thomas Thurnbichler. Do nowego miejsca w jego życiu i karierze jest już przywiązany, ale Mario Stecher, szef austriackich skoków, robi się tajemniczy, gdy słyszy jego nazwisko. Choć Austriacy po odejściu Thurnbichlera też sobie wszystko nieźle poukładali.

Marzec 2022 roku. Kończył się sezon Pucharu Świata w skokach narciarskich. Świetny dla Austriaków, zakończony zdobyciem Pucharu Narodów i drużynowego złota olimpijskiego na igrzyskach w Pekinie. W ich sztabie, jako asystent trenera głównego Andreasa Widhoelzla, pracował Thomas Thurnbichler, którego środowisko opisywało jako jednego z najzdolniejszych trenerów młodego pokolenia. Wtedy był już po kilku tygodniach rozmów w sprawie pracy w Polsce. Tam po fatalnym sezonie zmieniał się trener i cały sztab pracujący z kadrą. A Thurnbichler najpierw miał zostać asystentem Alexandra Pointnera, ale gdy ten zrezygnował z oferty Polskiego Związku Narciarskiego, dla młodego Austriaka przyszła wielka szansa: posada głównego szkoleniowca Polaków.

Na finale sezonu w Planicy 33-latek Thurnbichler był zatem rozdarty. Miał świetną ofertę z Polski, ale widział, że skoczkowie stanęli murem za odchodzącym trenerem - Michalem Doleżalem. Jednocześnie uderzali w związek, buntowali się i grozili zakończeniem karier. To sprawiło, że Thurnbichler coraz bardziej się wahał. Według wspomnianego Alexandra Pointnera miał się nawet przestraszyć i przekazać, że "nie przyjeżdża do Polski". Szefowi austriackich skoków, Mario Stecherowi oznajmił, że zostaje tam w roli asystenta. Po kilku dniach dał się jednak przekonać i wyjechał z kraju, w którym się wychował, żeby podjąć nowe wyzwanie. Jako pierwszy oficjalnie poinformował o tym austriacki związek, a w oświadczeniu wypowiedział się właśnie Stecher, wciąż zaskoczony taką decyzją Thurnbichlera po jego wcześniejszych zapewnieniach.

Zobacz wideo Szpilka spełnił swoje wielkie marzenie: Miałem łzy w oczach

Dla Austriaków Thurnbichler był planem na przyszłość. Ale nie dostał oferty podobnej do tej z Polski

Nietrudno wyobrazić sobie, że dla Mario Stechera Thurnbichler był planem na przyszłość. Utalentowanym trenerem, na którego warto będzie kiedyś postawić. Na razie miał jednak Andreasa Widhoelzla - starszego od Thurnbichlera o trzynaście lat, nieco bardziej doświadczonego, ale wciąż młodego trenera odnoszącego sukcesy. Nawet jeśli byli tacy, którzy mogli namawiać Stechera na zmianę i obdarzenie zaufaniem młodego Thurnbichlera, to decyzja byłaby bardzo odważna i działacz nie mógł mieć pewności, że ten pomysł wypali.

Zwłaszcza że dotychczasowa współpraca Thurnbichlera i Widhoelzla nie zawsze układała się idealnie. Przede wszystkim, gdy obecny trener Polaków zajmował się tamtejszą kadrą juniorów. - Gdy Austriacy pytali mnie o to, czy chcę pracować z Andreasem Widhoelzlem w kadrze A, postawiłem jednak warunek: chcę widzieć w zespole co najmniej dwóch skoczków od siebie. I szefowie się na to zgodzili. Z czasem coraz ciężej było ich jednak utrzymać w składzie. Ostatecznie był tam sam Daniel Tschofenig i ledwo się tam znalazł. Musiałem się o to nawalczyć - mówił w rozmowie ze Sport.pl w listopadzie zeszłego roku Thurnbichler. Nie skłamiemy, jeśli nazwiemy go kimś, kto dla Widhoelzla powoli stawał się rywalem.

Oczywiście Stecher, jak i austriacki związek, nie chciał tracić kolejnego młodego trenerskiego talentu z Austrii. Ale skoro Thurnbichler dostał atrakcyjną ofertę od innej z potęg skoków, to trudno było mu nie skorzystać z tej szansy i czekać aż Austriacy zaproponują mu podobną. Jego historia przypomina przypadki choćby Stefana Horngachera, Alexandra Stoeckla, czy Wernera Schustera. Wszyscy ci trenerzy pracowali w austriackim systemie, ale, nie mając szans na objęcie kadry narodowej, w pewnym momencie wyjeżdżali stamtąd, szukając szans na prowadzenie zagranicznej reprezentacji. Potem wielokrotnie odbierali medale Austrii i zabierali je do innych krajów.

Tak było także podczas tegorocznych mistrzostw świata w Planicy. Austriacy skończyli je tylko z brązowym medalem w drużynie, a Polacy prowadzeni przez Thurnbichlera zdobyli dwa medale indywidualnie, w tym złoto Piotra Żyły na normalnej skoczni. - Cóż, gdyby nie ten jeden medal nastroje byłyby znacznie gorsze. Nie jest źle, bo mamy też inne sukcesy w tym sezonie. A to, że inni nasi trenerzy odnoszą sukcesy poza Austrią? To tylko potwierdzenie, że mamy świetny system. Możemy być z niego dumni - mówił nam w Planicy Stecher. Choć jest chyba jeszcze lepsze określenie na ten fenomen sukcesów austriackich trenerów za granicą: nie dowód wysokiej jakości systemu, a jej efekt uboczny.

Thurnbichler kiedyś wróci do Austrii? "Zostało wiele, wiele lat, zanim odejdę ze świata skoków"

- Cieszymy się, że mamy takie same efekty naszej pracy, jak pięć, dziesięć, czy piętnaście lat temu. Pojawia się tu wielu młodych, utalentowanych trenerów. Może któryś z nich wkrótce zostanie trenerem kadry narodowej Austrii, tego nie wiem - stwierdził Stecher. Ostatnie zdanie może rozbudzać wyobraźnię, więc trudno było nie dopytać z uśmiechem, czy w takim razie chciałby wrócić kiedyś do Polaków po Thurnbichlera. Stecher najpierw posłał nam tajemnicze, choć także lekko nerwowe spojrzenie, ale chwilę potem chwalił trenera polskiej kadry. - Thomas jest świetnym trenerem. Jednym z tych, którzy wywołują emocje i ekscytację. To bardzo dobre dla zawodników, z którymi pracuje, choćby teraz dla Kamila Stocha, Dawida Kubackiego i Piotra Żyły. Po ich poprzednich sukcesach Thomas wniósł coś nowego, świeżego w polskiej kadrze. Wiedziałem, że go na to stać - przekonywał Stecher.

Dla Thurnbichlera Austria wciąż znaczy wiele i to jasne, że, choć przerwał drogę na szczyt tamtejszego systemu szkoleniowego, kiedyś mógłby tam się jeszcze wspiąć. Gdy tam pracował, to właśnie dojście do trenowania z najlepszymi w kraju musiało być jego celem. Teraz robi to w Polsce i może niejako udowodnić Austriakom, że jest na takie wyzwanie gotowy. W jego przypadku raczej nie jest jednak aż tak jak ze Stefanem Horngacherem, którego historia jasno wskazuje, że przez sukces w Polsce chciał sobie zapracować na zatrudnienie w niemieckiej kadrze, którą interesował się przez lata.

- Mogę powiedzieć jasno: gdy spojrzy się na mój wiek, jestem młodym, 33-letnim trenerem i zostało wiele, wiele lat, zanim odejdę ze świata skoków, ha, ha - śmieje się Thurnbichler, komentując tę sprawę. - Trend wśród takich trenerów pokazuje, że to normalne, że raczej nie będę w jednym miejscu przez całą swoją karierę. Na razie mam jasny plan, żeby rozwijać polskie skoki. Jestem szczęśliwy i zostanę tu tak długo, jak będę potrzebny. Tak długo jak polski związek będzie uważał, że jestem potrzebny. Moje serce bije dla polskiej kadry i postaram się najlepiej, jak umiem, żeby osiągać tu sukcesy. Ale nie wiem, co stanie się w przyszłości. Każdego roku pojawiają się zmiany w sztabach wielu kadr. To dynamiczny sport: jeśli nie będę miał wyników, to Adam powie mi "Do widzenia". To normalne - wyjaśnia Austriak.

Następca Thurnbichlera zadzwonił do niego po rady i usłyszał: "Jestem zajęty"

Po poprzednim sezonie Austriacy musieli w jakiś sposób zastąpić Thurnbichlera i dołożyć trenera zarówno w sztabie Andreasa Widhoelzla, jak i bazie treningowej w Innsbrucku. Swoją szansę dostał 28-letni Matthias Troy. - Niełatwo było mi zastąpić Thomasa, bo wykonał kawał świetnej roboty. Z Danielem Tschofenigiem, czy Manuelem Fettnerem, a także całą kadrą juniorów. Ale wiedziałem, że też umiem dobrze pracować, jestem młody i odpowiednio zmotywowany. Cieszyłem się, że dostałem taką szansę - ocenił w rozmowie ze Sport.pl podczas mistrzostw świata w Planicy następca Thurnbichlera.

- Szczerze mówiąc, nie byłem nawet na to przygotowany i na początku myślałem, że pozostanę w swojej poprzedniej roli. Potem dostałem telefon od Andreasa Widhoelzla i on wyjaśnił mi sytuację z Thomasem. Byłem zaskoczony, ale zadowolony, że to poszło w takim kierunku. Z Thomasem znamy się już z pracy z dziećmi, więc gdy już przeprowadził się do Polski zadzwoniłem do niego, żeby popytać trochę o zawodników przed rozpoczęciem pracy. Powiedział mi, że jest bardzo zajęty, ha, ha - śmieje się Troy. - Nie miał dla mnie dużo czasu, bo dopiero układał sobie wszystko w Polsce. Nie przekazał mi zatem zbyt wiele informacji, ale przyjąłem je i połączyłem z tym, czego dowiedziałem się od Andreasa Widhoelzla. W zasadzie potem nie miałem żadnych problemów, bo Andreas uzupełnił wszystko, co chciałem o nich wiedzieć - wskazał.

Widhoelzl: Thomas podjął dobrą decyzję

Jak współpracę z Thurnbichlerem ocenia Widhoelzl? - Pracowałem z nim tylko rok. Gdy był trenerem juniorów, zdecydowałem, że potrzebujemy nowej osoby w sztabie. Thomas to była dla nas świetnym kandydatem, bo jest inny i zawsze naciska, stara się rozwijać - wyjaśnił nam pod koniec lutego. - Potem skorzystał z szansy, żeby zostać trenerem Polaków. Mówił mi, że ma ofertę i musiał zdecydować, czy zostać w austriackim systemie, czy zaryzykować. To było spore wyzwanie, duży krok, bo wszystko dla niego było nowe. Ale podjął dobrą decyzję. My mamy nowy system pracy z asystentami, on ma nową pracę i wszystko poszło dobrze - mówił.

- To, że najpierw mówił o zostaniu w Austrii, a potem przeszedł do polskiej kadry było trochę dziwne, ale tak to działa w tym biznesie. To jego decyzja. Najpierw planowaliśmy wszystko z nim, potem zmienił swój wybór, więc musieliśmy parę rzeczy do tego dostosować. Dobrze się w tym odnaleźliśmy, a zmiany nie były zbyt duże. Mamy szczęście do odpowiednich trenerów - dodał Widhoelzl.

Oby Thurnbichler nie chciał rezygnować z Polski, a Polska z niego

Zawodnicy też cieszą się ze współpracy z Matthiasem Troyem i pozostałymi nowymi szkoleniowcami. Chwalą je sobie i widać, że Austriacy dobrze poukładali swój system po odejściu Thurnbichlera. W końcu kolejny raz zdobyli Puchar Narodów, a Stefan Kraft był jednym z najlepszych skoczków całej zimy. Za to Thurnbichler dobrze odnalazł się w Polsce - odbudował kadrę po sporym kryzysie, doprowadził do złota MŚ Piotra Żyłę i pomógł Dawidowi Kubackiemu znaleźć się w ścisłej czołówce Pucharu Świata. Dlatego pierwszy sezon może zaliczyć do naprawdę udanych. Może to rozstanie było potrzebne obu stronom?

Teraz Thurnbichler sam mówi o tym, że zajmie się pracą nad systemem polskich skoków. Chce, żeby ten był dopracowany i funkcjonował jeszcze lepiej. Ma długofalową wizję tego projektu i jasno daje znać, że nie chce stąd odchodzić zbyt szybko. Nikt nie wie, ile faktycznie będzie mu dane tu zostać. Najważniejsze jednak, żeby swoją pracą i rezultatami sprawiał, że jemu nie będzie się chciało rezygnować z Polaków, a Polakom z niego.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.