"Parodia". Tak FIS szykuje rewolucję w skokach. Złe wieści

Jakub Balcerski
Według informacji Sport.pl na wiosennej komisji Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS), której zebranie odbyło się w piątek w Zurychu, nie zatwierdzono niczego, co może opanować naginanie przepisów dotyczących sprzętu w skokach narciarskich. I choć zalecono wprowadzenie kontroli za pomocą trójwymiarowych skanów, które mają "oczyścić" dyscyplinę z manipulujących przy kombinezonach, to mamy dla FIS-u złe wieści. Zamiast chwalić się tym, jak bardzo pomoże to skokom, już powinni wiedzieć, że ta zmiana może nic nie dać.

- To była parodia - słyszymy od jednej z osób, która uczestniczyła w spotkaniu komisji FIS ds. sprzętu i rozwoju w skokach narciarskich w Zurychu. W piątek w Szwajcarii nie podjęto żadnych decyzji. Ogłoszono jedynie, jakie zalecenia działacze przedstawią komitetowi skoków narciarskich, który spotka się dopiero za półtora miesiąca i zatwierdzi zmiany na kolejny sezon Pucharu Świata.

Zobacz wideo Slatnar przeprowadził rewolucję w świecie skoków. Kulisy pracy producenta słynnych płaskich nart

- Co roku ten sam teatrzyk - piekli się kolejny uczestnik zebrania. Skąd ta złość? Światowa federacja zawsze zapowiada, że w połowie kwietnia przedstawi członkom środowiska skoków konkretny pomysły i plan wprowadzenia zmian. Tymczasem okazuje się, że ostatecznie spotkanie staje się dyskusją prowadzącą donikąd, a komisja ustala na nim tylko, co zaleci organowi decyzyjnemu. Nic nie jest potwierdzone, nie ma żadnych konkretów, a jedynie zarys tego, co może wydarzyć się podczas kongresu FIS w Dubrowniku w końcówce maja.

FIS szykuje rewolucję w kontroli sprzętu. Ale nie podjął żadnych decyzji

Największe zainteresowanie w kontekście sprzętu wzbudza sprawa kombinezonów. W tym sezonie były one wyjątkowe długie, zwłaszcza w okolicach krocza. A to tam skoczkowie zyskują najwięcej w kontekście aerodynamiki i od kilkunastu lat to na ten element stroju zawodników zwraca się największą uwagę. To przez zmiany w wykonywaniu pomiaru podstawowego przed sezonem. Teraz wszystko odbywało się w dwóch pozycjach - siedzącej i leżącej, co ma sprawdzać długość samego tułowia i całego ciała, a tym samym pozwolić na wyliczenie "długości krocza". Jakie to ma przełożenie na późniejsze pomiary w trakcie sezonu? Takie, że zawodnicy na podstawowych pomiarach ustawiali się do nich w taki sposób, żeby zyskać kilka centymetrów - "skurczyć się", a jednocześnie mieć możliwość zyskiwania na tym, jak obszerny będą mieli kombinezon.

FIS przez cały sezon przyznawał: tak, kombinezony są i będą za duże, a krok zawodników w kolanach. Christian Kathol, kontroler sprzętu w Pucharze Świata, tłumaczył, że nie odpowiada za błędy swojego poprzednika, Miki Jukkary i zapowiadał, że ma plan na prawdziwą rewolucję w kontrolowaniu skoczków. - Obecnie zajmuję się tym, żeby przygotować możliwość robienia skanów 3D. One ułatwiłyby podstawowe pomiary, byłyby robione za pomocą kamery, a dzięki temu kombinezony stałyby się bardziej odpowiadające rzeczywistym wymiarom zawodników - opowiadał podczas Turnieju Czterech Skoczni Austriak. W dalszej części sezonu Kathol na nasze pytania o skany odpowiadał jedynie, że pracuje nad nimi i wybiera firmę, która pomoże FIS-owi wprowadzić nową metodę pomiaru zawodników. Po finale Pucharu Świata napisał: "Wszystkie zmiany zostaną zaprezentowane na wiosennym spotkaniu w Zurychu. Wcześniej nie mogę nic o nich mówić".

Co zatem zostało zaprezentowane? Że Kathol zaleci komitetowi skoków narciarskich na kongresie FIS zatwierdzenie korzystania ze skanów 3D w przypadku pomiaru podstawowego ciała zawodnika przed sezonem. Na razie zmiana nie jest zatem potwierdzona i nie będzie jeszcze przez kilkadziesiąt dni. A miała być.

Trójwymiarowe skany nic nie dadzą? Kadry już wiedzą, jak dalej oszukiwać

Wprowadzenie skanów to na ten moment próba naprawienia błędu sprzed roku i powrót do dokładnych metod pomiaru skoczków tak, żeby uniemożliwić im manipulacje przy wzroście. Jednak do pełni wykorzystania skanów jeszcze daleko: w poprzednich latach mówiło się, że kluczowe miało być stworzenie małego, przenośnego urządzenia, które pomogłoby w pomiarach na skoczni. To jednak wciąż tylko marzenia. W przyszłym sezonie na obiektach pomiar wciąż ma być tradycyjny - z tą różnicą, że wymiary sprzętu na miejscu będzie się porównywać do podstawowych wymiarów ciała zawodnika sprzed sezonu wykonanych za pomocą trójwymiarowych skanów. Oczywiście wszystko z uwzględnieniem limitów, o których mowa w regulaminach.

Jeśli FIS zatwierdzi skany w maju, to częściowo spełni swoje obietnice i wniesie do sprawy kontroli sprzętu coś nowego, świeżego. Pytanie: czy właściwego? Bo do tej pory w sprawie skanów nikt się nie wypowiadał i można było ślepo wierzyć działaczom, że to zbawienne rozwiązanie, na które czekaliśmy, a wszystkie oszustwa sprzętowe w skokach dzięki wprowadzeniu skanów 3D i poświęconych na to pieniędzy znikną, jak po dotknięciu czarodziejską różdżką.

Od czasu tych zapowiedzi trochę się jednak zmieniło. I z kadr, które na własną rękę prowadzą różne testy i research w niemal każdej sprawie związanej ze sprzętem, słyszymy, że ta "rewolucja" może nic nie dać. Poszczególne największe reprezentacje są już bowiem na nią gotowe. Wiedzą, jak dalej oszukiwać i jakie luki zawiera nowy system. Ale nikomu, a zwłaszcza FIS-owi, niczego nie zdradzą. Każdy ma tu przecież sporo do ugrania, tak, jak rok temu. I to tym teraz powinni się teraz zająć działacze światowej federacji. Inaczej w przyszłym roku wiosną będą zatwierdzać kolejny plan, a wcześniej szukać nowych rewolucyjnych rozwiązań. Skany mają podobno wiele niedociągnięć i korzystać z nich wcale nie będzie trudno.

"Ski-stopper", zmiany w BMI i "odkrywcze" zdanie

Kolejne zalecenia FIS-u i możliwe zmiany dotyczą nart i wiązań. Chodzi o kwestie bezpieczeństwa zawodników. Po upadku Petera Prevca podczas MŚ w Planicy i coraz częstszych przypadkach nie do końca zapiętych wiązań działacze chcą sprawić, żeby zapięcie, dopięcie i pilnowanie zabezpieczeń było obowiązkowe. Co za tym idzie, powinno być zatem w pewien sposób sprawdzane. Do tego na kongresie FIS ma się także pojawić dyskusja o wprowadzeniu systemu "ski-stopper", który ma sprawić, że po upadku narta zawodnika, który przy okazji się wypnie, nie zagrażała mu już, a szybciej zwalniała i zatrzymywała się przed zjazdem w dół zeskoku. W zeszłym sezonie proponowała go firma Bison z Finlandii, ale FIS tego nie zaakceptował. Teraz nieco inne, podobno lepsze, rozwiązanie zaproponowała firma Petera Slatnara ze Słowenii, o czym informował wcześniej portal siol.net.

Pojawiły się także dyskusje o możliwym podniesieniu limitu BMI. Górna granica miałaby zostać przeniesiona prawdopodobnie z wartości 20 na 21. FIS chce pomóc zawodnikom, którzy mają problem z wagą i nie chce, żeby powtarzały się przypadki skoczków, u których ta jest na ekstremalnie niskim poziomie. Możliwe także, że pojawi się podział na limit BMI dla skoczkiń i skoczków, ale to na razie jedynie plotka.

W dalszych dyskusjach padło też bardzo ciekawe i jakże "odkrywcze" zdanie na temat wpływu kombinezonów i rozwoju sprzętu na to, co działo się w zakończonym sezonie Pucharu Świata. Stwierdzono, że "manipulowanie długością krocza sprawiło, że niektórzy zawodnicy lądowali wręcz za daleko". Jeśli tylko w taki sposób FIS chce wytłumaczyć ekstremalny lot Timiego Zajca w Willingen, to szybko możemy się spodziewać powtórki takich niebezpiecznych sytuacji. Bo w tym przypadku większość odpowiedzialności spoczywa jednak nie na tych, którzy produkują skoczkowi sprzęt, a na tych, którzy przeprowadzają zawody w nieodpowiedzialny sposób i tracą nad nimi kontrolę.

FIS musi zmienić podejście. Inaczej dalej będzie tylko "parodia" i "teatrzyk"

Przypadek wiosennych spotkań FIS dotyczących różnych decyzji do podjęcia przed kolejnym sezonem skoków narciarskich jest wyjątkowy. Spotkania działaczy trwają dwa dni i światowa federacja chyba naprawdę myśli, że w te dwa dni da się uzdrowić całą dyscyplinę. Omówić wszystkie kluczowe kwestie, przedyskutować je, podjąć decyzje i tylko czekać na zatwierdzenie. I dlatego zawsze kończy się na jałowej dyskusji, braku decyzji i wątpliwościach, czy coś się zmieni.

Może kiedyś zarządzający nie tylko dyscypliną, ale i całym światowym narciarstwem zdadzą sobie sprawę, że to możliwe tylko, jeśli podejdzie się do sprawy profesjonalnie. Z odpowiednimi pieniędzmi, ludźmi, a z tym przyjdzie zaangażowanie i dobre podejście. W innym wypadku nic się nie zmieni. I dalej co roku na wiosnę będzie tylko "parodia" i "teatrzyk".

Więcej o:
Copyright © Agora SA