Piotr Żyła zajął trzecie miejsce w indywidualnym konkursie lotów narciarskich w Planicy, który odbył się w sobotni poranek.
Wydawało się, że mistrz świata sprzed miesiąca na finał sezonu dojechał na oparach. Ale widać, że przed ostatnimi konkursami zatankował. Jego paliwem są dzika radocha i absolutny brak strachu. Na tym paliwie Żyła już kilka razy odlatywał tak, że łapaliśmy się za głowy.
Miesiąc temu Żyła wrócił z mistrzostw świata w Planicy ze złotym medalem i z chorobą. Wirus zabrał mu siły, w efekcie po mistrzostwach nasz najstarszy, już 36-letni kadrowicz wypadł słabo w praktycznie wszystkich konkursach. Kolejno kończył je na miejscach: 29., 24., 27., 14., 10., 15. i 20. Przed mistrzostwami z 22 startów Żyła aż 18 skończył w top 10, a po mistrzostwach był w czołówce w tylko jednym z siedmiu startów.
I co z tego? Ano nic. 234 metry - ten wspaniały lot dał Żyle trzecie miejsce, a nam wszystkim kolejny raz pokazał, że co by się nie działo, to Żyła na lotach zawsze będzie wspaniale nieobliczalny i groźny dla wszystkich. W studiu Eurosportu przed konkursem zaprezentowano typy ekspertów. Z grona około 10 osób znających się na skokach narciarskich tylko Apoloniusz Tajner w swoim top 3 umieścił Żyłę. Były szef Polskiego Związku Narciarskiego doskonale wiedział, co robi.
Żyła w lotach błyszczy, bo on nawet nie tyle się ich nie boi, ile jest na nie zawsze nastawiony szalenie ofensywnie. Lata temu opowiadał mi o swoim największym marzeniu - locie tak dalekim, żeby nie mógł normalnie wylądować. Jak stwierdził, byłoby pięknie, gdyby kiedyś pofrunął tak daleko, żeby go poskładało.
O tym, że Żyła chyba musiał się urodzić bez instynktu samozachowawczego zaświadcza Jan Szturc, czyli trener, który uczył mistrza skoków i pomagał mu też już podczas profesjonalnej kariery.
- Pamiętam, jak się zachowywał, gdy chodziliśmy do ośrodka dla niepełnosprawnych w Wiśle. Wychodziliśmy tam na balkon na wysokości pięciu metrów, chłopcy przechodzili za barierkę, na deskę, którą im wystawiałem i z tej belki wyskakiwali w pozycji, jaką skoczek przyjmuje w locie, żeby tak spaść na gąbki i materace. Byli chłopcy, którzy skakali na nogi, a on od razu leciał na klatkę, głowę i brzuch. Zawsze do końca był ponapinany, wytrzymywał jak trzeba - opowiadał nam kiedyś Szturc. - Piotrek zawsze był pierwszy do wszystkich ćwiczeń na przełamywanie lęku. Wyglądał na chłopaka, który po prostu niczego przełamywać nie musi - dodawał trener.
- Pamiętam też, jak od najmłodszych lat chodził na 10-metrową wieżę na basenie w Wiśle i skakał z niej na główkę. A to naprawdę wymaga dużej odwagi - słyszeliśmy od doświadczonego szkoleniowca.
Co ciekawe, na tym basenie Żyła często "pojedynkował się" z Tajnerem. A kiedyś do ich pojedynku doszło nawet przed całą kadrą, na statku.
- W zeszłym roku byliśmy w Dubrowniku, płynęliśmy statkiem. Był wysoki, miał z 10 metrów. Prezes powiedział, że jak wykręcę półtora salta, to i on pójdzie. Jak można się było nie zgodzić? Skoczyłem, no i prezes pokazał klasę. Miał technikę lepszą od mojej, też wykręcił półtora salta. Wszystkich zadziwił, tylko nie mnie. Myśmy się wychowali na tym samym basenie w Wiśle, tam była wieża, z której można było skakać z trzech, pięciu i 10 metrów. Po skakaniu na skoczni skakało się do wody. Wiedziałem, na co go stać - opowiadał kiedyś Żyła w wywiadzie dla Sport.pl.
Po trzecim miejscu zajętym w sobotę w Planicy Żyła udzielił krótkiego wywiadu reporterowi TVN-u Damianowi Michałowskiemu. Już pędził na start konkursu drużynowego i o te zawody został zapytany. Jak będzie? A kto to wie - odpowiedział z uśmiechem, który mówił więcej niż słowa. Zabawa w finale sezonu dla Żyły chyba jeszcze się rozkręci.