Już po kilku skokach, które były przeciągane i opóźniane, sędziowie powinni wiedzieć, że rozgrywanie zawodów w niestabilnych i nieprzewidywalnych warunkach mija się z celem i wypacza uczciwą rywalizację. Mimo to uparli się, żeby dociągnąć do końca pierwszą serię. Część zawodników była poszkodowana, ponieważ trafili oni w rzeczywistości na niekorzystne warunki, mieli problemy w locie i przez to krócej lądowali. Problemy miał też Halvor Egner Granerud. Złe warunki i własny błąd na progu sprawiły, że skoczył zaledwie 95 metrów i jednoseryjny konkurs skończył na odległym, 46. miejscu.
Lider Pucharu Świata szczególnie ubolewał nad tym, co działo się w niedzielę na skoczni w Lahti. Wiatr bardzo szybko zmieniał kierunek, miał wysoką prędkość, więc było niebezpiecznie. Dowodem jest, chociażby upadek Benjamina Oestvolda w kwalifikacjach. W konkursie wielu zawodników nie mogło odlecieć. Granerud także nie skoczył daleko na swojej ulubionej skoczni.
- Czuję się dzisiaj beznadziejnie. To bardzo smutne. Skakałem na mojej ulubionej skoczni i przytrafił się taki dzień jak dzisiaj, z kompletnie absurdalnymi skokami. To było dziwne - mówił w rozmowie z Viaplay po nieudanym konkursie.
Granerud narzekał, że został puszczony w trudnych warunkach już w kwalifikacjach. Podczas skoku konkursowego było podobnie, ale popełnił też błąd przy wyjściu z progu.
- Nie wiem, jakie miałem warunki w skoku konkursowym. W kwalifikacjach miałem dość silny podmuch wiatru. Rozczarowuje mnie, że tak to realizują. To był dzień niespodzianek. Ale czuje się wyjątkowo nieprzyjemnie. Bycie na tak dalekiej pozycji jest trudne - stwierdził.
Do końca sezonu został jeden weekend konkursowy na mamucie w Planicy. Granerud ma już pewny triumf w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.