Maciej Kot alarmuje. To może być koniec skoków narciarskich. Ostatni dzwonek

Skoki narciarskie z roku na rok tracą kibiców, a za taki stan rzeczy w dużej mierze zrzuca się odpowiedzialność za przeliczniki punktów za wiatr, które utrudniają odbiór dyscypliny. Zdaniem Macieja Kota za kilka lat skoki mogą po prostu umrzeć, jeśli FIS nic nie zrobi w celu naprawienia zawodów.

Przeliczniki punktów za wiatr weszły do skoków narciarskich w 2010 roku i do dziś wzbudzają kontrowersje. Głównie dlatego, że ich przeliczanie jest skomplikowane dla przeciętnego widza. Poza tym nie jest dla wszystkich jasne, na jakiej podstawie są dobierane przeliczniki i jak wylicza się średni kierunek i prędkość wiatru podczas skoku. W związku z tym skakanie jak najdalej nie zawsze się opłaca. Ostanie kilka konkursów Pucharu Świata uznano za kontrowersyjne przez wspomniane punkty za wiatr i belkę startową. To powinno dać FIS-owi do myślenia, ponieważ zainteresowanie skokami narciarskimi wszędzie spada, a trzeba walczyć o kibica.

Zobacz wideo Niedosyt na koniec MŚ w Planicy. Skoki utrzymały Polskę w światowej czołówce

Skoki mogą zbliżać się ku swojemu końcowi. Kot ostrzega

Zdaniem Macieja Kota za kilka lat możemy oglądać upadek skoków narciarskich na świecie. Dyscyplinę będzie uprawiać co najwyżej kilka krajów - prawdopodobnie te, które dziś są w czołówce i mają odpowiednie zaplecze. Zainteresowanie kibiców będzie także niewielkie, co zresztą już można odczuć na trybunach skoczni na świecie. Dlatego FIS musi coś zrobić np. z przelicznikami, ale o to będzie trudno.

- Ciężko się to ogląda i rozumiem kibiców. Skoki stały się dla fanów niezrozumiałe. Widać to także po coraz słabszej frekwencji podczas Raw Air czy wcześniej w Planicy. Byłem w szoku, że w Słowenii miejsca na trybunach nie zostały zapełnione. Dla FIS to ostatni dzwonek, by coś zmienić i by podtrzymać zainteresowanie dyscypliną - powiedział Kot w rozmowie z WP SportoweFakty.

Przeliczniki nie sprawdzają się, kiedy wiatr wieje na zeskoku z różnych kierunków, co utrudnia odpowiednie wyliczenie średniej. Przez to system można uznawać za wadliwy.

- Musimy zaakceptować, że przeliczniki nie są doskonałe. Nie ma i nie będzie wzoru matematycznego, który w stu procentach oddałby warunki panujące na skoczni. Skoki narciarskie to sport rozgrywany na świeżym powietrzu i wiatr miał i zawsze będzie miał znaczenie. Najgorzej, kiedy wiatr kręci i na czujnikach w jednym przypadku mamy wiatr w plecy, w drugim wiatr pod narty, a w trzecim z boku. System uwzględnia średnią i nagle zawodnikowi pokazuje warunki neutralne, bowiem siły wiatru po prostu zniosły się na skutek średniej. Naprawdę nie można zweryfikować, jakie rzeczywiście panowały warunki na środku zeskoku, gdzie najczęściej leci skoczek. Więcej czujników nie rozwiąże problemu. Być może potrzebny byłby nowy wzór matematyczny - ocenił polski skoczek.

Kot zasugerował jeszcze, żeby zrezygnować z przeliczania punktów za wiatr przy skrajnych lub bardzo zmiennych warunkach pogodowych, ale uważa, że nie przeszłoby to w telewizji ze względu na ograniczony czas antenowy w telewizji. Już teraz jest wystarczająco duża loteria.

Działaczom pozostaje zatem próbować ulepszyć obecny system, bo zawody nie powinny wyglądać tak jak kilka konkursów w drugiej części obecnego sezonu - podsumował.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.