Antonin Hajek był uznawany za zaginionego od października zeszłego roku. Media donosiły o problemach osobistych byłego skoczka. Rzeczniczka czeskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych wyjawiła, że przebywa w Malezji. Hajek od kilku miesięcy nie dawał znaku życia i w piątek dotarły do nas smutne wieści. Czeski Związek Narciarski poinformował o jego śmierci. Miał 36 lat.
Martin Cikl od szóstego roku życia przyjaźnił się z Hajkiem. Razem uczyli się w tej samej szkole. Obu mocno łączyła pasja do skoków narciarskich. Mężczyzna w rozmowie z portalem Idnes.cz wspomina zmarłego skoczka.
- Chociaż od dłuższego czasu był zaginiony, nadal wierzyłem, że albo wróci do Czech, albo zacznie nowe życie w Malezji i wkrótce się odezwie. Ostatni raz rozmawialiśmy w lutym ubiegłego roku, kiedy myśleliśmy, że spotkamy się po sezonie. Niestety tak się nie stało. Miał ogromny talent, co znalazło odzwierciedlenie w jego wynikach zarówno w kategorii szkolnej, juniorskiej, jak i seniorskiej - powiedział Cikl.
Antonin Hajek jest aktualnym rekordzistą Czech w długości skoku. Na mistrzostwach świata w Planicy w 2010 roku skoczek pofrunął na odległość 236 metrów. Przyjaciel skoczka wypowiedział się również o tym niesamowitym skoku.
- Pamiętam ten wspaniały skok. Wzbił się bardzo wysoko, a potem, jak miał w zwyczaju, popłynął w powietrzu tak daleko, jak tylko mógł. Był znakomitym skoczkiem. Jako jeden z nielicznych w tym czasie w naszym kraju miał doskonałą technikę i wyczucie - dodał.
Hajek zakończył karierę w 2015 roku i został trenerem. Prowadził męską i żeńską reprezentację narodową. - Skoki były całym jego życiem, nawet gdy aktywnie w nich uczestniczył, w głowie miał pomysł, że zostanie trenerem. Udało mu się to, ale nie spełnił marzenia o trenowaniu w Norwegii - zakończył Cikl.
Więcej tego rodzaju treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl