FIS oczekuje wyjaśnień ws. skandalu na mistrzostwach świata. "Mieliśmy farta"

- Mieliśmy nieprawdopodobnego farta - mówi w rozmowie ze sport.tvp.pl Horst Nilgen, rzecznik ds. skoków przy FIS po zamieszaniu z błędnym naliczaniem punktów za belkę startową w konkursie kobiet na MŚ w Planicy. FIS uniknęła kompromitacji związanej ze zmianą miejsc, ale teraz domaga się wyjaśnień od firmy Swiss Timing odpowiedzialnej za analizę danych w skokach.

Po konkursie kobiet na dużej skoczni w Planicy zapanował niesamowity bałagan. Polski statystyk Tomasz Golik udowodnił, że FIS (Międzynarodowa Federacja Narciarska) zastosowała błędne przeliczniki za zmianę belki startowej. Podczas kwalifikacji i pierwszej serii konkursowej rekompensata za obniżenie belki była inna niż ta, którą zastosowano dzień wcześniej w sesji treningowej. Sprawa w końcu się wyjaśniła. Po dobie wyniki zostały poprawione. Choć nie miało to większego wpływu na poszczególne miejsca, trzeba mówić o dość sporej wpadce.

Zobacz wideo Słoweńcy już wkrótce mogą mieć przewagę nad resztą świata w skokach

Trzeba było poprawić wyniki konkursu mistrzostw świata w Planicy. Minimalne zmiany. "Nie chcę nawet myśleć..."

FIS uniknęła kompromitacji tylko dlatego, że różnice punktowe między kolejnymi zawodniczkami były na tyle duże, że w ostatecznej klasyfikacji nie doszło do żadnych roszad. Działacze mogą mówić o sporym szczęściu. - Nie chcę nawet myśleć, jak duży mielibyśmy problem, gdyby okazało się, że trzeba zmieniać kolejność na podium. Albo, że któraś zawodniczka nie przeszła kwalifikacji, choć tak naprawdę powinna - powiedział Hubert Mathis, delegat techniczny zawodów w rozmowie ze sport.tvp.pl.

Piotr Żyła walczył przede wszystkim z samym sobą. Piotr Żyła walczył przede wszystkim z samym sobą. "Nie byłem w stanie"

Miejsca na podium zostają zatem bez zmian. Pierwsze miejsce zajęła Alexandria Loutitt z Kanady, druga była Norweżka Maren Lundby, a trzecia Niemka Katharina Althaus. Korekta wyników nie zamyka jednak sprawy. Trzeba wyciągnąć z niej odpowiednie wnioski, by takie sytuacje nie przytrafiały się w przyszłości. Za aferę w największym stopniu odpowiedzialna jest firma Swiss Timing. FIS zażądała od niej wyjaśnień. Wkrótce ma otrzymać stosowny raport.

Co poszło nie tak? FIS cały czas szuka przyczyny wpadki z przelicznikami za belkę

Organizatorzy wciąż zastanawiają się, w jaki sposób przelicznik z dnia na dzień mógł się zmienić i to na jednej skoczni, w jednym systemie. Najprawdopodobniej przyczyną był błąd ludzki. - Dlaczego więc komputery nie mają czegoś w rodzaju bezpiecznika na wypadek takich omyłek? - pytał Mathis.

Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl

Slovenia Nordic World Championships Klasyfikacja medalowa MŚ w Planicy po brązie Kubackiego. Jeden kraj dominuje

Nie należy jednak spodziewać się zmiany partnera technologicznego. Firma Swiss Timing ma już spore doświadczenie, choć  błędów nie uniknęła także w przeszłości. W 2012 roku w Klingenthal pomyliła przeliczniki punktów za belkę z tymi za wiatr. Z kolei na mistrzostwach świata w 2013 r. w Val di Fiemme w konkursie drużynowym niesłusznie doliczyła punkty za obniżenie najazdu reprezentantowi Norwegii. Pomyłka mogła kosztować Polaków utratę brązowego medalu. Na szczęście czujnością wykazał się wtedy jeden z naszych rywali - Austriak Thomas Morgenstern.

Więcej o: