Thurnbichler przed konkursem wysłał wiadomość do ojca. Pisał o Kamilu Stochu

Jakub Balcerski
- Jesteśmy w kontakcie cały sezon i podchodzi do tej pracy z wielkim entuzjazmem, to łatwo zauważyć - mówi o trenerze polskich skoczków, Thomasie Thurnbichlerze jego ojciec, Helmuth. I mówi wprost: Tak, Thomas postąpił słusznie, wyjeżdżając do Polski.

Piotr Żyła w sobotę w Planicy został podwójnym mistrzem świata. Do złotego medalu sprzed dwóch lat z Oberstdorfu właśnie dołożył kolejny, zdobyty na Srednjej Velikance po niezwykłym awansie z trzynastego miejsca po pierwszej serii.

Zobacz wideo Thurnbichler pewny siebie przed nowym sezonem: Stoch "jest pokorny", Żyła "zupełnie zmienił podejście", a Kubacki "wytrzyma całą presję"

Za sukcesem Polaka stoi nowy, zatrudniony przed początkiem sezonu sztab szkoleniowy z Austrii na czele z zaledwie 33-letnim Thomasem Thurnbichlerem. To szkoleniowiec ukształtowany w dużej mierze przez ojca, Helmutha, który od najmłodszych lat zachęcał go do skakania, a teraz służy mu radą. Dłuższy tekst o drodze Thurnbichlera do stanowiska trenera w Polsce można przeczytać TUTAJ. W rozmowie ze Sport.pl Helmuth Thurnbichler opowiada o kibicowaniu Polakom i synowi, kontakcie z nim podczas sezonu i tym, czy już uważa jego decyzję o opuszczeniu Austrii za dobrą.

Jakub Balcerski: Przede wszystkim gratulacje, bo chyba może pan czuć, że to złoto z soboty to też pana sukces. Śledził pan zawody w Planicy? Pomyślałby pan, że pojawi się taki zwrot akcji, a Thomas i Piotr Żyła będą złoci?

Helmuth Thurnbichler: Tak, oglądałem. Odkąd Thomas pracuje w Polsce, emocjonuje się bardzo każdymi zawodami polskiej drużyny. Po pierwszej serii Piotr Żyła i Dawid Kubacki mieli gorsze warunki w porównaniu do liderów, zwłaszcza Stefana Krafta. Liczyłem na Kubackiego, bo miał dwa punkty straty, ale nie na Żyłę. On dostał jednak chyba ten sam podmuch wiatru w drugiej rundzie, co Kraft w pierwszej.

W trakcie sezonu rozmawiał pan z Thomasem o jego odczuciach i tym, jak pracuje się z polskimi skoczkami?

- Jesteśmy w kontakcie cały sezon i podchodzi do tej pracy z wielkim entuzjazmem, to łatwo zauważyć. Pisałem z Thomasem nawet przed konkursem i był bardzo pewny siebie. Widział też, że z chwili na chwili rośnie Kamil Stoch, który ostatecznie był szósty, ale też świetnie się spisał.

Ten sukces jest dowodem na to, że Thomas dobrze zrobił, wybierając ofertę z Polski?

- Tak, postąpił słusznie. Ma też szczęście, że może pracować z Markiem Noelke i Mathiasem Hafele. Marc to doświadczony, uznany trener, a Mathias imponuje wiedzą z zakresu sprzętu. Z tego, co wiem, ma też wielu przyjaciół wśród polskich szkoleniowców. Dobrze się z nimi rozumie.

Czy uważasz, że Thomas jest w stanie zmienić polskie skoki narciarskie na lata? Że nie będzie tylko trenował, aby wyprowadzić doświadczonych skoczków z powrotem na szczyt, ale także przywróci tu zespół składający się z większej liczby świetnych juniorów?

- Od najmłodszych lat miał za sobą dobrych trenerów, w tym mnie. Zna podstawy pracy, przez 5 lat pracował w Tyrolskim Związku Narciarskim, równolegle ze studiami. Odnosił duże sukcesy jako główny trener juniorów w Austrii przez dwa lata i rok jako asystent trenera w kadrze narodowej. Nie wiem, czy jako główny trener ma i będzie miał wystarczająco dużo czasu, żeby ingerować w struktury Polskiego Związku Narciarskiego, cały polski system. W każdym razie stara się przekazać swoje metody, pracować we wszystkich ośrodkach w Polsce i w nich także pomagać.

W pierwszym konkursie MŚ w Planicy medale zdobyli tylko austriaccy trenerzy i ich zawodnicy. W czym tkwi sekret tej szkoły trenerskiej?

- Wszystko zaczęło się od profesora Baldura Preimla, który ukształtował i utworzył system w Schigymnasium Stams, tej słynnej szkole, z której wyszło wiele talentów. Potem Toni Innauer kontynuował jego dzieło w pracy na najwyższym poziomie. Ale ja i ci podobni do mnie, pracujący u podstaw w klubie, z młodymi, dalej to wszystko rozwijali. Z jednym ważnym czynnikiem. Fanatyzmem, takim pozytywnym.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.