Żyła zamknął się w "bańce" i odleciał. Niekontrolowane ruchy i drastyczne metody

Jakub Balcerski
Piotr Żyła ma jedyny w swoim rodzaju system przynoszący medale. Metodę, która nie jest dostępna dla żadnego jego rywala, a Polakowi pozwala wygrywać w najważniejszych momentach sezonu. Sam sobie to wypracował i w sobotę sam cieszył się swoim sukcesem w sposób, jaki tylko Żyła potrafi się cieszyć. Choć, jak sam przyznaje, kosztuje go to sporo energii.

Druga seria zawodów w Planicy. Żyła właśnie oddał swój złoty skok na 105 metrów, a polscy dziennikarze w strefie mieszanej nie wytrzymują z emocji, widząc gdzie i jak daleko wyświetla się linia "to beat" rywalom Polaka. W tych emocjach spotykają się wzrokiem z szefem norweskich skoków, Clasem Brede Braathenem, który tylko wyrozumieli się uśmiecha i lekko śmieje. Po chwili, udzielając wywiadów norweskim dziennikarzom, widzi wybuch radości w tej samej grupie, którą chwilę temu mijał.

Zobacz wideo Żyła na gorąco: Odleciałem. Po serii próbnej chciało mi się płakać

Żyła od początku miał plan. Zaufaliśmy i nie żałujemy

Piotr Żyła znów złoty? Cóż, po niezbyt udanych kwalifikacjach - skoczył tylko 95,5 metra, był poza najlepszą "dziesiątką" - wiele osób już go skreśliło. Zwiódł ich słabszy skok Polaka, bo ten wynik go przecież tylko dodatkowo nakręcił. Był zdenerwowany, a przed dziennikarzami stanął w trybie "Cichy Pit". W piątek odpowiadał na większość pytań jednym zdaniem, czasem nawet półsłówkami. Widać było, że coś szykuje.

Zresztą zapowiadał to od przyjazdu do Planicy. - Mam swój plan. Jest taki mój. Czy trzeba mi zaufać? Nie macie innego wyjścia - śmiał się w rozmowie ze Sport.pl jeszcze w środę, podczas dnia medialnego w hotelu polskich skoczków. Zaufaliśmy i nie żałujemy.

Żyła padł twarzą w śnieg przed Polakami. "Nie ma drugiego takiego pozytywnego wariata"

Po zejściu z podium na wybiegu skoczni i pierwszych zdjęciach z plastronem z napisem "Mistrz świata 2023", Piotr Żyła wreszcie stanął przed całym polskim sztabem. Wcześniej był noszony na plecach przez kolegów z kadry, teraz padł przed nimi twarzą w śnieg. Leżał tak chwilę, wciąż w szoku, wciąż nie wierząc w to, co się stało. Wcześniej siedział zapłakany. Ale chwilę później głos miał już praktycznie zdarty.

Od krzyku, bo jak przyznaje Polak, on tak po prostu ma: że się drze. Metody Żyły to coś unikalnego na skalę światową. "Nie ma drugiego takiego pozytywnego świra" - napisał o nim Patryk Pancewicz, dziennikarz TVP Sport. Trudno się nie zgodzić. 

"Jestem w takim stanie, jakim jestem i mam później trochę niekontrolowane ruchy"

I trudno nie wejść na chwilę do jego świata, gdy tak nim emanuje i zaprasza za zwykle szczelnie zamknięte drzwi. - Kiedyś było tak, że to przychodziło i nie wiedziałem czemu, a teraz można powiedzieć, że raczej to wypracowuję od momentu aż przyjedzie się do hotelu przed zawodami. Dostajemy plan, dostosowuję się do tego i planuję wszystko po kolei, co i jak chcę zrobić. Jak mi się to udaje, jestem w takim stanie, jakim jestem i mam później trochę niekontrolowane ruchy - mówił Sport.pl Żyła po konkursie w Oberstdorfie w końcówce grudnia zeszłego roku.

Jak dochodzi do tego stanu? Sam czy przy czyjejś pomocy? - Trudno powiedzieć. Wcześniej pracowałem z wieloma psychologami. Wydaje mi się, że od każdego coś wyciągnąłem, poskładałem to dla siebie i tak wyszło. Teraz też mamy psychologa w kadrze, od którego nauczyłem się kilku rzeczy i to pomaga. Z każdego doświadczenia wyciągałem coś, co było dobre dla mnie i próbuję to realizować - oceniał Polak i dodawał, że kosztuje go to bardzo dużo energii. Ale dla takich chwil, jak ta w Oberstdorfie w 2021 roku, czy teraz w Planicy, warto.

"Full gaz", wersja 2.0. "Piotrek to bardzo świadomy, profesjonalny zawodnik"

Z trybu "full gaz", Żyła zrobił "full full full gaz". Wersję 2.0 własnego narzędzia, do którego nikt inny nie ma dostępu. Jak? W sobotę po złocie mówił, że stosował swoje "drastyczne metody", które "nie należą do sportu". Polski sztab nazywa to zamykaniem się w "bańce". - Bo ja tak na gitarze dużo gram. Już nie mogę, ale gram. Dostaję takiego kopa, jakbym se dwa piwa wypił. Później jest wzrost energii i znów jest dobrze. Czuję się, jakby nic dookoła mnie nie było. Ja jestem i nic innego mnie nie interesuje. Co grałem na gitarze? Czego nie grałem? Chyba do północy grałem, potem się zdrzemłem, a potem dalej grałem, ha, ha. Także to pamiętam. Nic z tego nie lubię, bo już mnie palce bolały - śmiał się skoczek.

- Piotrek jest bardzo świadomym, profesjonalnym zawodnikiem. Często jego odpowiedzi są przewrotne, a wynikają z głębszej analizy. Nie chcę mówić za dużo, żeby nie nadwerężyć zaufania Piotrka do mnie, ale ufam jego profesjonalizmowi i wyczuciu różnych spraw - mówił w rozmowie z dziennikarzem Sport.pl, Łukaszem Jachimiakiem psycholog kadry skoczków, Daniel Krokosz jeszcze przed początkiem sezonu. - Zdecydowanie jego poczucie humoru i dystans to rzeczy, które rzucają się w oczy. Nie powinno to nas mylić: to profesjonalista, który do swojej pracy podchodzi na poważnie i doskonale wie co mu jest potrzebne, a co nie - dodał.

Żyła powtórzył Seefeld Kubackiego? "No gdzie tam?"

Wszystko złożyło się idealnie: Żyła dopracował niemal do perfekcji swój stan emocjonalny, w który wprowadza się przed zawodami, dostał specjalistów - bo poza psychologiem kapitalny sztab z trenerami, u których miał ostatnio być "najszczęśliwszy w całej karierze" i to wykorzystał. To złoto to nie tylko genialny skok z Planicy. To kilka miesięcy pracy i droga z piekła, czyli braku punktów i męczeniu się w zawodach w zeszłym sezonie, do nieba, czyli podiów i kolejnego wielkiego, być może największego sukcesu w karierze.

Żyła cztery lata temu w Seefeld na normalnej skoczni nie miał swojego dnia. Tak, jak teraz na wietrznej loterii w Planicy trafił na złoty los i w pełni wykorzystał szansę, tak wtedy w Austrii nic mu nie wyszło, odpadł po pierwszej serii i zły nawet nie rozmawiał z dziennikarzami. W drugiej serii był za to obok Dawida Kubackiego, który zaczął drogę z 27. miejsca do czołówki. To on wmawiał mu, że będzie miał medal, a potem, że będzie miał złoto. Teraz koledzy nie byli aż takimi prorokami, żeby robić to długo przed końcem konkursu, jak Żyła. Ale analogia jest.

- Jak Piotrek tak przysadził, to tylko czekaliśmy. Czekaliśmy i to był skok dnia - wskazuje Aleksander Zniszczoł. - Po samym skoku Piotrka nie spodziewaliśmy się chyba jeszcze, że może to być złoto, ale z każdym kolejnym skokiem przychodziła ta myśl do głowy, że jest szansa. U mnie po tym, jak Anze Lanisek wylądował i nie dał rady, pojawiła się myśl: jest medal. Byłem o tym przekonany, ale liczyłem też, że będzie złoty. I jest - cieszy się z sukcesu kolegi z kadry Paweł Wąsek, który sam awansował z 30. na 16. miejsce w tym szalonym konkursie.

Gdy z dziennikarzami rozmawiał Dawid Kubacki, Żyła stał obok i wciąż trzymał się za głowę, widać było, jak przeżywa sukces i ile myśli ma jeszcze w głowie. A kolega z drużyny trochę się z niego śmiał. - Porównania do Seefeld? No gdzie tam? Przecież to dwa razy tyle, co u Piotrka było. Jeszcze musi trochę potrenować, żeby takie rzeczy wyczyniać. Paweł miał szansę z 30., chwilę walczył, ale też niestety poległ - żartował Kubacki.

Po wszystkim w hotelu Polaków za austriacką granicą polał się szampan, było jeszcze więcej krzyków Żyły. Jak to powiedział Kamil Stoch: "To jest chwila Piotrka!". I niech trwa. A ciekawe, kiedy znów usiądzie do gitary.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.