- Aaaaaaaaaaaaaaaaaa! - tak rozpoczął rozmowę z polskimi dziennikarzami po zdobyciu drugiego złota mistrzostw świata w karierze Piotr Żyła. - No ja tak mam - mówił skoczek i rozpoczął opowieść o tym, jak to znów zamknął się w swoim świecie i pokonał wszystkich.
Skoczek od początku miał swój cel i wiedział, co chce zrobić. - Mój plan? Jest taki mój. Mi zaufać? Nie macie wyjścia - mówił Sport.pl Żyła. Zaufaliśmy i znów nie zawiódł. Jest złoty, dokładnie tak, jak dwa lata temu w Oberstdorfie.
Teraz to tylko potwierdza. - Miałem swój plan. Treningi szły spokojnie, po kwalifikacjach się zdenerwowałem, zrobiłem swoją taką decydującą robotę do tych zawodów. To był w sumie mój dzień. A po tej pierwszej serii myślę: "No, duża została". Ale wszystko było jeszcze we mnie. I zrobiłem tam swoją robotę w drugiej serii. I odleciałem - mówi nowy-stary mistrz świata z normalnej skoczni.
Żyła po skoku siedział zapłakany. - To ciężko opisać. Przygotowałem swój organizm na taki "full full full gaz" i mnie się po serii próbnej chciało płakać. Ciało działa na tyle, ile może, a teraz mam takie słupki: góra-dół, góra-dół. Jak siednę, to chyba zasnę. Ale jeszcze nie na to czas. Noc jest długa - śmieje się Polak.
Co z mikstem, w którym z kadry skoczków wystąpi razem z Kamilem Stochem? - Aj tam! Aj tam mikst. W Oberstdorfie powiedziałem sobie: nie będę popełniał tego błędu. Ale chyba znowu go popełnię - mówi i dalej aż krzyczy ze śmiechu Żyła.
Droga Żyły do złota w Planicy była kręta, nawet myśląc o samym konkursie. Przecież awansował na pierwsze z trzynastego miejsca po pierwszej serii. - Do mnie to w ogóle nie docierało. Zrobiłem swoją stuprocentową robotę i wtedy dostałem taki zastrzyk adrenaliny i nie wiem, chyba wszystko jedno mi było. Patrzę, jeden skoczył, drugi poleciał i jest medal. Co? Jaki medal? On medal, nie, jak? A później: No gadają, że wygrałem. No ja nie wiem. I potem mnie odcięło całkiem - przytacza Żyła.
- W pierwszym skoku na 97,5 metra były delikatne błędy, bo go trochę pamiętam. Przysiadło mi, za wysoko się zabrałem. Na takie warunki to jednak dobrze, bo wiało z tyłu. Nie był to może "picuś glancuś", ale też nie był zły, nie miałem dużo straty nawet do pierwszego miejsca - opisuje Żyła. A potem był złoty skok. Na 105 metrów i rekord skoczni. Ile takich ma Żyła? - No chyba ten - śmieje się skoczek.
- Od przyjazdu na skocznię czułem ogromną energię w sobie i ogromny spokój. To jest taki stan, jak mi się udaje wypracować czasem. Strasznie dużo energii kosztuje, ale w trakcie to się tym nie przejmuję. Po tej próbnej, że mogę walczyć o zwycięstwo znowu. Potem się plan posypał, ale wróciłem - zaznacza.
Mistrz świata znów był w swojej "bańce", jak nazywa to polski sztab. - Ciężko się wprowadzić do tego mojego świata - opowiada. - Zadatki już gdzieś tam były po kwalifikacjach. A potem stosowałem swoje, trochę drastyczne metody. Nie będę mówił, bo to nie do sportu należy - najpierw nie chce zdradzić Żyła. Ale potem się otwiera. - Bo ja tak na gitarze dużo gram. Już nie mogę, ale gram. Dostaję takiego kopa, jakbym se dwa piwa wypił. Później jest wzrost energii i znów jest dobrze - opisuje.
- Czuję się, jakby nic dookoła mnie nie było. Ja jestem i nic innego mnie nie interesuje. Co grałem na gitarze? Czego nie grałem? Chyba do północy grałem, potem się zdrzemłem, a potem dalej grałem, ha, ha. Także to pamiętam. Nic z tego nie lubię, bo już mnie palce bolały - twierdzi z nieznikającym z jego twarzy uśmiechem Polak.
W tym sezonie najlepsza forma Żyły pojawiła się podczas Turnieju Czterech Skoczni. To wtedy zajął drugie miejsce w Oberstdorfie, był tylko za Halvorem Egnerem Granerudem. - Wtedy poszedłem "full gaz" i mi brakło. Ciężko jest, bo organizm potrzebuje jeszcze odpoczynku po takim działaniu. Ja się drę, a nie wiem czemu. Po prostu tak mam, bo taki jest mój stan emocjonalny. Wiem, że trzeba oszczędzać energię. Ale nie, bo po co? Idę ogień i tyle. Nie umiem się zatrzymać, jestem rozpędzony - tłumaczy.
- W Oberstdorfie byłem w podobnym stanie i faktycznie miałem spadek już taki. Już nie dałem rady nic zrobić. Po konkursach PŚ w Lake Placid, w Stanach odpocząłem. Wtedy tydzień potrzebowałem i tak fajnie, w pełni odpocząłem. I mi się plan w głowie uroił: a czemu nie zrobić tego znowu? Ha, ha, ha - śmieje się Żyła. Jak szalony naukowiec, któremu właśnie wyszedł plan na epokowy wynalazek.
Żyła jako jedyny obok Adama Małysza obronił mistrzowski tytuł na normalnej skoczni. - Adam już pogratulował. To tak kurde, nie wierzyłem, że się w ogóle da obronić medal - przyznaje Żyła. To co, skacze po trzecie złoto i drugą obronę tytułu? - A muszę jeszcze dwa lata poskakać w takim razie. Energię mam i jak ją dobrze rozdysponuję to udaje mi się trafiać w te fajne tryby. To jest dla mnie najistotniejsze - podkreśla.
- Nowej energii dostaliśmy po zmianie trenera, nowej motywacji, której potrzebowaliśmy. Jakieś takie chęci do pracy. Po gorszym sezonie zresztą zazwyczaj tak jest, ale... - przerywa Żyła, bo doktor Aleksander Winiarski pokazuje, żeby już szli na kontrolę antydopingową. - Dobra, bo już mnie wzywają - kończy skoczek. A na skoczniach w Planicy gasną ostatnie światła w strefie dla dziennikarzy. Ale niech ten kolejny piękny dzień dla polskich skoków się nie kończy.