"Dostaję takiego kopa, jakbym se dwa piwa wypił". Piotr Żyła zdradza tajemnicę swojej bańki

Jakub Balcerski
- To ciężko opisać. Przygotowałem swój organizm na taki "full full full gaz" i mnie się po serii próbnej chciało płakać - opisuje swój stan, w jaki wprowadził się w Planicy Piotr Żyła. To on dał Polakowi drugi tytuł mistrza świata w karierze.

- Aaaaaaaaaaaaaaaaaa! - tak rozpoczął rozmowę z polskimi dziennikarzami po zdobyciu drugiego złota mistrzostw świata w karierze Piotr Żyła. - No ja tak mam - mówił skoczek i rozpoczął opowieść o tym, jak to znów zamknął się w swoim świecie i pokonał wszystkich.

Zobacz wideo Żyła na gorąco: Odleciałem. Po serii próbnej chciało mi się płakać

"Full full full gaz". Żyła od początku miał plan

Skoczek od początku miał swój cel i wiedział, co chce zrobić. - Mój plan? Jest taki mój. Mi zaufać? Nie macie wyjścia - mówił Sport.pl Żyła. Zaufaliśmy i znów nie zawiódł. Jest złoty, dokładnie tak, jak dwa lata temu w Oberstdorfie.

Teraz to tylko potwierdza. - Miałem swój plan. Treningi szły spokojnie, po kwalifikacjach się zdenerwowałem, zrobiłem swoją taką decydującą robotę do tych zawodów. To był w sumie mój dzień. A po tej pierwszej serii myślę: "No, duża została". Ale wszystko było jeszcze we mnie. I zrobiłem tam swoją robotę w drugiej serii. I odleciałem - mówi nowy-stary mistrz świata z normalnej skoczni.

Żyła po skoku siedział zapłakany. - To ciężko opisać. Przygotowałem swój organizm na taki "full full full gaz" i mnie się po serii próbnej chciało płakać. Ciało działa na tyle, ile może, a teraz mam takie słupki: góra-dół, góra-dół. Jak siednę, to chyba zasnę. Ale jeszcze nie na to czas. Noc jest długa - śmieje się Polak.

Co z mikstem, w którym z kadry skoczków wystąpi razem z Kamilem Stochem? - Aj tam! Aj tam mikst. W Oberstdorfie powiedziałem sobie: nie będę popełniał tego błędu. Ale chyba znowu go popełnię - mówi i dalej aż krzyczy ze śmiechu Żyła.

Z trzynastego na pierwsze miejsce. "Do mnie to w ogóle nie docierało"

Droga Żyły do złota w Planicy była kręta, nawet myśląc o samym konkursie. Przecież awansował na pierwsze z trzynastego miejsca po pierwszej serii. - Do mnie to w ogóle nie docierało. Zrobiłem swoją stuprocentową robotę i wtedy dostałem taki zastrzyk adrenaliny i nie wiem, chyba wszystko jedno mi było. Patrzę, jeden skoczył, drugi poleciał i jest medal. Co? Jaki medal? On medal, nie, jak? A później: No gadają, że wygrałem. No ja nie wiem. I potem mnie odcięło całkiem - przytacza Żyła.

- W pierwszym skoku na 97,5 metra były delikatne błędy, bo go trochę pamiętam. Przysiadło mi, za wysoko się zabrałem. Na takie warunki to jednak dobrze, bo wiało z tyłu. Nie był to może "picuś glancuś", ale też nie był zły, nie miałem dużo straty nawet do pierwszego miejsca - opisuje Żyła. A potem był złoty skok. Na 105 metrów i rekord skoczni. Ile takich ma Żyła? - No chyba ten - śmieje się skoczek.

- Od przyjazdu na skocznię czułem ogromną energię w sobie i ogromny spokój. To jest taki stan, jak mi się udaje wypracować czasem. Strasznie dużo energii kosztuje, ale w trakcie to się tym nie przejmuję. Po tej próbnej, że mogę walczyć o zwycięstwo znowu. Potem się plan posypał, ale wróciłem - zaznacza.

Żyła w "bańce". Grał na gitarze do północy. "Potem się zdrzemłem, a potem dalej grałem"

Mistrz świata znów był w swojej "bańce", jak nazywa to polski sztab. - Ciężko się wprowadzić do tego mojego świata - opowiada. - Zadatki już gdzieś tam były po kwalifikacjach. A potem stosowałem swoje, trochę drastyczne metody. Nie będę mówił, bo to nie do sportu należy - najpierw nie chce zdradzić Żyła. Ale potem się otwiera. - Bo ja tak na gitarze dużo gram. Już nie mogę, ale gram. Dostaję takiego kopa, jakbym se dwa piwa wypił. Później jest wzrost energii i znów jest dobrze - opisuje. 

- Czuję się, jakby nic dookoła mnie nie było. Ja jestem i nic innego mnie nie interesuje. Co grałem na gitarze? Czego nie grałem? Chyba do północy grałem, potem się zdrzemłem, a potem dalej grałem, ha, ha. Także to pamiętam. Nic z tego nie lubię, bo już mnie palce bolały - twierdzi z nieznikającym z jego twarzy uśmiechem Polak.

Żyła odpoczął i uroił mu się plan. "A czemu nie zrobić tego znowu?"

W tym sezonie najlepsza forma Żyły pojawiła się podczas Turnieju Czterech Skoczni. To wtedy zajął drugie miejsce w Oberstdorfie, był tylko za Halvorem Egnerem Granerudem. - Wtedy poszedłem "full gaz" i mi brakło. Ciężko jest, bo organizm potrzebuje jeszcze odpoczynku po takim działaniu. Ja się drę, a nie wiem czemu. Po prostu tak mam, bo taki jest mój stan emocjonalny. Wiem, że trzeba oszczędzać energię. Ale nie, bo po co? Idę ogień i tyle. Nie umiem się zatrzymać, jestem rozpędzony - tłumaczy.

- W Oberstdorfie byłem w podobnym stanie i faktycznie miałem spadek już taki. Już nie dałem rady nic zrobić. Po konkursach PŚ w Lake Placid, w Stanach odpocząłem. Wtedy tydzień potrzebowałem i tak fajnie, w pełni odpocząłem. I mi się plan w głowie uroił: a czemu nie zrobić tego znowu? Ha, ha, ha - śmieje się Żyła. Jak szalony naukowiec, któremu właśnie wyszedł plan na epokowy wynalazek.

Małysz już pogratulował. Tylko Polacy bronili złota na normalnej skoczni

Żyła jako jedyny obok Adama Małysza obronił mistrzowski tytuł na normalnej skoczni. - Adam już pogratulował. To tak kurde, nie wierzyłem, że się w ogóle da obronić medal - przyznaje Żyła. To co, skacze po trzecie złoto i drugą obronę tytułu? - A muszę jeszcze dwa lata poskakać w takim razie. Energię mam i jak ją dobrze rozdysponuję to udaje mi się trafiać w te fajne tryby. To jest dla mnie najistotniejsze - podkreśla.

- Nowej energii dostaliśmy po zmianie trenera, nowej motywacji, której potrzebowaliśmy. Jakieś takie chęci do pracy. Po gorszym sezonie zresztą zazwyczaj tak jest, ale... - przerywa Żyła, bo doktor Aleksander Winiarski pokazuje, żeby już szli na kontrolę antydopingową. - Dobra, bo już mnie wzywają - kończy skoczek. A na skoczniach w Planicy gasną ostatnie światła w strefie dla dziennikarzy. Ale niech ten kolejny piękny dzień dla polskich skoków się nie kończy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.