Niebezpieczna mieszanka przed MŚ w Planicy. Porażka będzie trudna do wytłumaczenia

Jakub Balcerski
Mistrzostwa świata w Planicy mogą być kolejnym polskim świętem, ale także trudną do wytłumaczenia porażką. Wszystko znów spoczywa na barkach skoczków, którzy mają jednak ogromny potencjał, żeby znów spełnić wysokie oczekiwania. Sami byliby w stanie przyznać, że przed startem MŚ trudno nie powiedzieć: do Słowenii tylko po medal.

Nastroje w Polsce przed mistrzostwami świata w Planicy to niebezpieczna mieszanka. Niepokoju, bo najwięksi faworyci do medali z polskiej kadry - skoczkowie - ostatnio mieli mały kryzys i w spokoju trenowali, więc nie znamy ich aktualnej dyspozycji. Optymizmu, bo Polski Związek Narciarski i trener Thomas Thurnbichler mówią jednym głosem: chcemy dwóch medali, a jeden to już na pewno musi być. Dystansu i gotowości na rozczarowanie, bo trudno się spodziewać, żeby starty w skokach kobiet i kombinacji norweskiej nie miały gorzkiego posmaku tego, jak daleko jesteśmy od czołówki. I jednocześnie nadziei: na osiągniecie celów i sprawienie, że to będzie piękny czas dla polskiego narciarstwa.

Co otrzymamy, gdy połączymy wszystkie te składniki? Chyba najlepiej nazwać to niewiadomą. Bo efekt może być bardzo różny: od wielkiego rozczarowania, za które będzie można uznać brak medali i powrót do domu z niczym aż do nawiązania do najlepszych polskich wyników w historii mistrzostw świata - trzech, czy w ekstremalnie dobrym scenariuszu nawet czterech medali.

Zobacz wideo Nadchodzi "last dance" Kamila Stocha? "Ten trend się odwraca"

Trzeba zaufać skoczkom i trenerom. Tylko tak wrócimy z MŚ z uśmiechem

Dlaczego przewidzieć, jak to się rozwiąże, jeszcze przed startem mistrzostw jest bardzo trudno? W przypadku skoczków można zaufać sztabowi trenera Thomasa Thurnbichlera, który zapewnia, że sytuacja jest pod kontrolą, a spokojny trening u siebie i długi, jak na tempo tego sezonu, odpoczynek dają nadzieje na dobre wyniki. Z drugiej strony, Polacy przystąpią do walki o medale po najgorszym okresie od początku zimy i brakuje wyraźnego punktu odniesienia do tego, jak mogła zmienić się ich pozycja w światowej czołówce w ostatnich kilkunastu dniach przed konkursami w Planicy. Tę poznamy dopiero po wynikach treningów w Słowenii.

To zaufanie to jednak jedyna szansa na powrót z Planicy z uśmiechem. Dawid Kubacki takich szans i oczekiwań na medal przed MŚ nie miał jeszcze nigdy. Chyba ambicja samego skoczka nie pozwoli mu w pełni zaakceptować innego wyniku niż podium w Planicy, najlepiej nie jedno. W Turnieju Czterech Skoczni przegrał z Halvorem Egnerem Granerudem, teraz przegrywa też w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, znów z Norwegiem. To dla niego ostatnia szansa, żeby wykorzystać swoją szansę i przygotowaną na ten sezon świetną dyspozycję.

Piotr Żyła według trenerów i otoczenia kadry jest najszczęśliwszy od lat - trenuje mu się świetnie, znalazł świetny sposób na mentalne przygotowanie do rywalizacji, a i pozycję wśród najlepszych ma obecnie ugruntowaną. Też jest wśród kandydatów do medalu i też, jeśli go nie zgarnie, będzie raczej niepocieszony. Trzecią szansą na krążek będzie bez wątpienia polska drużyna. Jest w stanie powalczyć nawet o złoto, choć pewnie bardziej realistyczne będzie po prostu stanięcie na podium i jakikolwiek medal. O motywację przy tym konkursie nie trzeba będzie pytać Aleksandra Zniszczoła i Pawła Wąska - dla nich to największa dotychczasowa szansa na sukces na wielkiej imprezie w karierze.

Kamil Stoch? Już raz wrócił w wielkim stylu po kryzysie - w zeszłym sezonie, choć wtedy nie udowodnił tego medalem na igrzyskach w Pekinie. Teraz, mając przed sobą kolejny ważny cel, a do tego zawody w jednym z jego ulubionych miejsc na świecie, Planicy, znów będzie wygłodniały. Zwłaszcza że nabierał sił jeszcze dłużej niż koledzy. Oby tylko nie przerosły go ogromna ambicja i poprzeczka, którą wydaje się stawiać sobie każdego dnia coraz wyżej. Oczywiście, to domena najlepszych w sporcie, ale czasem można przesadzić i strącić ją, choć było już tak blisko minięcia kolejnej bariery. Wielkich mistrzów nie warto jednak lekceważyć.

Już osiem lat polskie narciarstwo klasyczne opiera się tylko na skokach. W Planicy nic się nie zmieni

W przypadku Polski od ośmiu lat mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym dzielą się na dwie kategorie: skoczków i całą resztę. Od 2015 roku i brązu duetu Justyny Kowalczyk z Sylwią Jaśkowiec czekamy na kolejny medal kogoś spoza kadry mężczyzn w skokach. W Planicy nic się nie zmieni, trudno dziś myśleć inaczej.

W przypadku skoków kobiet łatwiej mieć nadzieję na brak kompromitacji Pauliny Cieślar, Nicole Konderli, Kingi Rajdy i Anny Twardosz, niż realne cele do wypełnienia. W kombinacji norweskiej, gdzie wystartuje po jednym polskim rodzynku u kobiet i mężczyzn - Joanna Kil i Andrzej Szczechowicz - sytuacja wygląda podobnie, albo nawet gorzej. Co z biegami? Izabela Marcisz, Monika Skinder i Weronika Kaleta w czołówce jeszcze nie są, ale można mieć nadzieję, że choć trochę się do niej zbliżą i znów zbiorą doświadczenie, które wykorzystają w przyszłości. Dominik i Kamil Bury, a także Maciej Staręga i Sebastian Bryja pewnie postarają się o niespodzianki, choć trudno wróżyć, żeby nagle rywalizowali o czołowe pozycje. Mają własne oczekiwania, choć zapewne niewygórowane, bo i nie ma do takich podstaw.

W każdej z tych dyscyplin nic nie przyjdzie Polakom tak "łatwo", jak w skokach. Znów to na nich skupi się większość uwagi kibiców i ekspertów, ale to zostawia lukę, przestrzeń do działania w spokoju dla innych. Choć to musi iść w parze z pomysłem na system, który wypracuje odpowiednie wyniki. Niestety, to może jeszcze długo potrwać.

18 lat z co najmniej jednym medalem. Trudno byłoby znaleźć wytłumaczenie dla porażki

Polska od dziewięciu edycji mistrzostw świata i już 18 lat przywozi z nich co najmniej jeden medal. W ostatnim czasie najczęściej po dwa. Dlatego trudno się dziwić, że większość Polaków powie: do Planicy tylko po medal. Nie ma nic zaskakującego w tym, że kibice i eksperci nastawią się na sukces, a każdy inny wynik będą odbierać jako srogą porażkę. Kadra skoczków w ostatnich kilkunastu latach osiągnęła niezwykle dużo i niczego już nie musi, ale zawodnicy oszukiwaliby samych siebie, gdyby mówili, że to nie walka o najwyższe pozycje jest celem ich przyjazdu do Planicy.

Powiedzmy sobie wprost: dla braku medalu bardzo trudno będzie znaleźć wytłumaczenie. Bo polscy skoczkowie mają wszystko, żeby znów nie zawieść. I dlatego może lepiej w ogóle nie szukać wymówek. Potencjał na spełnienie oczekiwań w Słowenii jest spory, tego się trzymajmy. A na rozliczenia i tak przyjdzie czas. Oby w raju, jakim zawsze staje się planicka dolina, była okazja do świętowania nie tylko w lokalnym stylu, ale też po polsku.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.