Dyskusja na temat kombinezonów w skokach narciarskich trwa od lat. W ubiegłym sezonie pojawiło się sporo oskarżeń o oszustwa pod adresem Niemców. W tym - głośno było m.in. o kombinezonie Piotra Żyły. Prawdę postanowił teraz wyjawić jeden ze wciąż aktywnych zawodników. Anonimowo wypowiedział się dla szwajcarskiego tabloidu "Blick", gdzie stwierdził, że niemal każdy ma coś na sumieniu.
Skoczek nie pozostawił złudzeń. - Praktycznie wszyscy oszukują. W tej chwili nie można poważnie traktować kontroli sprzętu - rzucił wprost. Poza tym, że kontrolerzy nie radzą sobie z trikami zawodników, to dodatkowo mają bardzo mało czasu na wykonanie pomiaru. W trakcie konkursu są w stanie skontrolować maksymalnie 80 proc. stawki.
Wiadomo, że ów odważny skoczek startował w ostatni weekend w zawodach na Kulm. Sam z resztą również używał nieregulaminowego sprzętu. To wtedy pokazał dziennikarzom "Blicka", w jaki sposób oszukuje kontrolerów. - Podciągam kombinezon tak, że mam chwilowo dużo więcej materiału na ramionach - wyznał. W momencie, gdy opuścił kombinezon, więcej materiału znalazło się na wysokości kroku, co w powietrzu daje mu większą powierzchnię nośną.
Zdaniem skoczka takie działanie w Pucharze Świata to codzienność. - Praktycznie wszyscy oszukują, więc muszę się z tym pogodzić, inaczej nie miałbym szans. Powinno się podjąć działania już wcześniej. Teraz kontrolerzy są bezsilni, inaczej musieliby zdyskwalifikować połowę listy startowej - stwierdził.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl.
Na te rewelacje odpowiedział już odpowiedzialny za kontrole w męskim Pucharze Świata Christian Kathol. - Zdjęcia wykonane na belce startowej lub podczas hamowania nie mają nic wspólnego z postawą, z jaką zawodnik przybiera, gdy jest kontrolowany - przyznał. Dodał także, że sposób pomiaru nie jest idealny i FIS rozważa wprowadzenie w przyszłości pomiarów cyfrowych. Postulował także wprowadzenie większej liczby kontrolerów.