W Bad Mitterndorf w pierwszym konkursie weekendu Pucharu Świata były niezwykle dalekie loty, jak te na 243 metry Timiego Zajca, który ten musiał skracać już od punktu K skoczni Kulm, ale pojawiły się też zdecydowanie za krótkie jak na zawody dla lotników. Najkrócej - zaledwie 117 metrów - skoczył Pius Paschke.
Próba Niemca przypadła na najbardziej kontrowersyjny moment zawodów. Blisko połowy pierwszej serii na zeskoku wiało coraz mocniej pod narty - w wielu przypadkach blisko metra na sekundę w uśrednionym pomiarze. Już po skoku czternastego na liście startowej Gregora Deschwandena ze Szwajcarii na 230,5 metra (0,99 metra na sekundę pod narty) obniżono belkę z dziesiątej, z której rozpoczynano zawody do ósmej. A po świetnym locie startującego z "17" Domena Prevca na 236 metrów jury zeszło jeszcze niżej - aż do szóstej platformy startowej.
Zarządzający zawodami zachowali się tak, jakby Prevc nie był jednym z zawodników o największych umiejętnościach wśród lotników, tylko skoczkiem z grupy teoretycznie słabych, którego poniosły warunki. A tak nie było. Wiatr wcale się nie wzmógł, a kolejni zawodnicy - w większości co najwyżej średnio skaczący na mamutach - nie radzili sobie z pokonaniem nawet buli skoczni Kulm: Giovanni Bresadola uzyskał 126, Stephan Leyhe 147,5, Constantin Schmid 149,5, a wspomniany Pius Paschke 119 metrów. Wszyscy nie weszli do drugiej serii.
Jury zareagowało dopiero po skokach dziewięciu zawodników, gdy doświadczony Robert Johansson z Norwegii osiągnął tylko 119 metrów i też pożegnał się z konkursem. On i pozostali "wycięci" skoczkowie nie mieli żadnych szans. Jury nagle się ocknęło i wróciło do ósmej belki, którą utrzymało już do końca pierwszej serii. Kilku trenerów na wieży tę decyzję skwitowało tylko śmiechem.
Zły po konkursie był przede wszystkim Markus Eisenbichler. W pierwszej serii puszczony właśnie z szóstej belki uzyskał tylko 200,5 metra i po zawodach nie wytrzymał. Po finałowym skoku na 209,5 metra ruszył do kamery i wskazał na górę skoczni. - Bez jaj, strasznie się tym przejąłem. J***ć to! - mówił wściekły nawet nie po niemiecku, a po bawarsku. Tymi słowami zasugerował, że cała sytuacja miała też wpływ na jego drugą próbę, do której nie był w stanie odpowiednio się skoncentrować.
Potem uderzył też w jury w rozmowie z telewizją ZDF. - Czułem się, jakby zrobili ze mnie głupca, gdy podwyższyli belkę zaledwie skok po mnie - mówił Niemiec. - Z tak niskiej belki, jak szósta, jeśli nie powieje, trudno jest odlecieć - dodał.
- Jestem dość zły. Mój skok nie był optymalny, ale z tej belki już nic nie zadziałało. Robi się nieciekawie, gdy jeździmy tak nisko - ocenił za to Constantin Schmid.
Niemcy nie są jednak jedynymi zawodnikami krytykującymi tak niskie ustawienie belki. - Nie wiem, kogo wkurzyłem tam na górze, ale nie dostałem żadnego wsparcia. Pokazywałem już, że wiem, jak się lata. A oni wciąż uznają mnie za skoczka drugiej kategorii - stwierdził Ziga Jelar, zdobywca małej Kryształowej Kuli za PŚ w lotach za zeszły sezon, cytowany przez portal telewizji RTV Slovenija.
- Może muszę jeszcze się poprawić i kogoś "zaskoczyć", udowodnić, że to oni się mylą. Jestem spokojny, zrelaksowany, cieszę się lotami, ale w kolejnych zawodach ktoś nie pozwala mi sięgnąć po najwyższe miejsca - dodał Słoweniec, który po skokach na 212,5 i 200 metrów skończył zawody na siódmym miejscu.
W przypadku obu sobotnich lotów Jelar musiał przez długi czas - od mniej więcej 150. metra - szorować tyłami nart po śniegu. "Nie wiem, czy to byłoby możliwe w przypadku gorszego skoku" - napisał, publikując filmik z finałowego skoku z perspektywy spod skoczni na Twitterze.
"Gdy do skoków narciarskich wprowadzono przeliczniki za wiatr i belkę, wydawało się, że rywalizacja będzie i płynna, i sprawiedliwa. Ale minęły lata, a zawodnicy są "wycinani" przez wiatr bez żadnej reakcji jury na zmianę warunków" - pisał dziennikarz Sport.pl, Karol Górka już po zawodach w Zakopanem.
Od tego momentu w zasadzie nie ma konkursu, gdy nie pojawia się sytuacja, w której jury popełnia choćby delikatny błąd. Ten na Kulm mocno wpłynął na przebieg zawodów i kilku skoczkom wręcz uniemożliwił uzyskanie dobrego rezultatu. Jest tak oczywisty, że można go uznać za kompromitację działaczy. Krytyka nie płynie już tylko z - jak twierdzi Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) - przewrażliwionych na punkcie skoków i doszukujących się spisków polskich ekspertów, czy dziennikarzy, a bezpośrednio od skoczków.
Może taki głos wreszcie wpłynie nieco na zarządzanie zawodami i zwróci uwagę na niekompetencję niektórych odpowiedzialnych za kontrolę nad konkursami. Niedzielną rywalizację indywidualną w Austrii zaplanowano na 14:15. Kwalifikacje ruszą o 12:45. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.