Sensacja. Pogroził palcem tym, którzy już go skreślili. Wielki powrót po kryzysie

Jakub Balcerski
Konkurs w Sapporo może się okazać punktem zwrotnym dla Ryoyu Kobayashiego. Japończyk wygrał pierwszy raz w tym sezonie i pogroził palcem tym, którzy już go skreślili. Pozostali skoczkowie kadry gospodarzy zawodów nadal poszukują formy, ale powrót na szczyt mistrza olimpijskiego sprzed roku może się okazać pierwszym krokiem do zażegnania wielkiego kryzysu, jaki dotykał jedną z potęg świata skoków.

Przed zawodami w Sapporo nastroje w Japonii były fatalne. Wielki kryzys, odległe pozycje i poszukiwanie formy wraz z odpuszczaniem startów. Kto by przypuszczał, że już pierwszy konkurs na ich domowej skoczni przyniesie zupełną odmianę? Zwycięstwo Ryoyu Kobayashiego na Okurayamie daje nadzieję, że dla niedawnego dominatora Pucharu Świata i jego kolegów z kadry to nie jest jeszcze stracony sezon.

Zobacz wideo Adam Małysz pokazał, jak naprawdę wygląda jego codzienna praca w roli prezesa

Po trzynastu konkursach sezonu 2021/2022 najlepszy z Japończyków Ryoyu Kobayashi był zdecydowanym liderem Pucharu Świata i świeżo po zdobyciu Złotego Orła - wygranej w 70. Turnieju Czterech Skoczni. Stał się faworytem do olimpijskiego złota w Pekinie i Kryształowej Kuli. I oba te trofea później zgarnął. Nie było nawet najmniejszego znaku, że jego gwiazda, świecąca w tym momencie najjaśniej, odkąd zaczął skakać, nagle może zacząć gasnąć.

Teraz, po trzynastu konkursach i przed zawodami w Sapporo Kobayashi znów był najlepszym z Japończyków, ale w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata zajmował dopiero 21. miejsce z dorobkiem 161 punktów. Żeby znaleźć tak słabego lidera tej kadry, trzeba cofnąć się aż o sześć lat. W styczniu 2017 roku Daiki Ito był jeszcze o dwie pozycje niżej i miał 124 punkty. To pokazuje, w jakim dołku znalazły się japońskie skoki.

Kobayashi zakłamywał rzeczywistość. Aż u Japończyków wybrzmiały ostatnie alarmy

- Wcale nie skaczę źle, wyniki nie są najgorsze. Chcę je poprawić, ale potrafię je zaakceptować - mówił w oszczędnych słowach na konferencji prasowej przed Turniejem Czterech Skoczni Ryoyu Kobayashi. Nie chciał chyba dobijać samego siebie i hamował się, żeby nie mówić o własnych błędach i problemach. Na pytanie o to, co może poprawić, rzucał tajemniczo, ale i wymownie: "Wszystko".

Na początku 2022 roku spokojnie wygrywał TCS. Był nawet bliski drugiego Wielkiego Szlema, nie stawał na najwyższym stopniu podium jedyni po konkursie w Bischofshofen. Adam Małysz chciał przed nim zdejmować czapkę z szacunku, niewielu rywali miało nawet szansę nawiązać z nim walkę. Dlatego tak dziwnie oglądało się, jak zaledwie rok później od Kobayashiego na skoczni momentami biła kompletna bezradność.

- Mówi, że już sam zrozumiał, dlaczego jest tak źle. Twierdzi, że za mało trenował. Że w poprzednich latach było inaczej - przekazał nam w Bischofshofen Markus Neitzel, niemiecki misjonarz, który podczas Turnieju zawsze tłumaczy dla dziennikarzy spoza Japonii wypowiedzi tamtejszych skoczków. Na próby Kobayashiego od kilku tygodni patrzyło się przykro. Tak samo, a może jeszcze bardziej w przypadku jego kolegów z kadry. Kryzys trwał w najlepsze i zmusił Japończyków do radykalnego, ale ważnego kroku - odpuszczenia weekendu Pucharu Świata w Zakopanem na rzecz spokojnego treningu w Sapporo. W domowych zawodach cyklu chcieli się zaprezentować przynajmniej przyzwoicie. Z niepokojem patrzyli już zresztą także na najważniejszy cel tego sezonu: mistrzostwa świata w Planicy. U Japończyków wybrzmiały ostatnie alarmy i zaczęło się poszukiwanie ostatecznych rozwiązań, ratunku wobec braku formy.

Zupan: Ryoyu sam dobrze wie, jak przepracował lato

Ale żeby znaleźć rozwiązanie, najlepiej dotrzeć także do przyczyny problemów. - Wszyscy widzieliście poziom skoków z ostatnich konkursów i że nie jest obiecujący. Mam nadzieję, że dni spędzone w Sapporo pozwolą im trochę odpocząć i spokojnie potrenować, ale nie oszukujmy się, trudno oczekiwać cudów - przekazał Sport.pl Matjaz Zupan, trener klubu Tsuchiya, w którym współpracuje m.in. z Ryoyu Kobyashim. Rozmawialiśmy ze Słoweńcem po pierwszych treningowych skokach jego zawodnika w Sapporo.

- Ryoyu i pozostałym zawodnikom na pewno brakuje dużo w technice. Nie wiem, jak inni wypadają w kontekście przygotowania fizycznego, bo tego tak dobrze nie śledzę. Ale Ryoyu sam dobrze wie, jak przepracował lato. Nawet on mówi, że czuje, że nie jest w pełni gotowy. Że nie jest perfekcyjnie i że mógł się przyłożyć bardziej, choć po tak świetnym sezonie, jak poprzedni, doszły mu także inne obowiązki. Obecnie zaczyna to wyglądać lepiej, z każdym skokiem. Widzę, że lepiej pracują jego nogi, jest świadomy pracy, jaką musi wykonać. Jeśli złoży wszystkie brakujące elementy w całość, to nagle okazuje się, że jest w stanie rywalizować także z najlepszymi. Zyskuje 5-10 metrów i pufff! Jest tam, gdzie chciałby być od początku. Czasem ciężko mu to jednak wykonać. W Pucharze Świata nie wolno popełniać zbyt wielu błędów, a te przydarzały mu się ostatnio bardzo często - ocenił Zupan.

Innym dużym problemem, który mógł wpływać na dotychczasową formę Japończyków i jaki często jako pierwszy przychodzi na myśl w ich przypadku to rzadki kontakt z trenerem. Przez to, jak pracę kadry narodowej układa tamtejszy związek i jakie odległości trzeba pokonywać w drodze na konkursy, wracając do kraju, czy wylatując na obozy szkoleniowe, często wychodzi z tego, że Japończycy z właściwymi trenerami na miejscu pracują raz na kilka miesięcy. Nie inaczej jest w tym przypadku. Choć Zupan przyjeżdża na konkursy Pucharu Świata, to twierdzi, że ostatni spokojny trening z Kobayashim w Japonii odbył latem. Jesienią skoczkowie przylecieli do Słowenii i tam też udało im się przeprowadzić kilka sesji.

Na najwyższym światowym poziomie kilka treningów to jednak za mało, żeby wypracować to, czego wymaga przygotowanie do rywalizacji w czołówce w trakcie sezonu. A reszta sesji spędzonych ze szkoleniowcami z japońskiego sztabu to jednak zupełnie co innego. Zwłaszcza że o formie innych zawodników, niż ci, którymi się zajmuje Zupan woli się nie wypowiadać. Milczy także w sprawie pozostałych trenerów.

Jeden z najsłabszych bolidów w stawce. "Proces prób i błędów"

Zupan podejrzewa za to, że spory wpływ na kryzys Japończyków mogły mieć kwestie sprzętowe. - Czasem, gdy zmieniają się zasady, a FIS tego lata i jesieni zmieniła zarówno przepisy dotyczące pomiarów zawodników, jak i tego, w jaki sposób tworzyć kombinezony, w Japonii wszyscy potrzebują trochę więcej czasu na odpowiedni dobór materiału, krojów i dostosowanie się do przepisów - wyjaśnił szkoleniowiec.

Na tamtejszych kadrach wyjątkowo odbiła się także sytuacja z igrzysk olimpijskich w Pekinie. Chyba na żadną reprezentację dyskwalifikacja w konkursie mikstów nie miała aż takiego wpływu. Kontrowersje i dyskusja na temat kontroli sprzętu pojawiła się wszędzie, ale w Japonii do dyskwalifikacji podchodzi się zupełnie inaczej. Tam "DSQ" oznacza "oszustwo". I dlatego od wiosny aż do połowy lata przygotowujący sprzęt dla japońskich narciarzy mieli jedną, prostą wytyczną: lepiej zostać nieco w tyle niż ryzykować i ponownie narazić siebie, czy nawet całą swoją reprezentację na przypięcie łatki oszustów.

Wraz z kolejnymi miesiącami Japończycy powoli od tego odchodzili i przygotowywali się normalnie. Rozwój był jednak zbyt wolny. Ma to również związek z tym, że część kombinezonów przygotowanych na ten sezon po prostu nie była najlepszej jakości. I często przez to nie mieściła się w przepisach FIS-u - jak choćby strój Ryoyu Kobayashiego z pierwszego weekendu w Wiśle, gdy został zdyskwalifikowany za przekroczenie limitu przepuszczalności powietrza. Sztab długo miał problem z zastąpieniem słabszego lub nawet nieregulaminowego materiału, bo trudno dostarcza im się sprzęt z Japonii do Europy w trakcie sezonu. A jeśli z tym dostarczonym coś będzie nie tak, to ze względu na współpracę z japońską firmą Mizuno, a nie europejskimi dostawcami materiału, trudno będzie usprawnić kombinezony naprawdę szybko.

Sam wpływ jakości sprzętu na skoki Japończyków dość wymownie skomentował Naoki Nakamura. Zawodnik wstawił na swój profil na Twitterze zdjęcia swoje i bolidu Red Bulla z Formuły 1, porównując oba sporty i pisząc, że "w procesie prób i błędów w poszukiwaniu odpowiedniego sprzętu/bolidu, łatwo ponieść porażkę, lub zostać zdyskwalifikowanym". Stosując tę analogię, łatwo przyznać, że Japończycy dysponują w tym sezonie jednym z najsłabszych bolidów w stawce.

Kobayashi pokazał, że nie wolno go skreślać. Punkt zwrotny?

Albo dysponowali do tej pory. Wygląda na to, że spokojny trening w Japonii i odświeżenie garderoby o nowe materiały i uszyte z nich kombinezony przyniosło im wiele. A przynajmniej Ryoyu Kobayashiemu, bo reszta jego kolegów wciąż nie może odnaleźć formy. Im pewnie zajmie to więcej czasu, ale za to zdobywca Kryształowej Kuli za zeszły sezon pokonał wszystkich największych faworytów z Halvorem Elverem Granerudem i Dawidem Kubackim na czele. Sprawił sensację i wygrał pierwszy konkurs w tym sezonie.

To znak, że Kobayashi może być jeszcze groźny w tym sezonie, że żadnego ostatniego słowa jeszcze nie powiedział. Technicznie jego skoki wyglądały już dość podobnie do tych z czasów dominacji w Pucharze Świata. Nadal nie będzie się go traktowało jako zawodnika ścisłej czołówki - do tego potrzeba potwierdzenia tak dobrych wyników w kilku startach, ale pogroził palcem i pokazał, że nie wolno go skreślać. 

To może być punkt zwrotny tego sezonu dla 26-latka. W Sapporo ma jeszcze dwa konkursy, w których może potwierdzić swoją rosnącą formę dobrymi wynikami. W sobotę zawody zaplanowano na 8:00, a w niedzielę na 2:30 polskiego czasu. Relacje na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.

Więcej o: