Niedzielny konkurs Pucharu Świata w Zakopanem nie ułożył się po myśli Dawida Kubackiego. Polak z dużą przewagą prowadził po pierwszej serii, ale w drugim skoku skrzywdziło go jury. Został puszczony przy bardzo niekorzystnych warunkach - miał dodane ponad 20 punktów za wiatr z tyłu skoczni - i wylądował na 124 metrze. To nie wystarczyło, by wyprzedzić Halvora Egnera Graneruda - lider PŚ przegrał o 1,1 pkt. Po konkursie zarówno kadra Biało-Czerwonych, jak i polscy kibice byli wściekli na Borka Sedlaka. Ich zdaniem Czech powinien wstrzymać się z zapaleniem zielonego światła dla Kubackiego, do czasu poprawienia się warunków. Teraz głos w sprawie zabrał sam zainteresowany.
Sedlak udzielił wywiadu dla portalu Interia, w którym podkreślił, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Działał zgodnie z procedurami i wytycznymi, a że skoki narciarskie to sport rozgrywany na świeżym powietrzu, to warunki w każdej chwili mogą ulec pogorszeniu.
- Nie ma znaczenia czy jesteś numerem jeden, czy zawodnikiem w żółtym plastronie lidera Pucharu Świata. Nigdy. Podkreślam to. Nigdy nie działałbym przeciwko sportowcowi. W sezonie mamy około 35 zawodów, więc najwyraźniej jednego dnia masz szczęście, a innego pecha do warunków wietrznych. (...) W tych zawodach kierunek wiatru zmieniał się ze skoczka na skoczka. To były bardzo trudne zawody do prowadzenia - zaznaczył Sedlak.
Wiele osób uważa jednak, że konkurs był bardzo niesprawiedliwy i to nie tylko ze względu na warunki, ale przede wszystkim decyzje jury. Pokazała to sytuacja z Kamilem Stochem czy Stefanem Kraftem, o czym więcej pisaliśmy ->>> TUTAJ. Jednak największe kuriozum nastąpiło przy skoku Dawida Kubackiego. Gdy Polak zasiadł po raz pierwszy na belce, system pokazał, że musi skoczyć 135 m, by wygrać zawody. Sedlak czekał z zapaleniem światła, a w tym czasie w około 15 sekund zerwała się wichura z wiatrem w plecy. Potwierdziła to także zielona linia, która nagle przesunęła się ze 135 na 123 metry. I wtedy Czech pozwolił oddać skok Polakowi, który poleciał "na stracenie".
Więcej treści sportowych na stronie głównej Gazeta.pl
Sedlak nie przejmuje się jednak krytyką i po raz kolejny podkreślił, że dziś podjąłby taką samą decyzję. Jego zdaniem postąpił zgodnie z przepisami i wytycznymi.
- Dawid miał pecha, że skakał w czasie tylnego wiatru, który miał podobną siłę, jak np. u Daniela Tschofeniga i Kamila Stocha. (...) Żal mi Dawida, reprezentacji Polski i kibiców, ale gdybym stanął jeszcze przed taką sytuacją, zareagowałbym dokładnie tak samo. Nie jest ważne dla mnie, czy na belce siedzi Dawid, czy jakikolwiek inny sportowiec, bo przepisy są takie same dla wszystkich - zakończył.
Innego zdania był Thomas Thurbichler. - Porozmawiałem z Borkiem Sedlakiem po tych zawodach. Wiecie, to on na koniec decyduje, że wiatr był w korytarzu, więc wszystko odbyło się zgodnie z zasadami. Tylko że czasami trzeba podjąć decyzję dla dobra sportu i sportowców. Gdybym ja był na miejscu Borka Sedlaka, to prawdopodobnie ściągnąłbym Dawida z belki i poczekał na bardziej wyrównane warunki - podkreślił trener w rozmowie ze Sport.pl.
Kolejne zawody PŚ w skokach narciarskich odbędą się w japońskim Sapporo. Od piątku do niedzieli na Okurayamie zaplanowano aż trzy konkursy indywidualne. Pierwszy już 20 stycznia o 8:00 czasu polskiego. Polacy wystartują w Japonii w składzie Dawid Kubacki, Kamil Stoch, Piotr Żyła, Paweł Wąsek i Aleksander Zniszczoł.