W sobotę zabrakło punktu, a w niedzielę o 0,1 punktu więcej. Polacy skończyli weekend Pucharu Świata w Zakopanem z dwoma drugimi miejscami - w drużynówce za Austrią, a w konkursie indywidualnym po porażce Dawida Kubackiego z Halvorem Egnerem Granerudem.
- To był emocjonujący weekend. Mamy dwa podia, wspaniale, że Janek Habdas, choć jest tak młody, zdobył punkty i to przed tym niezwykłym tłumem kibiców u siebie, do tego punktował także Olek Zniszczoł. Może szczęście nie było po naszej stronie dzisiaj, wczoraj zresztą też. Może na to nie zasłużyliśmy, może musimy czekać na to kolejny rok - mówi po wszystkim trener polskiej kadry Thomas Thurnbichler.
Austriak nie ukrywa jednak, że po konkursie nie było w nim tylko pozytywnych emocji. Szkoleniowiec wściekł się na warunki, w jakich asystent dyrektora Pucharu Świata, Borek Sedlak, pozwolił na start Dawidowi Kubackiemu. Polak prowadził po pierwszej serii, miał 8,7 punktu nad drugim zawodnikiem, ale skoczył tylko 124 metry i przegrał z Halvorem Egnerem Granerudem, który na półmetku tracił do niego aż 15,8 punktu. Norweg miał dodane zaledwie 3,4 punktu za wiatr z tyłu skoczni, a Polak 20,1. Został puszczony na stracenie.
- Dawid wykonał niesamowitą robotę. Jego skoki były świetne. W drugiej serii nie miał szans - ocenia Thurnbichler. - Nie wiem, czy znalazłby się inny zawodnik na świecie, który w tych warunkach i z tej belki dokonałby tego, co Dawid. Kiedy "masz na sobie" wiatr z tyłu skoczni, nie czujesz nart, musisz poczekać aż one odpowiednio ułożą się w powietrzu. Tracisz wtedy rotację, która sprawia, że twoje skoki przynoszą zakładane efekty. Jest pewien moment, w skokach dobrze widać, gdy wpływ warunków jest zbyt duży. Wtedy nic już nie możesz zrobić - dodaje.
Jak na sytuację jeszcze na wieży zareagował Thurnbichler? - Jedyne, co ja mogę zrobić, to zaczekać aż warunki nieco się poprawią. Wcześniej zmieniały się bardzo szybko i często, więc próbowałem je wyczekać. Nic z tego nie wyszło - twierdzi Austriak.
- Tuż po zawodach byłem zły. Teraz gdy emocje już nieco opadły, cieszę się dobrym występem drużyny. Wciąż pozostajemy z zaledwie jednym konkursem bez podium w tym roku i to niesamowite. Musimy brać to, co nam zostawił los - wskazuje trener.
Czy Thurnbichler planuje rozmowę z Borkiem Sedlakiem, kluczowymi osobami z Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) i pozostałymi członkami jury? - Taki jest plan, zaraz to zrobię. Pójdę do jury i trochę z nimi porozmawiam. Oczywiście, warunki mieściły się w przyjętym korytarzu, co do zasady wszystko jest odpowiednio wykonane - zaznacza Thurnbichler.
- Ale czy korytarz był odpowiedni? - podsuwamy pytanie szkoleniowcowi. - Właśnie. Bo czasem nie jest. W tej sytuacji, gdy masz konkurs z bardzo zmiennymi warunkami, korytarz musi być szeroki, bo inaczej zawody potrwałyby cztery, albo nawet pięć godzin. Ale czasem możesz podjąć decyzję dla dobra sprawiedliwych zawodów, dla zawodników i ja bym tak zrobił - podkreśla Thomas Thurnbichler.
Teraz rywalizacja w Pucharze Świata przeniesie się do Japonii i Sapporo. Thurnbichler zdecydował, że poleci tam tylko piątka Polaków: Dawid Kubacki, Kamil Stoch, Piotr Żyła, Paweł Wąsek i Aleksander Zniszczoł. Zawody - aż trzy konkursy indywidualne - zaplanowano w dniach 20-22 stycznia. Relacje na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.