- Po konkursie rozmawialiśmy z Thomasem Thurbichlerem i ludźmi z Polskiego Związku Narciarskiego. Chodziło oczywiście o sytuacje z udziałem Dawida Kubackiego w drugim skoku. Z naszej strony sytuacja wygląda tak, że to jest absolutnie normalna sytuacja w zawodach. Takich sytuacji mamy dziesiątki w sezonie. Niestety, czasem jest tak, że masz szczęście, a czasami tego szczęścia nie masz. Nie mamy wpływu na to, co wydarzy się już po zapaleniu zielonego światła. W przypadku Kubackiego wszystko odbyło się w korytarzu - powiedział nam Sandro Pertile, dyrektor Pucharu Świata.
Według osób przebywających na wieży sędziowskiej słychać, że Borek Sedlak miał być wręcz zdruzgotany końcówką konkursu. Opuszczał skocznie zakapturzony i długo po zawodach.
Po weekendzie Pucharu Świata w Zakopanem polscy kibice mogą być wręcz wściekli na działanie Borka Sedlaka odpowiedzialnego za startowanie zawodników. W sobotę Polacy o jeden punkt przegrali walkę o zwycięstwo w konkursie drużynowym, gdzie Kubacki w ostatnim skoku skakał w fatalnych warunkach. A w niedzielę Dawid Kubacki o 1,6 pkt przegrał "wygrany" konkurs indywidualny. Niestety w niedzielę Polacy mieli kolosalnego pecha do warunków atmosferycznych. Nie dość, że w pierwszej serii odpadł Piotr Żyła, to w zarówno Kamil Stoch, jak i Dawid Kubacki w obu skokach skakali w bardzo złych warunkach.
- Porozmawiałem z Borkiem Sedlakiem po tych zawodach. Wiecie, na koniec decyduje to, że wiatr był w korytarzu, więc wszystko odbyło się zgodnie z zasadami. Tylko że czasami trzeba podjąć decyzję dla dobra sportu i sportowców. Gdybym ja był na miejscu Borka Sedlaka, to prawdopodobnie ściągnąłbym Dawida z belki i poczekał na bardziej wyrównane warunki. Tylko że to jego praca, jego decyzje - mówił po konkursie Thomas Thurnbichler, trener polskiej kadry.
- Zawodnicy muszą być dyplomatyczni, ale ja jestem prezesem i mogę sobie pozwolić. Jestem bardzo zły na tę sytuację. Nie powinno tak być. Jesteśmy u siebie... Wiem, że to nie ma żadnego znaczenia, ale jest 20 tysięcy kibiców i wystarczyło odrobinę poczekać. Dawid jechał na końcu i dostał ponad 20 punktów za wiatr. A przed nim zawodnicy mieli kilka punktów dodanych. To ogromna różnica. Jak będę miał tylko okazję, to na pewno porozmawiam z Sandro Pertile. Wiadomo, że Borek Sedlak ma bardzo niewdzięczną robotę i nie chciałbym tego robić. Zawsze jest tak, że ci, co są starterami, to zwykle się jakoś ukrywają. I trudno z nimi porozmawiać - śmiał się Adam Małysz, prezes PZN po niedzielnym konkursie
Gdy Kamil Stoch w drugiej serii siadł na belce, system pokazał, że musi skoczyć 144,5 metra do objęcia prowadzenia. Polak miał dobry wiatr i czekał długo - nie dostał jednak zielonego światła. Po chwili usiadł na belce i miał już bardzo mocny wiatr w plecy, za który dodano mu aż 18 punktów. Chwile później... na belce usiadł Stefan Kraft i system pokazał, że musi skoczyć 145 metrów, po czym... zapaliło się zielone światło i Kraft oddał kapitalny skok na 145,5 metra (znakomicie wylądowany telemarkiem). Największe kuriozum pokazujące niesprawiedliwość rywalizacji pokazał skok Dawida Kubackiego. W momencie, gdy Kubacki siedział na belce system "to beat" pokazywał, że Polak musi skoczyć 135 metrów, by wygrać konkurs. Sedlak czekał z zapaleniem światła, a w tym czasie w około 15 sekund zerwała się wichura z wiatrem w plecy. Potwierdziła to także zielona linia, która nagle przesunęła się ze 135 na 123 metry! W takich warunkach nie było absolutnie żadnych szans na oddanie dobrego skoku.
Oczywiście zawsze jury będzie broniło się tym, że wiatr był w korytarzu. Tylko że kompletnie cierpi na tym rywalizacji fair play. Cierpi na tym mocno zszargany już PR skoków narciarskich, od których odwracają się kibice. Ci doskonale widzą, że w takich sytuacjach brakuje po prostu kompetencji i zarządzania sytuacją na skoczni. Ba, kilka tygodni temu Łukasz Kruczek pokazał na mistrzostwach Polski w Wiśle, jak można poprowadzić bardzo loteryjny konkurs. Starał się wyrównywać szanse skoczków i robił to niezwykle dobrze. W przeszłości Miran Tepes też potrafił to robić. A zdaje się, że u Borka Sedlaka czasem brakuje wyobraźni i odpowiedniej dbałości o dobro sportowców.
W przypadku sytuacji z Kubackim nie chodzi o to, że wiatr był w korytarzu. Chodzi o to, że zielone światło zostało zapalone w sytuacji, gdy warunki mocno się pogarszały. W tej sytuacji warunki wręcz runęły. Żaden skoczek nie miałby możliwości, by polecieć w okolicę punktu konstrukcyjnego.
FIS powinien chronić faworytów i gwiazdy, szczególnie w decydujących momentach konkursów. Powinien działać tak, by każdy miał podobne szanse. A w tej sytuacji na podium mieliśmy pierwszego Graneruda, który za wiatr w drugiej serii miał doliczone zaledwie 3,4 (czyli bardzo dobry jak na ten konkurs wiatr), trzeciego Stefana Krafta (odjęte 8,4 pkt - czyli kapitalny na ten konkurs wiatr) i drugiego Dawida Kubackiego, który miał doliczone 20,1 pkt - czyli piekielnie trudne warunki. To nie jest sprawiedliwa rywalizacja. Każdy wie, że punkty doliczone punkty nie rekompensują w pełni wiatru. Do tego zawodnik traci także ogrom punktów na notach, bo sędziowie biorą pod uwagę tylko to, że krócej skoczył.