Ujawniamy tajemnice polskich skoczków. Thurnbichler tylko się zaśmiał

Piotr Majchrzak
Dlaczego Polscy skoczkowie z reguły w piątek, czyli dniu treningów i kwalifikacji wyglądają ospale i bez energii? Dlaczego, gdy przychodzi weekend, to nagle zyskują nowe siły? Zapytaliśmy o to Thomasa Thurnbichlera, trenera polskich skoczków. Austriak tylko się wymownie zaśmiał, a potem wyłożył całą tajemnicę przygotowania startowego.

W sobotę polscy skoczkowie narciarscy po 721 dniach powrócili na drużynowe podium Pucharu Świata. Do zwycięstwa w Zakopanem polskim skoczkom zabrakło zaledwie jednego punktu. W niedzielę czeka nas konkurs indywidualny i możemy spodziewać się kolejnych dobrych wyników. 

Zobacz wideo Kamil Stoch ocenia: Było super, magicznie. Bardzo czekałem

Kolejny raz w sezonie potwierdziło się, że polscy skoczkowie w piątki na skoczni wyglądają niewyraźnie. Sprawiają wrażenie, że brakuje im energii i świeżości, ale gdy przychodzą zawody, to nagle zyskują wigor. Nagle ich skoki są zdecydowanie lepsze. Z energią i szybkością w powietrzu. 

Gdybyśmy policzyli wyniki naszej drużyny z piątkowych kwalifikacji, to okaże się, że biało-czerwoni zajęliby w piątek dopiero czwarte miejsce w konkursie drużynowym. Do pierwszej Austrii w czterech skokach stracilibyśmy ponad 30 punktów! Tymczasem w sobotę Polacy skakali rewelacyjnie i do faworyzowanej Austrii stracili zaledwie jeden punkt. Mogli nawet wygrać.  

Wielka tajemnica kadry Thurnbichlera. Sztab robi to kapitalnie

W poprzednich sezonach reprezentacja Polski miała ogromne problemy w niedzielnych konkursach. Polacy świetnie zaczynali weekend, ale im dalej w weekend, tym tracili coraz więcej sił. A skoki stawały się krótsze. Najbardziej było to widać w próbach Kamila Stocha, który w niedzielę praktycznie zawsze wyglądał zdecydowanie gorzej niż w sobotę. Inni też mieli problemy. Już dwa lata temu alarmowaliśmy, że coś jest nie tak z bezpośrednim przygotowaniem startowym. Zaczął to również dostrzegać Adam Małysz. Mówił, że trzeba się temu bacznie przyjrzeć. W ostatnich sześciu latach za przygotowanie fizyczne skoczków odpowiadał doktor Harald Pernitsch - współpracownik kadry, ale teraz odpowiada za to głównie Thomas Thurnbichler. Pomaga mu także Marc Noelke, choć on zajmuje się kwestiami bardziej mentalnymi. I trzeba przyznać, że nasz sztab robi to kapitalnie.  

O wielką różnicę w piątkowych i weekendowych skokach zapytaliśmy Thomasa Thurnbichlera. Czy takie wyniki są przypadkiem, czy mają jakąś korelację z przygotowaniem startowym?

- Zwykliśmy zawsze w piątek robić aktywację mięśni (to mocniejszy trening na siłowni i sali gimnastycznej, który ma zbudować odpowiednią moc w mięśniach na zawody - przyp. red). Dlatego nogi w piątek nie są odpowiednio świeże i te skoki czasem nie wyglądają tak, jak powinny. Nogi są zmęczone obciążeniami, z którymi zawodnicy ćwiczą w piątki i nie jest im łatwo skakać. Ale właśnie dzięki temu dzień później zawsze jest dużo lepiej - mówił nam po zawodach.

Tak naprawdę większość trenerów w piątek robi aktywację mięśni, ale akurat w tym sezonie w naszej kadrze wygląda ona nadspodziewanie dobrze. Na skoczni często decydują centymetry, a poza skocznią detale, które mają ogromny wpływ na skoki. I właśnie to odróżnia trenera dobrego od bardzo dobrego. 

Zmianę dostrzega także prezes PZN. - Tak, też to widzę. To jest kunszt trenera i jego system. Każdy trener do tego inaczej podchodzi. Wiadomo, że taki styl pracy musi być dopasowany do zawodnika, bo nie każdy skoczek lubi taki trening i zrobienie takiej kompensacji dzień przed zawodami. Zazwyczaj jest to taki trening na siłowni, który pobudza mięśnie. Na początku skoczek jest trochę zmęczony, ale do zawodów zdąży się wyświeżyć. I wtedy noga pracuje zdecydowanie lepiej - mówił nam prezes PZN Adam Małysz, którego zapytaliśmy o to już przed Turniejem Czterech Skoczni.

Gigantyczna praca dzieje się w piątkowy wieczór 

Nasi trenerzy zwykle pracują tak, że pierwsza szybka analiza skoku odbywa się zaraz po zawodach. Czasami Thurnbichler jeszcze w mix zonie tłumaczy skoczkom jakieś błędy popełnione w czasie skoku. Dopiero po kolacji trenerzy spokojnie spotykają się ze sobą i rozmawiają o tym, co było dobre, a co wymaga poprawy. Tak tez było w piątkowy wieczór w Zakopanem. Z kolei w sobotę wprowadzane są już małe zmiany, które potem ćwiczone są np. w imitacji odbicia na przedkonkursowym rozruchu. 

- W piątek wieczorem zrobiliśmy naprawdę bardzo długą analizę wśród trenerów. Staraliśmy się znaleźć kluczowe punkty, które pozwolą nam oddawać bardziej efektywne skoki w zawodach. Rano w sobotę porozmawialiśmy z zawodnikami i przekazaliśmy im kilka naprawdę bardzo prostych zadań do wykonania w konkursie. Mieliśmy też znowu małą wspólną grę drużynową, która pozwala budować ducha drużyny. Dlatego mieliśmy naprawdę dobrą atmosferę od samego początku dnia i przenieśliśmy to na konkurs. 

To akurat wielka przewaga Thurnbichlera nad innymi trenerami. Austriak mimo młodego wieku jest dobrze wyedukowany, także teoretycznie (dzięki studiom wychowania fizycznego w Innsbrucku - przyp red.). Nie jest tylko praktykiem, ale ma również duże pojęcie o podstawowych aspektach fizjologicznych wpływających na trening. Zresztą najlepszym potwierdzeniem tych słów jest to, że na pierwsze zgrupowanie w kwietniu biało-czerwoni jechali niepewni tego, co zastaną. Jednak know-how nowego sztabu od razu przekonało ich do tej współpracy. I niemal od razu temu zaufali.

Niedziela będzie nasza? 

Gdy dokładnie analizowaliśmy skoki Polaków w tym sezonie, to praktycznie zawsze (z niewielkimi wyjątkami) zdarzało się, że nasi zawodnicy w regularnych weekendach Pucharu Świata lepiej wyglądali w niedzielnych konkursach. Przykładowo Dawid Kubacki w niedzielnych konkursach odniósł już trzy zwycięstwa. A w niedzielnym konkursie w Titisee-Neustadt wręcz znokautował rywali odskakując na 25,7 punktów. Lepiej wyglądały też skoki Kamila Stocha (nawet na początku sezonu w Wiśle w niedzielnych kwalifikacjach oddał kapitalny skok, choć potem został zdyskwalifikowany).

Takie wyniki nie są żadnym przypadkiem, a dobrze zaplanowanym treningiem przez sztab szkoleniowy. Thurnbichler pokazuje też, że jest w stanie fizycznie przygotować najstarszą kadrę w Pucharze Świata, co w ostatnich latach wydawało się zadaniem prawie że niewykonalnym. Czy to oznacza, że niedziela w Zakopanem będzie nasza? Są na to szanse, statystycznie nieco większe niż w sobotę.

Więcej o: