Dla Norwegów zwycięstwo Halvora Egnera Graneruda było pierwszym w TCS od szesnastu lat. Wtedy w klasyfikacji generalnej imprezy najlepszy okazał się Anders Jacobsen, ale on wygrywał jedynie zawody w Innsbrucku. Granerudowi zabrakło zwycięstwa tylko na Bergisel, bo triumfował na trzech pozostałych skoczniach. Ma też nową najlepszą notę w całej historii Turnieju.
- To naprawdę wyjątkowy dzień - opisywał swoje uczucia na konferencji prasowej Granerud. - Zwłaszcza mój drugi skok był spełnieniem jednego z moich niezliczonych marzeń o zapewnieniu sobie wygranej w Turnieju Czterech Skoczni tu, w Bischofshofen. I to skokiem, który pozwolił mi nie tylko na Złotego Orła, ale i zwycięstwo w konkursie. Wszystko w tej finałowej serii wyglądało tak, jak wymarzył to sobie 8-latek myślący o wielkiej przyszłości. Aż trudno mi uwierzyć, że mogę powiedzieć: doświadczyłem w rzeczywistości jednego ze snów, które miałem jako dzieciak. To niezwykłe, że w ogóle mogę tak powiedzieć - stwierdził.
Norwega podczas rywalizacji odwiedziła rodzina i znajomi, a także jego dziewczyna. - Moi rodzice są tutaj, ale nie było ich na całym Turnieju. Przyjechali na konkurs w Garmisch-Partenkirchen, potem wyjechali na Innsbruck, bo byli tam już dwukrotnie. I cóż, na Bergisel poszło mi ciut lepiej, niż zazwyczaj i zdecydowali się wrócić na ostatnie zawody. Jestem szczęśliwy, że tak zrobili. Są powodem, dla którego siedzę tu jako zwycięzca Turnieju. Bez ich pomocy nigdy bym tego nie osiągnął. Nie byłbym w stanie uprawiać skoków jako dziecko. Przywozili mnie albo przyprowadzali na skocznię, ufali, posłali do szkoły, dzięki której mogłem pozostać zawodnikiem. Jestem im bardzo wdzięczny i ucieszony, że przyjechali razem z moimi znajomymi, to było piękne dzielić z nimi ten moment - cieszy się Granerud.
Skoczek osiągnął poziom, o którym jeszcze niedawno mógł pewnie tylko pomarzyć. Co najbardziej pomogło mu tak się rozwinąć? - Dużo pracowałem nad moją pozycją najazdową od zeszłego sezonu. Wtedy kontynuowałem błędy z poprzednich miesięcy i miałem przez to sporo problemów, chciałem się tego pozbyć. Pozycja była nieco za agresywna. Dlatego nabierałem w powietrzu trochę za dużo rotacji. Stąd coraz większy wpływ miały na mnie też pozycje nart po wyjściu z progu i to tak trwało, w kółko coś było nie tak. Przez większość lata skakałem całkiem dobrze, ale miałem defensywną pozycję na rozbiegu i byłem zupełnie niestabilny w powietrzu. Musiałem to przepracować - tłumaczył.
Jak Granerud zamierza świętować? - Odpłacę się Ryoyu Kobayashiemu, który zaprosił nas w zeszłym sezonie, gdy wygrał i zrobimy sobie małą imprezę z Japończykami. Mieszkamy w tym samym miejscu, więc to nie będzie problem. Powrót mamy dopiero w sobotę i to późno. Nie musimy się zatem już pakować i pędzić na lotnisko, mamy trochę czasu. Potem wracamy do Norwegii i mamy mistrzostwa kraju. Spróbuję być na nich trzeźwy - żartował.
Na podium można było zauważyć, jak Granerudowi trudno było utrzymać Złotego Orła, którego dostał za wygranie TCS. - Był niesamowicie ciężki. Nie wyobrażałem sobie, że aż tak. Kiedy go przynieśli, Dawid wyszeptał mi, żebym uważał, bo jest naprawdę trudny do uniesienia. No i on wie, bo przecież już raz go wygrał. Powiedział mi, że waży chyba 15 kilogramów, to dużo - mówił. - Powiedziałem mu, żeby sobie uważał, bo pamiętam, jak mnie było ciężko go dźwignąć. Dali mi i chyba w ferworze emocji go podniosłem, a potem patrzyłem, jak go przetransportować na dół, żeby nie dostać w głowę - wskazał nam wcześniej Polak.
Tymczasem właściwa waga Złotego Orła to 8,9 kilograma. - Naprawdę? Ej, uwierzyłem Dawidowi. W sumie nadal mu wierzę - śmiał się Granerud, twierdząc, że nagroda jest o wiele cięższa. - Ale to niewiele więcej niż kula używana w lekkoatletyce, do pchnięcia kulą (waży 7,26 kilograma - przyp.), a w Polsce chyba się na tym znają, mają sporo wielkich gości, którzy to uprawiają i mają sukcesy. Dawid pewnie ma doświadczenie - zakończył zwycięzca Turnieju. Norwegowi przypomniała się zatem polska tradycja sportowa - sukcesy w pchnięciu kulą może pamiętać choćby dzięki podwójnemu złotemu medaliście olimpijskiemu, Tomaszowi Majewskiemu.