Halvor Egner Granerud wygrał konkursy w Oberstdorfie i w Garmisch-Partenkirchen z takim zapasem punktowym nad innymi zawodnikami, że drugi w 71. Turnieju Czterech Skoczni Dawid Kubacki traci teraz do niego aż 26,8 pkt.
Czy to strata duża? Ogromna! Historia Turnieju uczy, że tak naprawdę jest ona nie do odrobienia. Znany z zamiłowania do statystyk Adam Bucholz z serwisu Skijumping.pl policzył, że różnica między pierwszym Granerudem a drugim Kubackim jest szóstą co do wielkości w historii na półmetku Turnieju Czterech Skoczni. I zauważył, że takiej przewagi lider nie obronił tylko raz. Na własne życzenie.
To, co 51 lat temu zrobił Yukio Kasaya, jest dziś nie do zrozumienia. On wygrał nie tylko w Oberstdorfie i Garmisch-Partenkirchen, ale też w Innsbrucku i przed konkursem w Bischofshofen miał aż 50,6 pkt przewagi nad drugim w klasyfikacji generalnej Ingolfem Morkiem. Gdyby wystartował w zawodach kończącym tamten TCS, to najpewniej zostałby pierwszym w historii skoczkiem, który po triumf w Turnieju sięgnął, wygrywając jego wszystkie konkursy. Dlaczego musieliśmy czekać na coś takiego aż do sezonu 2001/2002, gdy nie do zatrzymania okazał się być Sven Hannawald?
- Impreza już wtedy była prestiżowa, ale Japończycy wcześniej sobie zaplanowali, że wyjadą przed końcem, żeby się szykować do igrzysk u siebie. One były dla nich najważniejsze, a Yukio ogłaszał, że po to jedzie trenować do Sapporo, żeby tam wygrać oba olimpijskie konkursy. Był świetnym skoczkiem, aż przyjemnie było mi na niego patrzeć. Na tamtym Turnieju myślałem sobie, że wie, co mówi. Spodziewałem się, że rzeczywiście wygra u siebie dwa złote medale - wspominał w rozmowie ze Sport.pl Wojciech Fortuna.
Na tamtych igrzyskach Kasaya zdobył złoto oraz zajął siódme miejsce. A ten drugi konkurs wygrał Fortuna.
- Nigdy nie żałował, że jednak nie został do końca Turnieju Czterech Skoczni i nie spróbował zostać pierwszym w historii zawodnikiem, który wygrał wszystkie cztery konkursy w jednej edycji? - dopytywaliśmy Fortunę.
- Może komuś to powiedział, ale ja od niego nigdy czegoś takiego nie usłyszałem. Oczywiście byłby wygrał tamten Turniej Czterech Skoczni i konkurs w Bischofshofen pewnie też, bo skakał jak nakręcony - odpowiadał nasz były mistrz. - Na pewno współcześnie skoczek to bardziej zawodowy pracownik niż wolny ptak. Teraz każdy mistrz musi startować we wszystkich imprezach, żeby maksymalnie wykorzystać krótki czas swojej najlepszej formy. Turniej jest też o wiele większym wydarzeniem medialnym, telewizje płacą za niego wielkie pieniądze, a okres świąteczno-noworoczny sprzyja oglądaniu imprezy. Dla tej wielkiej, światowej widowni trzeba skakać zawsze do końca - dodawał Fortuna.
A ciekawe światło na sprawę rzucali też na Sport.pl dawni trenerzy. - Wielka szkoda, że Kasaya nie dokończył turnieju. Był znakomity, na pewno zasługiwał na to, żeby przejść do historii - mówił nam Janusz Fortecki, trener polskiej kadry z tamtego czasu. - Ja pamiętam to tak, że Japończycy jechali do siebie, bo do igrzysk mieli już mało czasu, a jeszcze czekały ich wewnętrzne kwalifikacje, w których Kasaya musiał uczestniczyć. Oni tam bardzo mocno walczyli o miejsca w kadrze i przygotowali się znakomicie - mówił z kolei Jan Gąsiorowski, który współpracował z Forteckim, a na co dzień prowadził Fortunę w Wiśle Zakopane.
Podobno tak naprawdę Kasaya miałby pewne miejsce w olimpijskiej kadrze Japonii i bez udziału w wewnętrznych kwalifikacjach. Ale uznał, że start w nich jest sprawą honoru.
Chociaż Fortuna twierdzi, że w japońskiej drużynie przed domowymi igrzyskami panował wyjątkowy rygor. - Oni szykowali się do igrzysk skoszarowani. Kasaya nie mógł nawet pojechać do swojej ciężarnej żony, miał tylko trenować. Dzięki temu gospodarze mieli swoje święto w pierwszym konkursie [zdobyli wszystkie trzy medale - red.], ale drugiego już nie mieli, bo ja wygrałem - mówi.
Przed austriackimi konkursami 71. Turnieju Czterech Skoczni pewne jest, że Granerud donikąd się nie wybiera. W środę 4 stycznia będzie bronił dużej zaliczki na skoczni Bergisel w Innsbrucku, a w piątek 6 stycznia w Bischofshofen najpewniej zostanie pierwszym norweskim triumfatorem Turnieju od 16 lat (w sezonie 2006/2007 wygrał Anders Jacobsen).
Będącemu w genialnej formie Norwegowi poważnie zaszkodzić mogłyby chyba tylko bardzo niestabilne warunki pogodowe. A tego mu nie życzymy. Natomiast mamy nadzieję, że w równych, sprawiedliwych warunkach również świetni tej zimy Kubacki i Piotr Żyła - ten drugi w Turnieju jest trzeci, ma 40,1 pkt straty do lidera - na austriackich skoczniach będą od Graneruda lepsi i że obaj skończą ten TCS na podium klasyfikacji generalnej.
Kubacki stawał już w karierze na podium i w Innsbrucku, i w Bischofhofen (tam nawet wygrywał), Żyła na obu skoczniach bywał w czołówce. Natomiast Granerud w Innsbrucku nigdy nie był wyżej niż na 15. miejscu. Ale chyba też nigdy nie był w aż tak świetnej formie, jak teraz. Nawet gdy wygrywał cały Puchar Świata w sezonie 2020/2021.