Niech Granerud wygra Turniej Czterech Skoczni. Polacy mogą to przebić

Łukasz Jachimiak
Halvor Egner Granerud znowu wygrał. Ale Dawid Kubacki znowu był na podium, w czołowej dziesiątce znów mieliśmy trzech ludzi i nawet jeśli Polak nie wygra 71. Turnieju Czterech Skoczni, to nie stanie się nic złego. Bo już stało się mnóstwo dobrego.

Dawid Kubacki był trzeci, Piotr Żyła - szósty, a Kamil Stoch - dziewiąty w konkursie w Garmisch-Partenkirchen w ramach 71. Turnieju Czterech Skoczni. Nieźle, ale czujemy niedosyt, bo ponownie - jak w Oberstdorfie - najlepszy był Halvor Egner Granerud i Norweg znacznie zwiększył swoją przewagę nad Polakami w klasyfikacji TCS-u.

Zobacz wideo Kubacki dziękuje żonie, że puściła go na TCS. "To nie jest komfortowa sytuacja"

Widzącym szklankę do połowy pustą a nie pełną, warto przypomnieć, że rok temu o tej porze Kamil Stoch zajął 47. miejsce w noworocznym konkursie w Ga-Pa. I wahał się czy wracać do domu, na reset i spokojne treningi, czy spróbować jeszcze poszukać przełomu na skoczni Bergisel w Innsbrucku, którą lubi.

Rok temu Stoch był naszym najlepszym skoczkiem w Pucharze Świata, a na półmetku Turnieju Czterech Skoczni miał dwa przegrane pojedynki KO, ani w Oberstdorfie, ani w Ga-Pa nie zdobył punktów. Po połowie 70. TCS-u nasza kadra nie miała ani jednego skoczka, który zapunktowałby w obu niemieckich konkursach. Teraz na austriacką część Turnieju Czterech Skoczni Polacy jadą mając na drugim miejscu Kubackiego, na trzecim Żyłę, na ósmym Stocha i na 20. Pawła Wąska.

Kubacki zrobił więcej już w trzech startach. Wąsek w sześciu

Szkoda już czasu i nerwów na wracanie do bardzo nieudanego poprzedniego sezonu. Taki Kubacki już w trzech pierwszych startach tej zimy zdobył więcej punktów niż przez całą poprzednią zimę. A jeśli czasami zauważamy, że wciąż brakuje nam mocnych młodszych skoczków, to zauważmy też i to, że 23-letni Wąsek już po sześciu konkursach tego sezonu miał w dorobku więcej pucharowych punktów niż w jakimkolwiek wcześniejszym, pełnym sezonie.

Jesteśmy w połowie Turnieju Czterech Skoczni, który jak na razie zdominował Granerud. Norweg jest w genialnej formie, wyraźnie wygrał oba konkursy i ma aż 26,8 pkt przewagi nad Kubackim i 40,1 pkt przewagi nad Żyłą. Trudno oczekiwać, że w równych, sprawiedliwych warunkach w Innsbrucku i Bischofshofen Polacy go dogonią i przegonią. A przecież trudno też życzyć komuś pecha.

Granerud jest świetny i jeśli to wytrzyma, niech wygra. Bo zasłuży. Pewnie, że pięknie byłoby znów widzieć Polaka ze Złotym Orłem - z sześciu ostatnich edycji Turnieju nasi skoczkowie wygrali cztery - ale to są statystyki wręcz niemożliwe do podtrzymania. Norwegowie za sprawą Graneruda za kilka dni mogą się doczekać swojego pierwszego triumfu w Turnieju Czterech Skoczni od 16 lat. Niemcy czekają już 21 lat i na 99,9 proc. teraz jeszcze się nie doczekają.

Dla nas najważniejsze jest, że my nie musieliśmy długo czekać na sukcesy. Że Polska znów jest tam, gdzie była za kadencji Stefana Horngachera i w pierwszych sezonach pod wodzą Michala Doleżala. Poprzedniej, ostatniej zimy z czeskim trenerem, cieszył jedynie olimpijski brąz Kubackiego. Teraz po 10 konkursach mamy 11 polskich podiów. Mamy lidera Pucharu Świata. Mamy drugie miejsce w Pucharze Narodów, gdzie tak naprawdę idziemy łeb w łeb z Austriakami, bo z ich 199 punktów przewagi aż 150 pkt pochodzi z mieszanej drużynówki (dostali za nią 200 pkt, a my 50).

Polska drużyna na medal. Potencjał na złoto

My mieszanej drużyny na najwyższym poziomie nie mamy i jeszcze długo nie będziemy mieli, ale w rok 2023 wskakujemy, znów mając świetny męski zespół. Kubacki, Żyła, Stoch i Wąsek to ekipa niemal gwarantująca medal na mistrzostwach świata. Z potencjałem na złoto. A złoto MŚ w całej historii skoków zdobyliśmy tylko raz - w Lahti w 2017 roku.

Kubacki i Żyła są jedynymi skoczkami tego sezonu, którzy w żadnym konkursie nie wypadli z top 10.

Stoch wygląda na przyczajonego i coraz bardziej gotowego do jeszcze jednego w swojej bogatej karierze ataku na największe rzeczy. A harmonijnie rozwijający się Wąsek nawet jeśli coś zepsuje, to nigdy na tyle, by nie być w szerokiej czołówce. To wszystko jest chyba cenniejsze niż Złoty Orzeł, który zdaje się nam odlatywać. Do Norwegii.

Więcej o: