Podkablowany. Kuriozalny powód dyskwalifikacji Polaka. FIS-ie nie idź tą drogą

Piotr Majchrzak
Paweł Wąsek został zdyskwalifikowany po niedzielnym skoku kwalifikacyjnym w Engelbergu. Powód jest kuriozalny, bo to nie do końca zapięty zamek w kombinezonie. Jeszcze bardziej absurdalne jest to, że skoczek przeszedł kontrolę na górze skoczni, ale sędzia miał nie zwrócić mu uwagi, tylko... podkablować do głównego kontrolera - co przekazał sam skoczek.

- Zszedłem na dół ze skoczni i dostałem informacje, że główny kontroler dostał informacje przez radio, że zamek od mojego kombinezonu jest niedopięty. I zostałem zdyskwalifikowany. Nawet nie wiem, czy to mogło pomóc. Nie zrobiłem tego specjalnie, bo nawet gdybym chciał, to bym pewnie zrobił to w drugiej serii, a nie w kwalifikacjach. Mam teraz nauczkę na przyszłość, żeby sprawdzać takie rzeczy. Głupi błąd - tłumaczył Paweł Wąsek w rozmowie z Eurosportem. 

Zobacz wideo Rekordowy start sezonu polskich skoczków. Tak dobrze jeszcze nie było

W sezonie 2022/2023 Paweł Wąsek imponuje regularnością i stabilnością swoich skoków. 23-letni skoczek zrobił bardzo duży krok do przodu w swojej karierze i pod wodzą Thomasa Thurnbichlera ustabilizował się na poziomie czołowej dwudziestki Pucharu Świata. Ba, do niedzielnego konkursu w Engelbergu Wąsek był jednym z zaledwie 10 skoczków, którzy punktowali w każdym z konkursów tego sezonu. Najmłodszy z polskiej kadry A był w tym sezonie kolejno 15., 22., 25., 28., 14.,11., i 23. Niestety w Engelbergu jego seria została przerwana w sposób bardzo prosty, który w przyszłości nie powinien się już przytrafić. 

Kontroler dostał informacje przez radio

Od lat kombinezony są zmorą kontrolerów w skokach narciarskich. Przez lata widzieliśmy też, jak sędziowie dopuszczają do zawodów skoczków w zdecydowanie za dużych kombinezonach, które skoczkom dają ogromną przewagę. Zresztą nie inaczej jest w tym sezonie. Bo chociaż przed tą zimą wprowadzono zmiany w pomiarze skoczków, to doszło do absurdalnych sytuacji, że zawodnicy to wykorzystali i umiejętnie podchodzi do pomiarów. Teraz wielu skoczków ma wręcz nienaturalnie "krótkie nogi" i gdy popatrzymy na ich kombinezony, to bardziej przypominają one kombinezony do wingsuitingu. I to jest teoretycznie zgodne z przepisami. 

Dlaczego o tym wspominamy? Bo dzisiaj dziwią nas słowa Pawła Wąska dla TVP Sport, który wspomniał o to, jak doszło do dyskwalifikacji. - Moja wina. Ale że na kontroli na górze nic ci nie powiedzą, żeby dopiąć, tylko od razu przez radio na dół… ech - powiedział Wąsek. 

Skoczek zasugerował, że to właśnie sprawdzający sprzęt na górze Mortem Solem przekazał informacje do Christiana Kathola. Ale polska kontrolerka sprzętu Agnieszka Baczkowska zauważa, że opcji jest więcej. - Niekoniecznie musiał to być Mortem Solem, mógł to zgłosić także np. jeden z trenerów czy inna osoba na skoczni. 

Schlierenzauerowi próbowali pomóc. Wąsek nie dostał szansy 

Niedopięty kombinezon właściwie nie ma większego wpływu na skok. Oczywiście jest to niezgodne z przepisami, ale bardziej ze względów bezpieczeństwa. Można sobie bowiem wyobrazić sytuację, że niedopięty kombinezon jakoś zsuwa się skoczkowi lub utrudnia mu ruchy, co może doprowadzić do niebezpiecznej sytuacji. Ba, w przeszłości mieliśmy wręcz legendarną już sytuacje, gdy na górze skoczni próbowano ratować kombinezon Gregora Schlierenzauera. Tam zepsuł się zamek i próbowano to uratować. Klejono go wręcz taśmą. Ostatecznie się nie udało.  - Wtedy też skończyło się dyskwalifikacją, bo jednak klejenie taśmą to jedno, ale kombinezon musi być zapięty - tłumaczy Agnieszka Baczkowska. 

 

Jeśli faktycznie błąd u Polaka zgłosił Mortem Solem to dziwne, że po prostu nie zwrócił uwagi młodemu skoczkowi, by dopiął zamek w kombinezonie. W dobie dziesiątek naciągnięć przepisów związanych ze sprzętem taka uwaga nie byłaby czymś złym, wręcz pewnie dobrze byłaby odebrana przez skoczka. Można tylko rzecz FIS-ie nie idź tą drogą.  - Ja z reguły staram się iść na rękę zawodnikom, jeśli widzę, że coś jest nie tak i można to poprawić. Jest jedno kluczowe pytanie, kiedy kontrolujący mógł zauważyć, że skoczek ma rozpięty zamek. Bo jeśli w momencie, gdy nasz skoczek siedział już na belce, to nie miał możliwości na zareagowanie - dodaje Agnieszka Baczkowska. 

Paweł Wąsek nadzieją skoków 

Po niedzielnej rywalizacji w Engelbergu polski skoczek był niezwykle rozżalony, że nie udało mu się znowu powalczyć o punkty. Tym bardziej jest szkoda, że zawodnikowi z Ustronia nie udało się przedłużyć naprawdę dobrej passy. W obliczu bardzo słabego skoku Stocha w złych warunkach - po konkursie Thurnbichler nie chciał nawet rozmawiać o Stochu i powiedział, że "Stoch nie miał absolutnie żadnych szans przy tym wietrze" w drugiej serii mieliśmy tylko dwóch skoczków. A to na pewno wynik, który chluby nam nie przynosi. 

Paweł Wąsek jest w tym momencie naszą jedyną nadzieją na to, że po gwiazdach takich jak Stoch, Kubacki czy Żyła przyszłość polskich skoków może być jeszcze pozytywna. - Taki był plan na początek sezonu, żeby wskakiwać do trzydziestki, by stało się normą. Później chciałem eliminować te błędy, które się pojawiają - dodawał Wąsek w Eurosporcie. 

Oczywiście za plecami Pawła Wąska jest kilku zdolnych skoczków jak Kacper Juroszek, Jan Habdas czy jeszcze młodzi Kacper Tomasiak, ale w ich przypadku Puchar Świata jest melodią przyszłości. Nie można też zapominać o Tomaszu Pilchu, ale ten w tym momencie znajduje się w bardzo dużym dołku. I wydaje się, że nie ma szans, by wyjechać na Turniej Czterech Skoczni.  Zaś w przypadku Wąska jest realna szansa, że wkrótce będzie regularnie wskakiwał do najlepszej dziesiątki Pucharu Świata, jeśli oczywiście dalej będzie pracował tak jak dotychczas. 

Więcej o: