Sytuacja w polskiej kadrze skoczkiń nadal jest bardzo napięta. Wszystko za sprawą konfliktu dwóch najlepszych obecnie Polek, Nicole Konderli i Kingi Rajdy, który przybrał na sile po weekendowej rywalizacji w Titisee-Neustadt. To sprawia, że do braku wyników może za chwilę dojść brak zawodniczek, które o te wyniki miałyby walczyć. Budzi to spory niesmak prezesa Polskiego Związku Narciarskiego, Adama Małysza.
- Dziewczyny za dużo wymagają od wszystkich w kontekście tego, co osiągnęły. My wiele w nie zainwestowaliśmy, cały czas zmienialiśmy sztab, a one dalej swoje. To nie jest łatwa sytuacja. Szczególnie że zostały nam dwie zawodniczki, które dają szansę na punkty w Pucharze Świata. Kiedy słyszy się problemy, jakie ich dotyczą, ani kibice, ani my nie czujemy się z tym dobrze - powiedział w rozmowie z WP Sportowe Fakty wybitny polski skoczek.
- Często w mediach słychać, że jakaś polska skoczkini zakończyła karierę. Tyle że kończyć karierę może ten, kto ją miał. Jeśli ktoś nawet kariery nie rozpoczął, może mówić o przygodzie ze skokami - dodał wprost Małysz.
Proces budowania żeńskiej kadry w skokach narciarskich w Polsce trwa już od lat i niestety kolejne sezony nie przynoszą poprawy sytuacji. Trwający konflikt między zawodniczkami również nie zwiastuje niczego dobrego, szczególnie że są one pod opieką dwóch różnych trenerów. Za kadrę narodową odpowiada co prawda Szczepan Kupczak, ale Konderla trenuje z Łukaszem Kruczkiem, a Rajda ze Sławomirem Hankusem.
- Szkoda, że o pewnych problemach dowiadujemy się od dziennikarzy. Mieliśmy rozmowę z Kupczakiem i Kruczkiem, wyjaśnialiśmy, jak oni widzą tę sytuację, co powinni zrobić. Po niej zawodniczki pojechały do Neustadt i znowu słyszymy takie rzeczy - podsumował Małysz.