- W ogóle nie czekam na mundial. I jestem zły, że sobie nie będę mógł usiąść latem, piwa wypić i popatrzeć na mecze. Tak fajnie było! Szło się na mecz, można było się schłodzić elegancko złocistym napojem i fajnie się oglądało. A teraz może finał obejrzę, a tak to chyba nic - mówił z uśmiechem Piotr Żyła tuż po konkursie Pucharu Świata w Wiśle.
Żyła - jak ma to w zwyczaju - mówił zapewne z przymrużeniem oka. Sęk w tym, że lada dzień skoki narciarskie wcale nie będą miały powodów do śmiechu. I bynajmniej nie dlatego, że dobra forma naszych najlepszych zawodników może ulecieć. Fakt jest taki, że nawet jeśli zaczną zajmować wszystkie miejsca na podium i odnosić inne spektakularne sukcesy w Pucharze Świata, to mundial z pewnością odbierze im uwagę.
To coś, do czego latami nie byli przyzwyczajeni. Od końca listopada do wiosny media skupiały się na nich, z wyjątkami na mecze eliminacji piłkarskich mistrzostw Europy i świata, imprezy szczypiornistów czy Australian Open. Piłkarski czempionat sieje zgrozę na rynku, odbierając zasięgi stacjom telewizyjnym, które nie posiadają praw.
- Napisałem list do Seppa Blattera. Użyłem ostrych słów. Jaka była reakcja? Zerowa. FIFA myśli, że są bogami i właśnie w ten sposób się zachowują. Kompletnie ich nic nie interesuje - mówił przed siedmioma laty nieżyjący już były prezydent FIS Gian Franco Kasper, który oburzał się na nietypowy termin mundialu.
Wtedy plany zakładały organizację mistrzostw w styczniu, tuż przed zimowymi igrzyskami olimpijskim. - FIFA jeszcze nigdy nikogo nie słuchała. Futbol ma taką pozycję, że nie zwraca uwagi na inne dyscypliny. Nie Blatter jest tutaj problemem, a moc i siła piłki nożnej. Trzeba tym ludziom uzmysłowić, że takim podejściem zabijają zimowy sport - dodawał Szwajcar cytowany przez insidethegames.biz.
Szczęśliwie termin piłkarskiego czempionatu wyznaczono na listopad i grudzień. Ale wielkiej ulgi to nie przynosi. Kasper już w 2015 r. mówił, że trzeba będzie dostosować pory rozgrywania zawodów do meczów, aby te się nie pokrywały. Wygląda jednak na to, że w przypadku skoków prace nad tym zaczęły się dopiero w zeszłym sezonie.
- Po raz pierwszy zdaliśmy sobie sprawę z trudnej sytuacji zeszłej zimy po rozmowie z niemiecką telewizją. Jak tylko skończyli spotkanie z FIFA dotyczące mistrzostw świata w Katarze, od razu mnie o tym poinformowali. Zastanawiałem się, jak zmienić to wyzwanie w szansę, ale nie znalazłem odpowiedniego rozwiązania - mówi Sport.pl Sandro Pertile, dyrektor PŚ w skokach. Ostatecznie wymyślono otwarcie sezonu w Wiśle już w pierwszy weekend listopada, a później trzy tygodnie przerwy i nienaturalnie wczesne pory rozgrywania konkursów w Ruce i Titisee-Neustadt. Zaburzone zostało to, na co FIS stawiał od kilku sezonów, czyli jak najwięcej konkursów wieczornych.
- Podczas ostatnich zimowych zawodów w Planicy rozmawialiśmy o tym i podzieliliśmy się pomysłem z niektórymi trenerami. Natychmiast poparli tę koncepcję. Wszyscy rozumieliśmy, że mistrzostwa świata w piłce nożnej były dla nas wyzwaniem. Rozmawialiśmy z przedstawicielami związków narciarskich w kilku krajach i wszyscy poparli ten pomysł. Widzieliśmy ryzyko, ale i szansę. Decyzja została jednogłośnie poparta przez wszystkie państwa - uzupełnił Pertile.
Zamiany zatwierdzone, więc nie ma powodów do zmartwień? Tylko w teorii. Bo choć konkursy będzie można obejrzeć bez dylematu, czy wybrać mecz, czy zawody w skokach, to turniej piłkarski i tak odbije się na marketingowej stronie narciarstwa.
Wystarczy wyobrazić sobie sytuację, w której Dawid Kubacki wciąż utrzymuje znakomitą formę, przeskakuje rywali w każdych zawodach i nadal jest liderem Pucharu Świata. W normalnej sytuacji media mówiłyby, pisały i pokazywały jego sukcesy przez kilka godzin po konkursie. Teraz tuż po zawodach będą rozpoczynały się mecze. A jeśli dojdzie do tego spotkanie reprezentacji Polski, to o sukcesie skoczka niewielu usłyszy.
- Oczywiście, że sukcesem Kubackiego media będą żyły przez to mniej. Od początku było wiadomo, że robienie mistrzostw świata na przełomie listopada i grudnia to kuriozum i nonsens. Teraz widzimy, że gdyby to był nonsens, to by tych mistrzostw nie było. Okazało się, że ludzie, którym na tym zależało, są silniejsi od tych, którzy mają rozum w głowie. To tak, jakby ktoś zrobił Puchar Świata na śniegu latem i szukał miejsca jak Chile czy Argentyna. Chociaż fakt jest taki, że fachowcy już zastanawiają się nad tym, żeby coś takiego zorganizować. Pytanie, czy jakikolwiek inny kraj się nad tym zastanawia? - mówi Sport.pl Tomasz Redwan, ekspert marketingu sportowego i sponsoringu z agencji REDSport.
Być może Polska to rzeczywiście jedyny kraj, który mocniej się nad tą sprawą pochyla. Mogą wskazywać na to słowa trenera norweskich skoczków, który nie uważa, aby należało było obwiniać piłkę o zły wpływ na ich dyscyplinę. - Zawsze będziemy rywalizować o uwagę z innymi imprezami, takimi jak mistrzostwa świata w piłce nożnej. Następnym razem będzie to Formuła 1, lekkoatletyka lub coś innego. Jedyne, na co mamy wpływ, to jak uatrakcyjniamy nasz sport, dlatego wszystkie środki i energię powinniśmy poświęcić na rozwój naszej dyscypliny. W Wiśle pokazaliśmy światu, że jesteśmy sportem narciarskim niezależnym od pór roku. To wielka szansa na przyszłość, by być może wprowadzić skoki w takie miejsca na świecie, gdzie w ogóle nie ma śniegu - przyznał w rozmowie ze Sport.pl Alexander Stoeckl.
Straty może jednak liczyć FIS, chociaż na jego ocenę przyjdzie czas dopiero po mundialu. - Wiele osób zrozumie skutki dopiero w ciągu najbliższych tygodni. Piłka i narciarstwo będą rozgrywane równolegle. Być może sporty zimowe na tym stracą, ale powinniśmy też sprawdzić wartość piłki nożnej zimą. Być może wynik będzie niższy od oczekiwań - zastanawia się Sandro Pertile.
Pierwsze rezultaty można jednak już zauważyć i dotyczą one inauguracji Pucharu Świata w Wiśle, która odbyła się najwcześniej w historii. Przesunięcie otwarcia zimowej rywalizacji nie przyciągnęło przed telewizory tak wiele osób, jak ten tradycyjny termin pod koniec listopada. Przed rokiem inauguracyjny konkurs oglądało na antenie TVN 2,75 mln osób, a tym razem zmagania przyciągnęły 2 mln osób w TVP 1 i TVP Sport łącznie. Widownia Eurosportu 1 zachowała się na podobnym poziomie - ok. 600 tys. - wynika z danych nadawców oraz portalu wirutalnemedia.pl.
Trudno jednak odpowiedzieć na pytanie, czy to jedynie przesunięcie terminu wpłynęło na spadek oglądalności. Być może to pokłosie słabego ubiegłego sezonu i coraz większego rozdrobnienia na rynku telewizyjnym, które sprawia, że największe stacje z roku na rok tracą wielomilionowe widownie. Mundial dorzuci do tego swoje trzy grosze. Oby nie był to efekt długofalowy. W przeciwnym razie straty mogą być ogromne. Na razie ze sponsorami negocjować nie trzeba było.
- Myślę, że to ewenement, w związku z tym nikt nie próbował renegocjować umów, tym bardziej że to niezależne od FIS i od organizatorów, czy ktoś będzie bardziej chciał oglądać piłkę nożną niż skoki - uważa Tomasz Redwan. Ekspert uspokaja jednak, że zaraz po mistrzostwach wszystko wróci na właściwe tory.
- O ile dobrze pamiętam, to finał mundialu w 2018 r. był tego samego dnia co finał Wimbledonu i nikt z tego powodu nie darł szat. My oczywiście możemy narzekać, ale to jest taki paradoksalny kraj. To Polska, gdzie skoczkowie narciarscy są silniejsi niż piłkarze - ewenement na skalę światową - twierdzi ekspert. - Jeśli ich dyspozycja się utrzyma, to pod koniec grudnia będzie fantastycznie. W czasie Turnieju Czterech Skoczni już nikt nie będzie ingerował w nasze znakomite skoki - podkreślił Redwan.
I oby forma Kubackiego się utrzymała, bo w przypadku ewentualnego zwycięstwa w imprezie noworocznej, nikt zasłużonej uwagi mu nie odbierze. A straty niech liczą działacze światowej federacji narciarskiej, którzy mieli lat kilka, aby zorganizować to wszystko lepiej. Bo sport na pewno obroni się sam.