Mocne wyznanie Eisenbichlera. "Pasja zaczęła się wypalać"

Skoki narciarskie to nie tylko radość z lotu i rywalizacja na całym świecie. W przeszłości wielu zawodników nie wytrzymało trudów swojej kariery, popadając w depresję. Blisko tego był Markus Eisenbichler, który w trakcie weekendu w Wiśle przyznał, że konieczne było skorzystanie z pomocy specjalisty.

Markus Eisenbichler jest bez wątpienia jednym z najbardziej charyzmatycznych skoczków we współczesnej karuzeli Pucharu Świata. Poza wieloma sukcesami sportowymi, takimi jak mistrzostwo świata na dużej skoczni w Innsbrucku, czy brąz na mistrzostwach świata na normalnej skoczni w Lahti, Niemiec jest znany ze swojego ekstrawertycznego zachowania, będącego m.in. powodem tworzenia memów ze skoczkiem w roli głównej.

Zobacz wideo Trener polskich skoczków wskazał kluczową zmianę po klęsce z zeszłego sezonu. "To wielka zaleta"

Wygasła pasja

Tym razem podopieczny Stefana Horngachera opowiedział o znacznie smutniejszym temacie, jakim są problemy psychiczne.

Minionego lata, jedna z gwiazd skoków narciarskich, nie wystąpiła w żadnym konkursie Letniego Grand Prix. Było to związane z kłopotami zawodnika, który na nowo poszukiwał motywacji do dalszej rywalizacji i radości z oddawania prób treningowych.

Pod koniec zimy zauważyłem, że pasja, która jest we mnie, zaczyna się wypalać. Zacząłem myśleć nad tym, co może być przyczyną, bo nadal chciałem robić to, co robię, ale brakowało mi kopa. W końcu zdecydowałem się skorzystać z pomocy z zewnątrz. Nie wstydzę się tego, nie chcę wpaść w fazę depresyjną. Było kilka kwestii o charakterze prywatnym i sportowym, które wymagały przepracowania. Latem byłem bardzo spokojny na skoczni, nawet kiedy skakałem bardzo dobrze. Zaraz po skoku myślę o tym, co zadziałało, a co mogę zrobić lepiej. Byłem trochę bardziej zrelaksowany

- powiedział skoczek w rozmowie ze skijumping.pl.

Podczas weekendu w Wiśle, otwierającego nowy cykl Pucharu Świata, niemiecki zawodnik był daleki od najwyższej formy. W sobotnim konkursie zajął od 13., a w niedzielnym 20. pozycję, co nie było dla niego szczytem możliwości. Mimo to, zważając na okoliczności, jego powrót na skocznię bardzo cieszy.

Przypomnijmy, że w przeszłości problemy psychiczne praktycznie zakończyły karierę innego z niemieckich mistrzów, Svena Hannavalda. Rywal Adama Małysza nie był w stanie podnieść się po bardzo nieudanych mistrzostwach świata w Predazzo w 2003 roku, co skończyło się odstawieniem nart do komórki latem 2005 roku. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.