Dwa dni rywalizacji w Wiśle i na razie tylko jedna dyskwalifikacja - Amerykanina Deckera Deana podczas piątkowych kwalifikacji za kombinezon. Wydawać by się mogło, że w kontekście sprzętu w skokach narciarskich wreszcie zapanował względny spokój. A jak naprawdę jest za kulisami?
Nowy kontroler w Pucharze Świata, Christian Kathol, zapewnia, że naprawdę niewiele się dzieje. Że zasady są klarowne, prób oszukiwania mniej, a nowinek wyciągniętych na pierwsze zawody tej zimy nie widać. Zawodnicy i trenerzy też są raczej zadowoleni, nie narzekają, jak rok temu, gdy od samego początku w kwestiach sprzętowych był ogromny chaos.
Zmowa milczenia? A może jednak rzeczywisty stan? Nie ma podstaw, żeby na razie nie wierzyć w to, że sytuacja się uspokoiła. Jednak to nie tak, że ktoś zamierza tu stracić czujność. - Wszystko może zmienić się w jeden dzień - zapewnia Kathol.
Przed sezonem poprosiliśmy o opinie o sprzęcie kilku skoczków, nie tylko z poziomu Pucharu Świata, żeby spróbować przekonać się, jak widzą najbliższą zimą pod aspektem technologicznym. Reakcje były bardzo różne. I te spokojne, wyważone, ale i te zwracające uwagę, że problem jeszcze nie wszędzie zniknął.
- Myślę, że nowe zasady są krokiem w dobrym kierunku, ale jest jeszcze wiele miejsca na innowacje i rozwój. Latem wszystko wyglądało wiarygodnie i rozsądnie. Zazwyczaj testujemy wówczas różne rzeczy i myślę, że widzieliśmy to u większości największych reprezentacji. Skoki to sport, gdzie sprzęt jest bardzo ważny i trudno spełnić zasady, choćby te dotyczące kombinezonów, w stu procentach. Wpływają na to małe czynniki i detale jak ciało zawodnika, rozciąganie materiału fabrycznego, temperatura i błędy popełniane przy pomiarach. Zadanie zapewnienia jasnej i czystej rywalizacji na pewno jest dla kontrolerów sprzętu trudne, ale na razie idzie dobrze - mówił nam jeden z norweskich zawodników z poziomu Pucharu Świata.
A co, jeśli zejdziemy nieco niżej? Tu zaczynają się kłopoty. - Powiedzmy sobie szczerze: skoki nigdy nie będą w pełni fair. Żaden sposób na mierzenie krocza nie będzie odpowiedni i nie pozwoli uniknąć oszukiwania - tłumaczy nam jeden ze słoweńskich zawodników startujący w Pucharze Kontynentalnym i FIS Cup. - Nowy system bardzo ogranicza możliwości dla "oszustów", ale nie jest idealny. Sprawia też sporo problemów mniejszym nacjom. Ale ich kombinezony są malutkie w porównaniu do niektórych balonów - mówi wprost. Od kilku trenerów słyszymy, że w drugiej i trzeciej lidze skokowej rywalizacji problemy mogą być o wiele większe niż w Pucharze Świata, bo odeszło stamtąd kilka doświadczonych osób kontrolujących sprzęt.
Co dalej z Pucharem Świata? Cóż, trudno przewidywać, żeby ta sytuacja - spokój w środowisku - utrzymała się do mistrzostw świata w Planicy, a już na pewno nie do końca sezonu. - To pytanie za milion dolarów: do kiedy to się utrzyma? Myślę, że o właściwym stanie rzeczy przekonamy się dopiero około Turnieju Czterech Skoczni. Na razie wszyscy są cicho i czekają, co się wydarzy. Na Turnieju może być za to wysyp strojów o za dużych parametrach w kilku miejscach - uważa jeden z najważniejszych działaczy w świecie skoków.
- Na co pozwoli FIS? Latem było kilka dyskwalifikacji i znaków ostrzegawczych, ale zima prawdziwie zweryfikuje, czy to pozostanie dość restrykcyjne, takie jak powinno. Trochę nie chcę wierzyć, że coś realnie się zmieni. Będzie jak w ostatnich latach. Niektórzy będą mogli oszukiwać mniej, niektórzy więcej. Kto więcej? Wiemy, kto wykłada pieniądze na ten sport. A kto płaci za kolację, bierze większy talerz. To normalne, niestety - dodaje pytany przez nas działacz.