Debiut Thomasa Thurnbichlera w roli trenera polskich skoczków w zawodach Pucharu Świata przebiegł idealnie: punktowało sześciu jego zawodników, a najlepszy, Dawid Kubacki, wygrał cały sobotni konkurs w Wiśle.
Thomas Thurnbichler: Może wciąż to "2+", bo musimy się wciąż rozwijać. Dam "1", tę klasę światową, tylko w przypadku wszystkich zawodników skaczących na najwyższym poziomie.
Chyba tak, ha, ha. Ale mówiąc poważnie, musimy być zadowoleni. Były trudne warunki, zmienny wiatr, a my mamy czterech zawodników w najlepszej piętnastce zawodów. To było trochę jak taki wymarzony start, zawsze chce się, żeby tak wypadł. Jednak na koniec musisz pracować bardzo ciężko, żeby to osiągnąć. I cały nasz zespół właśnie tak teraz działa. To świetnie, że tak zaczynamy sezon.
Tak, ale w sumie wiedzieliśmy, że tak będzie. Że wszyscy inni pracowali tak samo ciężko. I że to świetni, utalentowani zawodnicy, a także trenerzy. W tym sezonie walka pomiędzy nami będzie naprawdę zacięta.
Pewnie. Widziałem, że ma kłopoty i serce mi się zatrzymało, ale na szczęście chwilę później minął linię i się nie przewrócił. To było trudne i nerwowe. Najtrudniejsza sytuacja, odkąd jestem trenerem. Ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze.
Do jutra się nie dowiemy. Może nawet do Zakopanego, nigdy nic nie wiadomo. Ale to była decyzja podjęta wspólnie, przez cały nas zespół. Także z trenerami z kadry B, czy juniorów. Ma pewne zalety, ale jakieś wady też. Jedno i tak się nie zmieni: czy w Wiśle, czy w Zakopanem i tak skakaliby najlepsi polscy skoczkowie. Liczę, że spiszą się dobrze.